Kto wie, czy to nie najważniejszy świadek w tej sprawie. To on - oprócz sprawców gwałtu - ostatni widział żywą Małgosię i po wyprowadzeniu dziewczyny z dyskoteki oddał ją w ręce Irka. Czy widział coś więcej? Zeznania Krzysztofa K. od początku budziły wiele wątpliwości. Świadek zmieniał zdanie, dopasowywał niektóre fakty do tego, co usłyszał od innych, a nawet parę razy przyznał się do udziału w tym gwałcie. Już 2 stycznia 1997 roku powiedział policjantowi, że za zgodą dziewczyny tej sylwestrowej nocy odbył z nią stosunek. Podobała mu się, była atrakcyjna. Ze szczegółami opowiadał, jak ją rozbierał, gdzie położył, a nawet to, że po wszystkim przeniósł ciało pod stodołę. Narysował szkic, na którym zaznaczył wszystkie te miejsca, co odpowiadało ustaleniom w śledztwie. Potem te zeznania odwołał, mówiąc że... je sobie wymyślił, bo chciał mieć święty spokój. Już 17 stycznia 1997 ze spuszczoną głową, czerwony na twarzy, co skrupulatnie odnotowano w protokole zeznań, tłumaczył, że jest niewinny.
Teraz przed sądem powtórzył to samo, tłumacząc powód ówczesnego przyznania się do udziału w gwałcie: - Za każdym razem podczas przesłuchań przez policjantów byłem bity, wyzywany, że jestem mordercą - zeznawał 1 października. - Sugerowano mi przebieg zdarzenia. Jak coś nie pasowało, to dostawałem w twarz i słyszałem, że następnym razem, jak nie będę gadał, jak chcą, dostanę mocniej. Gdy to mówił, głos mu się załamał. Płakał.
Cały tekst można przeczytać w papierowym wydaniu "GP-WO", dostępnym także online: https://www.egazety.pl/ryza/e-wydanie-gazeta-powiatowa-wiadomosci-olawskie.html
Napisz komentarz
Komentarze