Jej pierwsze zeznania, te ze stycznia 1997 roku, są najciekawsze. - Gdy w sylwestrową noc wróciliśmy i podjechaliśmy pod dom, była pierwsza czterdzieści - mówiła. Usłyszała wtedy cichą rozmowę dwóch osób, mężczyzn, z okolic stodoły państwa R., gdzie parę godzin później, 1 stycznia, znaleziono nagie zwłoki brutalnie zgwałconej Małgosi. Po trzech minutach, gdy auto wjechało na posesję, usłyszała jeszcze jak spod tej samej stodoły ktoś krzyczał "Aaaa!".
- Widziałam tam dwie postacie, dwóch mężczyzn - mówiła. - Nie potrafię ich opisać.
Po roku, w grudniu 1997 roku, gdy Agnieszka N. zeznawała ponownie, nie była już w stanie powiedzieć, czy to na pewno były męskie głosy: - Ja teraz nawet nie mogę stwierdzić, czy to byli mężczyźni.
Prostowała też informacje, jakoby miała komuś powiedzieć, że jeden z tych mężczyzn przyjechać samochodem do Miłoszyc: - Na pewno nikomu nie powiedziałam tego.
Na pytanie, jak to jest, że wcześniej mówiła o mężczyznach, a teraz już nie, odpowiadała: - Pod wpływem tego wydarzenia być może zasugerowałam się i powiedziałam, że to byli mężczyźni. Nie zdziwiło mnie, że mogą tam przebywać, bo obok odbywała się "osiemnastka". Chciałam jak najwięcej powiedzieć, by pomóc. Dziś nie jestem w stanie nic więcej dodać.
Podczas kolejnych zeznań, w połowie 1998 roku, Agnieszka N. nie była już w stanie potwierdzić, ile postaci widziała, choć podtrzymała swoje wcześniejsze zeznania. Podobnie było na procesie Tomasza Komendy w 2003 roku, gdy mówiła: - Na posesji państwa R. widziałam kilka osób, ale nie wiem, ile ich było. Widziałam je przez sekundę. Nie wiem, kto to był.
Napisz komentarz
Komentarze