Już tłumaczę. Wprawdzie wiedziałem, że utwory pisarki Blanki Lipińskiej sytuują się gdzieś w pobliżu dawnych powieści dla pensjonarek, niemniej jednak nieuważnie poszedłem na ekranizację jej dzieła pt. "365". I już żałuję.
Na usta ciśnie mi się tylko określenie Stanisława Lema (ostatnio moje ulubione), że dopóki nie zajrzał do internetu, nie wiedział, że wokół jest tylu idiotów. No to ja zajrzałem do filmu i zobaczyłem. Cóż takiego? Świat marzeń polskiej kobiety, sen współczesnej pensjonarki.
Jak wygląda takie takie idealne życie? Kobieta jest młoda, piękna i bogata - to nie podlega dyskusji, taka oczywista oczywistość. Że nie pracuje, to też normalka.
Co dalej? Wystawne śniadania i kolacje na brzegu basenu/morza (do wyboru), przeloty prywatnym odrzutowcem, rejsy takimże wypasionym jachtem po Morzu Śródziemnym, noclegi w najlepszych hotelach, facet z własnym zamkiem i kupą ochroniarzy, za to bez problemów finansowych, zakupy w najdroższych butikach świata, w przerwach wielogodzinne przymiarki ekskluzywnych ciuchów, które można kupić jutro. To wszystko przetykane ostrym i wszechstronnym (dosłownie) seksem z włoskim adonisem o ukształtowanym przez Boga sześciopaku, za to z penisem wyrzeźbionym - jak z ekranu mówiła bohaterka filmu - przez samego diabła. Jeżeli chodzi o seks, to mogę jeszcze dorzucić, że oczywiście mamy w filmie sztukę oralną, tylko raczej bez mówców.
Byłbym zapomniał, jest też przykuwanie partnerki łańcuchem do łóżka podczas seksu, ale od czasów wszystkich twarzy Graya to standard chyba nawet u nas w Domaniowie czy w Godzikowicach.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym od razu nie zauważył pewnych warsztatowych niedoróbek scenariusza. Bosy przystojniak ani razu nie grał na fortepianie. Brakowało też prywatnego śmigłowca, a to przecież obok odrzutowca jeden z podstawowych atrybutów współczesnego mężczyzny marzeń.
W każdym razie, panowie, nie macie szans z takim wyobrażeniem, z taką bajką, z taką durnotą.
*
Już na drugi dzień rano, gdy smażyłem swojej kobiecie niedzielne naleśniki na śniadanie, głupio mi było, że nie jestem w garniturze od Armaniego i akurat o wschodzie słońca nie płyniemy własnym jachtem na Majorkę, ale żona... jakoś zniosła to dzielnie. Czego i wam, panowie, życzę.
*
I jeszcze taka puenta. Z reklamy produktów spożywczych mięsopodobnych, czyli parówek. Jedna pani parówka mówi do drugiej, przyglądając się trzeciej, tej płci męskiej.
- Adonis?
- Kabanos - sprowadza ją na ziemię koleżanka.
No właśnie.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze