- Jak wpadł do domu, to mówił tylko "o, Jezu", "Matko Bosko", a dopiero po chwili, że tam leży martwa dziewczyna i to chyba ta, co jej szukają - mówiła Danuta R. przed sądem. Zadzwoniła po policję, przyjechała też karetka. Lekarka stwierdziła zgon.
- Ja tam nie podchodziłam, z daleka tylko widziałam, że leżała nagusieńka, w samych skarpetkach, może miała tylko jedną, ale nie pamiętam. Włosy miała oszronione i rozwichrzone. A obok była zwinięta w kulkę czarna sukienka - zeznawała. Zapewniła, że nikt z rodziny nic nie ruszał. Potem mąż znalazł czapkę i butelkę po wódce. Tej nocy siedzieli główne w pomieszczeniu, którego okna wychodzą na podwórko, ale nic dziwnego nie widzieli. Pies też nie szczekał. Był jednak przywiązany, za stodołę nie miał jak pójść, poza tym był wystraszony odgłosami petar, więc chował się do budy.
Napisz komentarz
Komentarze