- Mam tu 35 krzewów róż, w tym 5 dużych, pnących - mówi pan Zbigniew Jurijków. Kwiatów nie jest w stanie policzyć, bo to już setki, a nawet bliżej tysiąca. - Te dwa największe krzewy pnące sadziła jeszcze moja mama, więc mamy rodzinne tradycje w pielęgnowaniu akurat róż.
Inne kwiaty przy domu przy Młynarskiej też widać, ale dominują jednak róże. Dlaczego akurat one?
- Zawsze były w naszym domu i tak już zostało - tłumaczy pan Zbigniew. - Matka się kochała w różach, my z żoną Danutą - też.Najbardziej lubię te pnące. Po pierwsze dlatego, że jeszcze mama je sadziła, Po drugie - bo są najpiękniejsze.
W oczy rzucają się dwa krzewy posadzone blisko siebie. Jeden z czerwonymi kwiatami, drugi z białymi.
- Chciałem je w pewnym sensie skrzyżować, teraz kwiaty się trochę plączą, taki efekt biało-czerwony jest - mówi.
Zbigniew Jurijków w Bystrzycy mieszka od zawsze, tu się urodził. Wcześniej pracował na rożnych maszynach w oławskie firmie produkującej tłumiki samochodowe. Dwa lata temu przeszedł na emeryturę, ale nie nacieszył się nią zbytnio, bo w tym samym roku zmarła żona Danuta. Dziś, gdy patrzy na kwiaty, sadzone i pielęgnowane wspólnie, wie, że musi to dalej ciągnąć. - Bo żona to lubiła, chlubiła się nimi - mówi. - Myślę sobie czasem przy tych różach o żonie, ale nie za dużo, bo by człowiek po prostu zwariował.
Pielęgnacja tylu krzewów zajmuje trochę czasu. Bo to trzeba i plewić chwasty, podcinać, podlewać, ale że efekt końcowy cieszy, jest po co. Zwłaszcza że ludzie przychodzą, podziwiają, chwalą.
- Akurat wczoraj były dwie panie, stanęły sobie z przodu domu, od ulicy, robiły zdjęcia - opowiada pan Zbigniew. - Nie wychodziłem, żeby nie przeszkadzać, ale widziałem, że im się podoba, więc satysfakcja jest.
W ostatnim czasie już nie dosadza nowych róż, bo u niego każda ma już swoje miejsce. Porobił i nawet takie metalowe obwódki, że jak podlewa, to woda nie ucieka, tylko ma pewność, że to, co wleje, dochodzi do korzenia.
Napisz komentarz
Komentarze