Co roku jest ten sam problem, bo oprócz spalania odpadów roślinnych na działkach, wciąż niektórzy palą w domowym piecu tym, co jest pod ręką. Ale widać też zmianę na lepsze. - Doszliśmy do takiego etapu i taka jest świadomość społeczeństwa, że ludzie sami od nas wymagają, aby robić kontrole - mówi Paweł Gardyjan. - Dzwonią, informują, skarżą się, że nie mogą otworzyć okna, że nie mają czym oddychać, a my uruchamiamy patrol i jedziemy sprawdzać.
Strażnik wyjaśnia, że duży dym wcale nie musi oznaczać, że ktoś pali odpadami czy plastikiem. Ostatnio taka sytuacja była na ul. Tulipanów w Oławie. - Był gęsty, niskoschodzący dym, sąsiad się skarżył, że nie może otworzyć okna, że nie ma czym oddychać - mówi strażnik. - Kobieta nas wpuściła. Poszliśmy do kotłowni, było czyściutko, węgiel ze świadectwem jakości, drewno suche wysezonowane, kupione w punkcie na składzie opału. Na wszystko były papiery, tylko że to był ogromny piec, było nałożone dużo węgla i dlatego się kopciło przy rozpalaniu. Takiej osobie nic nie można zarzucić, bo zanim duży piec się nagrzeje, a na spodzie jest dużo drewna i węgla, to naturalne, że wydobywa się więcej dymu. Ale są też przypadki, że ludzie palą śmieciami, płytami meblowy, plastikami. ARTYKUŁ W CAŁOŚCI W E-WYDANIU: TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze