- Jak wyszłam na ulicę, dwóch chłopaków prowadziło dziewczynę bez kurtki i to zwróciło moją uwagę - mówiła w kolejnym dniu miłoszyckego procesu Urszula W., matka zeznającego wcześniej Andrzeja W., który razem z Krzysztofem K. jako ostatni widzieli Małgosię żywą. - Mieszkamy przy samym skrzyżowaniu, więc widziałem ich tylko przez moment. Szli ulicą Główną, a skręcili we Wrocławską, w stronę Laskowic.
*
Urszula W. ma 64 lata, mieszka w Miłoszycach, to emerytka z wykształceniem podstawowym. Dziś nie pamiętała tego, jak wyglądała tamta dziewczyna. Wie, że trzymali ją pod pachy, jeden z jednej, drugi z drugiej strony: - Wyglądu chłopaków też nie pamiętam, nie zwracałam na to uwagi. To były tylko sekundy. Zauważyłam tylko, że oni mieli kurtki, a ona nie. A było zimno. Na to zwróciłam uwagę. Obaj byli wyżsi od niej. Widziałam ich tylko tyłem. Potem puściliśmy petardy i wróciliśmy do domu. Było zimno, więc długo nie dało się wysiedzieć na dworze.
Podczas odczytywania zeznań Urszuli W. z 2 stycznia 1997 roku okazało się, że wtedy powiedziała, że obaj mężczyźni prowadzący Małgosię nie byli z Miłoszyc. - Nie był to też Krzysztof K, a znam go, bo mój syn się z nim koleguje - mówiła świadek. - Przypuszczam też, że nie pochodzą z Miłoszyc, bo naszych to znam.
To wypowiedź wzbudziła zdziwienie.
- Najpierw mówi pani, że tych mężczyzn nie rozpoznała, a potem mówi pani, że to nie był nikt z Miłoszyc - dopytywał pełnomocnik rodziców Małgosi radca prawny Wojciech Mrozek.
- Po chodzie rozpoznaję tych, którzy blisko mnie mieszkają - tłumaczyła świadek.
- Po chodzie? A mówiła pani, że było ciemno i tylko jedna lampa - dopytywał obrońca Ireneusza M. adwokat Marcin Kostka.
- Nie było tak bardzo ciemno, ale też nie lampa przy lampie.
- Czy w takim razie widziała pani coś jeszcze, skoro sposób chodzenia pani rozpoznała.
- Nie, więcej szczegółów nie widziałem.
- Ma pani wyjątkową umiejętność rozpoznawania ludzi po chodzie, a czy dzisiaj by pani rozpoznała te osoby po chodzie? - pytała obrońca Norberta Basiury, mecenas Renata Kopczyk.
- Po tylu latach na pewno nie rozpoznam - odpowiadała Urszula W.
Generalnie świadek była mało wiarygodna. Jej obecne zeznania nie zawsze zgadzały się z tymi, które składała wcześniej, a rozbieżności nie potrafiła wyjaśnić. Dziś spontanicznie poprawiała odczytywane zeznania sprzed lat, twierdząc, że wcale tak nie mówiła, choć chwilę później okazywało się, że wcześniej te same zeznania bez dzisiejszych poprawek podtrzymywała bez uwag.
Z jej zeznań i jej syna wynikało, jakby nigdy poważnie i dłużej nie rozmawiali ze sobą o tak głośnym morderstwie, do jakiego doszło po sąsiedzku, na dodatek Andrzej W. jako ostatni widział ofiarę żywą, więc teoretycznie oboje powinni być bardzo żywo zainteresowani tym, co się na ten temat mówiło we wsi.
Na pytanie sądu, czy kiedykolwiek rozmawiała z kimkolwiek na temat tego zbrodni, Urszula W. odpowiedziała: - Nigdy z nikim nie rozmawiałam, bo opiekuję się starszą mamą, więc mam cały czas coś do roboty.
Bardzo dziwne były wypowiedzi świadka na temat Krzysztofa K., o którym raz mówiła, że go dobrze zna, rozpoznaje, więc to na pewno nie on prowadził wtedy Małgosię, innym razem mówiła, że Krzysztof K. nigdy do nich do domu nie przychodził: - Nie wiem, jakie były ich relacje, syn nigdy nic o tym nie mówił.
- Czy pani o tej zbrodni rozmawiała z kimś?
- Nie, mam swoje zmartwienia.
- Mówi pani, że wioska była mała, więc wszyscy wszystko o wszystkich wiedzieli, tymczasem sprawa zabójstwa dziewczyny jakby nikogo nie interesowała?
- Może dlatego, że Małgosia była obca.
- Czy pamięta pani, że po tej sprawie ludzie w Miłoszycach odsunęli się od Krzysztofa K., jak on sam mówił na tej sali niedawno?
- Nic takiego nie było.
- Czy słyszał pani, aby w tej sprawie ktoś był zastraszany?
- Nie.
- A słyszała pani pogłoski, że ktoś był przekupywany, dostał pieniądze?
- Nie.
- Czy pani coś wie na temat sprawców zabójstwa Małgosi?
- Nic nie wiem na ten temat.
- Czy pani kogoś chroni?
- Nie.
- Czy ktoś panią do czegoś zmuszał?
- Nie.
- Czy w Miłoszycach mówiono, kto to mógł zrobić?
- Takich rzeczy nie słyszałam.
- A od kogo słyszała pani, że Małgosia została zgwałcona.
- Cała wioska mówiła.
- Czyli kto?
- Cała wioska.
Świadek wielokrotnie powtarzała, że jest bardzo zestresowana pobytem w sądzie i nie zawsze wie, co mówi: - Może mi się plącze. Może nie wiem, co mówię. To wszystko z tego wielkiego stresu.
Napisz komentarz
Komentarze