Historia wielkiego absurdu. Ten post nie ma na celu obrażania kogokolwiek a obnażenie tego jak bardzo nie działa system - pisze pani Joanna.
I dalej: - Mąż zakłada mi maseczkę, bo ratownik nie podejdzie. Nie mogę zabrać nic - nawet telefonu. Jadę na Koszarową. Tam stwierdzenie, że Covid w lekkim przebiegu (wszyscy bardzo mili, profesjonalni), mogę wrócić do domu. Pani Doktor pyta, czy ogarnąć mi transport, czy ktoś przyjedzie. Jasne, że przyjedzie, ale musi się o tym dowiedzieć. Proszę o telefon, żebym mogła zadzwonić. Dostaję go, ale słyszę, że to oburzające, że nie pozwolono mi go wziąć. Koło południa dzwonię do Sanepidu i proszę o wytyczne co dalej. Dostaję decyzję o kwarantannie, ale tylko ja - mój mąż nie. 2 dni nie przyjeżdża policja. Zaniepokojona tym faktem dzwonię na komendę i pytam, o co chodzi. Pan mówi mi, że kontrole są wyrywkowe. Pytam o aplikację kwarantanna. Policjant mówi, że jest obowiązkowa, a jej nieposiadanie jest zagrożone karą grzywny. Dziękuję. Ściągam aplikację i podaję w niej mój numer telefonu. Aplikacja wywala błąd, że nie ma mnie w systemie. Dzwonię na infolinię ministerstwa. Pani mówi, że no przecież jest weekend i osoby odpowiedzialne za wprowadzenie do systemu nie pracują.
Dwa dni później: - Po ponad 48 godzinach zadzwonił do mnie Sanepid z informacją, że wynik jest pozytywny...
Więcej relacji pani Joanny w najnowszym wydaniu "Gazety Powiatowej" - już od środy do kupienia na terenie powiatu.
Napisz komentarz
Komentarze