Podczas wczorajszej rozprawy w głośnej sprawie miłoszyckiej pełnomocnik jednego ze świadków, Krzysztofa K., złożył wniosek, by dalej rozprawa toczyła się bez udziału mediów, bo... jego klienta krępuje obecność dziennikarzy. Obrońca Norberta Basiury mecenas Renata Kopczyk nie zgodziła się z takim wnioskiem, argumentując, że obecność mediów jest społecznie ważna. Zdaniem obrońcy Ireneusza M., drugiego z oskarżonych, media są od tego, aby pokazywać wartość zeznań świadka, więc powinny być obecne. Obaj oskarżeni też nie zgodzili się z wnioskiem świadka, podobnie jak ojciec Małgosi, który jest oskarżycielem posiłkowym.
Sąd nie przychylił się do wniosku świadka - media nadal będą mogły relacjonować przebieg rozpraw.
*
Przypomnijmy, że Krzysztof K. jest jednym z najważniejszych świadków w tej sprawie. Zaraz po zdarzeniu kilka razy przyznawał się, że to on zgwałcił Małgosię, a potem wszystko odwoływał, tłumacząc że takie przyznanie zostało na nim wymuszone biciem. Narysował jednak szkic z tamtego zajścia, który był niemal identyczny z tym, co zarejestrowali policjanci. Niemal dokładnie oddawał to, co ustalili śledczy, jeżeli chodzi o miejsce gwałtu, przenoszenie ciała i i późniejsze jego ułożenie. To Krzysztof K. z Miłoszyc był tym Krzyśkiem, który tamtego sylwestra z 1996 na 1997 rok wyprowadził Małgosi i oddał w ręce Irka. Zdaniem biegłego psychologa jego ówczesna wiarygodność nie była zbyt duża, dlatego obecnie świadek zeznaje w obecności kolejnego biegłego.
*
Minęło już prawie pół roku procesu, a do tej pory udało się przesłuchać jedynie 3 ze 150 świadków, którzy powinni być przesłuchani. Sąd zdecydował wczoraj, że od nowego roku rozprawy będą się odbywały dwa razy częściej.
(ck)
Przypominamy artykuł, publikowany w papierowym wydaniu "Powiatowej" w październiku. Wtedy również zeznawał Krzysztof K. Jeżeli ktoś liczył, że od teraz jego zeznania będą spójne i jasne, to się przeliczył
Skąd Krzysiek to wszystko mógł wiedzieć!?
W dalszym ciągu słyszeliśmy głównie "nie wiem, nie pamiętam", a zeznania często były sprzeczne bądź niejasne. Krzysztof K. nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego na szkicu z miejsca przestępstwa, który narysował 1 stycznia 1997 roku, prawidłowo zaznaczył miejsce gwałtu, a także to, gdzie ostatecznie odnaleziono ciało ofiary. Tłumaczył, że to policjanci kazali mu narysować, jak się poruszać po tym terenie, więc wykonał szkic. Nie potrafił jednak wyjaśnić, skąd miał informację, że ciało dziewczyny było przesuwane, by w końcu trafić akurat pod stodołę.
Dwa razy wszyscy uczestnicy rozprawy podchodzili do sędziego, by przyjrzeć się odręcznemu szkicowi.
- Czy świadek wie, co oznaczają te znaki? - pytał sędzia, wskazując na krzyżyki i inne oznaczenia na kartce.
- Nie.
- Pan to narysował?
- Tak.
- Skąd pan wiedział o miejscu znalezienia ciała i o przesuwaniu zwłok?
- Nie wiem, nie przypominam sobie.
- Skąd pan znał te szczegóły?
- Nie umiem tego wyjaśnić.
*
Sędzia odczytał protokół z badania Krzysztofa K. na wariografie, czyli tzw. wykrywaczu kłamstw. Świadek deklarował wtedy, że odpowiadał szczerze na wszystkie pytania, ale potem chciał w obecności rodziców powtórzyć badania, bo nie zgadzał się z ich wynikami. Był pytany o szczegóły obrażeń Małgosi, o to, czy stara się kogoś osłonić, czy kogoś się boi, czy po tamtym sylwestrze usuwał jakieś ślady ze swojego ciała, a wielu momentach urządzenie reagowało bardzo gwałtownie.
- Nie wiem, dlaczego tak zareagowałem - tłumaczył świadek. - Nie wiem, dlaczego wykrywacz mówił, że kłamię.
Reakcja jego organizmu była wyjątkowo silna np. przy pytaniu o czapkę znalezioną obok rajstop ofiary, czy też przy pytaniu o to, czy boi się sprawcy. W wyniku tych badań sformułowano tzw. wnioski o prawdopodobnej identyfikacji pozytywnej, to znaczy, że może on mieć bezpośredni i rzeczywisty związek ze zgwałceniem Małgosi, np. może być świadkiem zdarzenia.
15 października tego roku Krzysztof K. wielokrotnie powtarzał w sądzie, że nie ma nic wspólnego ze zgwałceniem Małgosi, nikogo nie ukrywa i nikogo się nie boi, a tamte zeznania sprzed 23 lat biciem wymusili na nim policjanci. - Krzyczeli, wyzywali, wyśmiewali się nawet z mojej fryzury - mówił. - To jest nie do opisania, co tam się działo. Wyprowadzili mnie ze szkoły, skuli, wołali, że jestem mordercą, gwałcicielem. Gdy mówiłem, że przed szkołą został mój rower, usłyszałem, że już mi nie będzie potrzebny. Potem mówili mi, że jeśli się przyznam, to dostanę niższy wyrok. Policjanci mnie do tego zniszczyli, traktowali mnie jak zwierzę.
W protokole z kwietnia 1998 jest informacja, że w pewnym momencie zeznań Krzysztof K. rozpłakał się i powiedział: - Sznurek mam w kieszeni.
Ponieważ świadek wiele razy powtarzał, że nie pamięta, nie potrafi wyjaśnić, nie umie odpowiedzieć, jego wypowiedzi budziły ostre reakcję obu stron postępowania.
- Wystarczy zeznawać prawdę! - wołał oskarżony Ireneusz M.
- Dlaczego kłamiesz cały czas i kogo chronisz? - mówiła mama Małgosi. - Krzysiu, kłamiesz! To jest cwaniaczek, kombinator. Jeszcze mu w to graj i tak jest przez 23 lata. Tak samo, jak nie słyszał krzyku "mama", jak Małgosia wołała. Słyszał. Pół wsi słyszało, ale nikt nie pomógł. Pani, która podkładała do pieca, druga, co na schodkach stała... Nigdy ich w sądzie nie widziałam. Niech sąd zwróci na to uwagę.
3 lutego 1998 roku Krzysiek wytłumaczył, jak to było z tym wołaniem "mamo!". Tym razem zeznał, że on o tym krzyku słyszał od innych. Sam, nie słyszał. - Tamtej nocy na tym podwórku nie byłem - przekonywał.
Jego odpowiedzi ponownie doprowadziły mamę Małgosi do emocjonującego wystąpienia:
- On wyprowadził moją Małgosię, rozumiecie?! - mówiła ze łzami w oczach. - Może go to wszystko przerosło? Dawno powinien siedzieć w więzieniu za to, że ukrywa współsprawców i on jest współsprawcą. Nie wiem, dlaczego on chodzi po wolności. Wyprowadził moją córkę na śmierć. Jego też powinna taka spotkać. Słyszał wołanie "mamo!". Nie pomogłeś. Telefon wystarczył, człowiekowi mogłeś coś powiedzieć, takie małe nic, a może tak wielkie, żeby życie uratować. Czy ty byś chciał, aby twoje dziecko wołało tak o pomoc i żeby nikt mu nie pomógł? Może kiedyś będziesz to słyszeć, ale nie daj Boże nikomu, bo szkoda dzieci...
Gdy świadek poprosił o krótką przerwę, mama Małgosi kolejny raz nie wytrzymała:
- A po czym tak męczony jesteś?! Mnie 23 lata nie zmęczyły! A ciebie ile dręczenie mnie i mojej rodziny? Pytam, ile? Proszę wysokiego sądu, proszę wybaczyć, ale ja mam 23 lata takiej beznadziei i słuchania tego człowieka. Jak on sobie wyobraża? Powie, pójdzie i będzie sobie spokojnie żył. Ja spokoju nie mam, ja życia nie mam. Rozumiecie wreszcie, że przez całą resztkę tego życia on nam je będzie niszczył. Latami może będziemy tu przychodzić do sądu? Ile, proszę wysokiego sądu? Ja jestem drugi raz w tym samym sądzie. Ja bym chciała sprawiedliwości, polskiej sprawiedliwości, prawdziwej!. Rozumiecie to, czy nie?
- Ma pani rację - wyszeptał świadek.
- Co pan chciał przez to powiedzieć? - pytał sąd.
- Tak, powinienem siedzieć w więzieniu za to, że w ogóle bylem na tej dyskotece, że poznałem Gośkę... - mówił rozżalony świadek. - Teraz cała wina spada na mnie.
- Chcemy poznać prawdę, ale te relacje zmieniają się jak chorągiewki na wietrze - mówił sędzia. - Czy wie pan, kto dokonał gwałtu na Małgosi?
- Nie wiem.
Jerzy Kamiński [email protected]
Napisz komentarz
Komentarze