Nie były retuszowane?
Zdaniem poszkodowanego właściciela psa z Ratowic, zdjęcie zwierzęcia wykorzystywane potem do zbiórek w internecie było przerabiane komputerowo, aby pies wyglądał gorzej niż w rzeczywistości.
- Te zdjęcia są autentyczne, nie były retuszowane - zaprzeczała Karolina P. przed sądem.
Tymczasem na nagraniach, które wyciekły do sieci, jest fragment wypowiedzi odnoszący się generalnie do retuszowania zdjęć:
- Da się to zrobić punktowo. Nie wiem, czy korzystasz ze Snapseeda, ja korzystam z bezpłatnej i nie wiem, czy on ma płatną wersję, ale na ja nic nie płacę w każdym razie...
- Powiem szczerze, ja nie miałam też motywacji, żeby tam przerabiać, jakby kazali przerabiać pieski na stronę, to pewnie lepiej bym się uczyła tego Gimpa, ale, hehehe, my przerabialiśmy jakieś gówna, więc ja nie miałam motywacji, wkurwiał mnie ten program.
"Lepiej po cichu"
Na rozprawie w maju Karolina P. tak opowiadała o tym, co zaszło w Ratowicach. Według tej wersji wszystko przebiegało zgodnie z prawem, m.in. starała się i kontakt z właściciel psa:
- Jak tam przyjechałyśmy, jak umieściłyśmy psa w samochodzie, to szukałyśmy właścicieli. Nie szukałyśmy ich wcześniej, bo uznałyśmy, że jak pies się trzęsie z zimna, to musimy go umieścić w samochodzie. To była sytuacja dynamiczna, pies w złym stanie i warunki atmosferyczne były złe, temperatura była poniżej zera. Chciałyśmy, żeby się ogrzał. Wcześniej nie szukałyśmy właściciela. Posesja była ogrodzona prowizorycznym ogrodzeniem. Nie zauważyłam tam furtki przynajmniej od tej strony, od której przyjechałyśmy. Na pewno od dwóch stron można było wejść na posesję. Tam były metalowe złącza bardzo delikatne i rozchybotane przez wiatr. To był element ogrodzenia. To jedno przęsło stało w sposób pochyły. Mogłam stwierdzić, że tam się właśnie wchodzi na teren tej posesji. Między jednym przęsłem a drugim była dosyć duża szpara. To było na tyle wysokie, że nie było się w stanie tego przekroczyć. Tam był taki metalowy element, którego dotknęłam i on odpadł. Zrobiła się przestrzeń, przez którą można było przejść. Po ziemi przeszłyśmy, nie przeskakiwałyśmy przez płot. Wszystkie zdjęcia, które przedłożyłam są w aktach. Po zabraniu psa do samochodu szukałyśmy właścicieli.
Tymczasem na nagraniach z sieci słychać o innych akcjach, prawdopodobnie Karoliny P., gdzie mamy zupełnie odmienny przebieg wszystkiego. Bez szukania właścicieli, po cichu i najlepiej w nocy, od tyłu:
- Pojedziemy autem Ani wieczorem, no ku...wa, nie będą chyba siedzieć cały czas, chyba do 22.00 nie będą siedzieć w oknach. To ma być szybka akcja, trzeba go po prostu wpakować razem z tą budką. A niech krzyczą, że budkę ukradłyśmy, to będzie śmieszniej jeszcze. Dwie albo nawet trzy, bo ta budka się rozlatuje, ale z ludźmi to nie będzie problemu. Ona nie wpuszcza, ale ona nie wpuszcza... Może ją jakoś podpuścić, żeby wpuściła, nie musimy mówić, skąd jesteśmy... Zanim wpuści...
- Wiecie co, w nocy zasadniczo takie zachowanie łatwiej się wyzwalają niż w biały dzień, moim zdaniem jak ludzie chodzą na około, poza tym w nocy jest znacznie mniej patroli policji, a niestety no i ja wolę mieć....aaaa,....tak masz całą władzę w rękach i od ciebie zależy, czy będziesz miała czym się obronić. Ja mam zajebistą latarkę to ją wezmę. Taką interwencyjną.
- Ale lepiej zróbmy to po cichu, szybko i sprawnie...
- Słuchajcie, punktem pierwszym jest to, że obczajamy, czy nikt się nie kręci i czy nikt nie gapi się przez okno. Jeżeli się kręci albo gapi się przez okna to... no nie idziemy, chyba że ten kot faktycznie będzie w budce, aha i nie idziemy od frontu, od drzwi, to był pomysł Gosi, nie mój, uważam, że bardzo dobry i to jest, ku...wa, moje ścisłe polecenie, nie idziemy od frontu tylko idziemy od tyłu, od krzaków, weźcie buty nieprzemakalne...
"Nie jestem skłonna do oddawania"
Przed sądem Karolina P. zeznawała: - Mnie najbardziej interesowało, żeby ten pies otrzymał pomoc. (...). Ja nie wiem gdzie ten pies jest.
Tymczasem na nagraniach z sieci słyszymy:
- Większość organizacji ma taką pracę, że po prostu zabiera zwierzęta, natomiast jakaś afera by nam pomogła, tak jak z dogiem. Jestem zdania, że takie afery pomagają, w sensie nie wiem, co musiałoby się stać, żeby zaszkodziła, chyba musielibyśmy oddać takiego psa. Ja nie jestem skłonna do oddawania jakichkolwiek zwierząt...
Co dalej z nagraniami? Na razie nic
Jak już pisaliśmy, sąd odrzucił wniosek oskarżyciela posiłkowego, aby uwzględnić te nagrania jako dowody w sprawie. Zdaniem sądu nagrania są nieistotne dla rozstrzygnięcia sprawy i nieprzydatne do stwierdzenia okoliczności tego konkretnego zdarzenia.
Co ciekawe, obrońca Karoliny P. nie zaprzeczył, że to są wypowiedzi jego klientki, jednak jego zdaniem przyjęcie tego wniosku dowodowego zmierzałoby do "zaciemnienia obrazu Karoliny P. i wykreowania jej mylnego postrzegania" na podstawie nagrań, które w żaden sposób nie są powiązane ze sprawą Peruna. Obrońca przekonywał, że sąd powinien się skupić na zrekonstruowaniu tego, co wydarzyło się 1 lutego 2022 roku i chwilę po zdarzeniu, a wiadomości głosowe nie będą świadczyły o niczym istotnym w kontekście Peruna.
Co na to pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego mecenas Jarosław Litwin?
- W kodeksie postępowania karnego istnieje instytucja dowodu zmierzającego do oceny właściwego dowodu, w tym do oceny wiarygodności dowodu z wyjaśnień oskarżonego - tłumaczy. - Jeżeli ktoś mówi, że zachowuje się w określony sposób, a z nagrań wynika, że robi coś zupełnie przeciwnego, to przedstawienie takiego dowodu jest uzasadnione. Z tego względu zaskoczyło mnie stanowisko sądu, że są to dowody "nieistotne" do rozpoznania sprawy. Obrońca oskarżonej stwierdził, że nagrania te mają "zaciemnić obraz" oskarżonej. Moim zdaniem to one ten obraz właśnie rozjaśniają. W ostateczności nagrania te mogą zostać dopuszczone przez sąd II instancji, choć jesteśmy gotowi z tą sprawą iść nawet do Sądu Najwyższego przez Ministerstwo Sprawiedliwości. W jednej z moich spraw Minister Sprawiedliwości już raz skutecznie złożył skargę nadzwyczajną.
*
O sprawie pisaliśmy wcześniej:
Napisz komentarz
Komentarze