Zarząd dróg o sprawie formalnie nie wie, bo przecież siedzi za biurkiem, więc nie może wiedzieć. Nadleśnictwo niby wie, ale czeka na sygnał od zarządcy dróg, bo to ich teren. Zresztą czeka to mało powiedziane. Nawet dziwi się, że nie ma inicjatywy ze strony zarządcy.
No, ale jak już pisałem, zarząd nie wie, więc suche konary,
a nawet całe drzewa padają na drogę z Oławy do Jelcza-Laskowic, stwarzając niebezpieczeństwo...
I tak bez końca. Nasz tekst sprzed tygodnia pokazuje, że jednak można to zmienić. Wystarczy tylko naprawdę chcieć, by doprowadzić sprawę do końca, czyli do wycinki zagrażających drzew. A chcieć w tym przepadku to znaczy wiedzieć z kim rozmawiać, do kogo pisać wniosek o wycinkę, do kogo zadzwonić, kogo upominać...
Jak widać z naszego tekstu, sprawa jest do ruszenia. Nawet gdy żadne służby publiczne nie reagują, jest miejsce dla obywateli, którzy mogą, a nawet powinni zawalczyć o swoje bezpieczeństwo. Dziwne tylko, że wśród tysięcy osób, które codziennie jeżdżą tą drogą, wożą swoje dzieci, znalazła się zaledwie jedna, która zechciała zadbać o siebie, o bezpieczeństwo innych, poczuła się prawdziwym gospodarzem ziemi, na której mieszka.
Stąd wynikają dwie wiadomości - jedna zła, druga dobra. Zła - bo tylko jedna osoba zareagowała tak, jak powinien reagować świadomy obywatel. Dobra - że wśród nas znalazła się choć jedna taka osoba...
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze