- Dlatego serdecznie zapraszam na dolnośląskie spacery filmowe - prelekcję filmu i dyskusję o tym, jak zmieniła się Bystrzyca od tamtego czasu. Będzie ciekawie, regionalnie i filmowo. Bo tam, gdzie Bystrzyca, tam… akcja! - zaprasza sołtys. Szczegóły na plakacie niżej.
A my przypominamy rozmowę z Pawłem Bubałą (na fot. niżej) - byłym sołtysem Bystrzycy, który 36 lat temu pracował przy produkcji filmu "Pociąg do Hollywood". Rozmawia z nim Jarzy Kamiński
- To ile tego Hollywood było wtedy w Bystrzycy?
- Zjeżdżało kilka samochodów z wytwórni, w sumie ze dwadzieścia osób. Dużo. To był rok 1986. Codziennie przyjeżdżali i wyjeżdżali, a nocowali chyba w jakimś wrocławskim hotelu. Samego kręcenia filmu to było kilka dni, ale przygotowania trwały długo. Nawet ze dwa miesiące. Coś tam przywieźli ze sobą, np. kapliczkę, którą postawili przed moim domem, gdzie teraz przystanek autobusowy. A w tym narożnym pokoju, w którym kiedyś mieliśmy warzywniak, oni sobie zrobili lodziarnię. Przemalowali ściany, zrobili ladę, kwiatuszki dali. Ta filmowa lodziarnia nazywała się Casablanca. Ale najwięcej czasu spędziliśmy na piaskowni. Robiliśmy tam np. drzewa w lesie. Stworzyliśmy brygadę, która cięła w lesie drzewa, przywoziliśmy je na piaskownię i "sadziliśmy" w piachu. U siebie w sadku miałem uschnięte czereśnie, to też powycinaliśmy i powkładaliśmy do tego piachu.
- Czyli pana czereśnie zagrały w filmie.
- Grały, ale już uschnięte. Bo to miało być pobojowisko. Na tych stromych ścianach piaskowni robiliśmy zasieki, okopy. Wszystko wykonywała brygada około 10 osób. Mieliśmy za to płacone. Najmłodsi nawet 18 lat jeszcze wtedy nie mieli, ja miałem trzydzieści parę. Byłem szefem tej brygady i dla filmowców takim łącznikiem między nimi a mieszkańcami wsi. Mówili, co chcą mieć na planie, a my mieliśmy to wykonać.
- Skąd pan się wziął przy produkcji filmu?
- Przypadek. Stoję pod płotem, a tu jedzie samochód z wytwórni filmów. Zatrzymali się, zobaczyli okno wystawowe i pytają, czy mogliby zobaczyć, bo chcieliby do filmu. Popatrzyli i pytają, czy wyrażam zgodę. Spisali umowę wynajmu. Jechali z piaskowni, bo ją najpierw znaleźli. Potem zobaczyli remizę, obok była świetlica z ładnym ganeczkiem, więc się zatrzymali. Pasowało im to do koncepcji.
- Kto był w tym aucie?
- Na pewno reżyser Radosław Piwowarski i Kasia Figura. Nie wiem, kto jeszcze, ale ich na pewno zapamiętałem.
- Podobno na tej piaskowni pod Bystrzycą zabrakło wam prądu.
- Nie, prąd nie był stąd brany. Do kręcenia przywieźli ze sobą wielkie agregaty. Mówili, że całe miasto Wiązów można by nimi zasilić. Taka była moc. Oj, jak to wszystko oświetlili, to jeden ogień był. A ja tam cały czas byłem, od początku do końca. I przy budowie scenografii, i przy kręceniu filmu. Z wioski ściągaliśmy wtedy jakieś stare wozy, żelastwa. Wszystko tam targaliśmy i ustawialiśmy. Gdy trzeba było coś z miejsca na miejsce przerzucić, to ja z koniem byłem i przeciągałem. Sceny raczej były kręcone w dzień, ale ostatnia to w nocy.
- Ta słynna, już kultowa, kiedy Kasia Figura nago w wodzie?
- A tu dzwoni amerykański reżyser z Hollywood, żeby przyjeżdżała. Wtedy, jak było to nocne kręcenie, to nawet nie wiem, ile było statystów. Na pewno przywieźli klasę z Ochotniczych Hufców Pracy i rzucili ich w ten piasek. Całą noc leżeli w mundurach. Kręcili różne sceny, czort go wie, co to było. W jednym miejscu był stos, szubienica i Kaśkę Figurę palili. Przy tej szubienicy to zakonnicy ze świecami na górze stali w habitach.
- Miejscowi byli przy tym?
- Raczej nie, najwięcej miejscowych zagrało w scenie projekcji filmu w remizie.
- Ta słynna scena z wiadrami?
- Tak, a stąd z dołu ulicą Młyńską jechał na koniu prawdziwy dżokej, choć na emeryturze. To był koń z Janikowa od Windyszów. Za remizą ten siwek się pasł. Był taki spokojny. Tam żeśmy puścili gęsi, kaczki, indyczki. Jak nie było w Bystrzycy, to z Leśnej Wody przywoziłem. Roboty było sporo. Inny koń jeszcze grał, od Gawrońskiego, jak Figurę palili na tym stosie. Szarpali te sceny nie po kolei, że czort wie, jak to było ugryźć. Takie sceny, co to bez ognia były, to kręcili po dziesięć razy. Kręcili i kręcili, a babcia Feldman z bronią w ręku latała. Zapamiętałem, jak Piwowarski mówił wszystkim, żeby jej nie ruszać, bo ona ma tyle aktorskiej wiedzy, że oni takiej nie mają. Niech więc robi po swojemu, a będzie dobrze.
- Życie wsi się chyba wtedy obróciło do góry nogami, bo to jednak sensacja, film kręcą...
- Domu nie miałem. Jak kręcili scenę na parterze, z dźwiękiem, a ja na przykład z dzieckiem chcę zejść po schodach, to nie wolno. Musi być cisza. Oni nawet okna na swój sposób zasłaniali. A drogę przed remizą zasypali szutrem. Jak kręcili z dźwiękiem, to ruch wstrzymywali. Statyści przychodzili, podglądacze zaglądali, co i jak. Młodzież to szybko się skrzyknęła, aby przychodzić na plan.
- Miał pan okazję pogadać z Kasią Figurą?
- A pewnie. Normalnie się z nią rozmawiało od pierwszego dnia.
- Tylko niech pan nie mówi, że się pan w niej nie podkochiwał.
- No nie, ale przychodzili chłopaki podglądać, bo to wtedy trochę biustu pokazywała na tej piaskowni. Gonili ich, ale i tak podglądali. Dużo wtedy pojąłem z tego, jak się robi filmy. Bo człowiek nigdy nie miał o tym pojęcia. A tu nie musiałem nigdzie szukać, tylko wszystko na miejscu. Artyści mieli swój duży namiot, bo do każdej sceny trzeba było aktorów umalować, oczy zakropić, np., żeby Kasia płakała, jak trzeba.
- Piękna była, co?
- Tak. Młoda dziewczyna, dopiero co po studiach, to był jej pierwszy poważny film. Opowiadała nam sporo o sobie. Między nami były rozmowy normalnie o wszystkim. Pamiętam, jak żaliła się, że taki nieduży a znany aktor z Krakowa latał za nią w hotelu i pytał, czy jest jeszcze dziewicą, czy już k... Sporo żartowała z reżyserem.
- Jacy byli ci artyści, przyjezdni?
- Nie byli odrealnieni, byli normalni.
- Chyba nawet bardzo normalni. Słyszałem, że tu niezłe pijaństwo odchodziło.
- Nie nadążałem szklanek nosić. Jak przyjeżdżali, to w kuchni siedzieli i nieźle tankowali. Bo parę osób nagrywało, a reszta w kuchni imprezuje. Mieli swoje. Wiem, że przed "Twardowskim" , gdzie teraz jest sklep, zatrzymywali się, tam jeszcze dokupywali i tak to chodziło.
- Gościliście ich jakoś?
- Ja tylko im szklanki nosiłem. Nawet się dziwiłem, że taka jedna wielka aktorka (ale to nie była Figura), a takiego jabola pije.
- Kręcili jakieś sceny dodatkowe, które nie weszły do filmu?
- Nie wiem, które to były. W jednej części piaskowni było jeziorko, naturalne, tylko trochę powiększone na potrzeby filmu, a w zupełnie innej te bele słomy przeznaczone do spalenia. I stos, i szubienica. Później ja to zabierałem do palenia.
- Kiedy to było?
- Premiera filmu to 1987 rok, ale zdjęcia kręcili rok wcześniej, głównie wiosną, bo potem była przerwa z powodu tej ręki.
- No właśnie. Podobno ratował pan Figurę?
- To było tak. Kręcili scenę, jak Kasia, czyli Wafelek, bo tak się nazywała w filmie, przyjechała jako dziecko do rodzinnego domu. I wtedy w moim, czyli w lodziarni Casablanca, robiła kogel-mogel. Przywieźliśmy jej wtedy chyba z tysiąc jaj z Oławy od tego, co znane lody robił, czyli Krawczyńskiego. On wtedy miał dostawy i mieliśmy od kogo odkupić. I ona robiąc ten kogel-mogel zasnęła. To jest ujęcie, jak Wafelek była dzieckiem. Grała ją córka Szebesty, producenta, miała wtedy jakieś 8-10 lat i dziś czasem widzę ją w telewizji, jak leci program z Katowic. A potem kręcili scenę, jak dorosła Wafelek, czyli Kasia Figura, wchodzi do lodziarni, którą zajmowała się jej siostra. Ta do niej z pretensjami, że ona sama opiekuje się chorym ojcem, sparaliżowanym. Kasia dostała nawet gałką lodów pod oko od siostry i poszła do ojca, do drugiego pokoju, gdzie siedział w fotelu bujanym. Siostry zaczęły się kłócić i wtedy Kasia-Wafelek zdjęła z mebla kryształ. Ale to było nasze zwykłe szkło. I jak ona tłukła, to mocno rozcięła sobie palce. Gdyby to był kryształ, pewnie nic by się nie stało, a tak to wyglądało poważnie. Pojechaliśmy do ośrodka zdrowia w Bystrzycy. Piwowarski, ona, ja i kierowca. Tu w ośrodku powiedzieli, że to nie dla nich robota. Pojechaliśmy więc do szpitala, do Oławy. Coś tam zrobili, ale mówię Piwowarskiemu, żeby jechał z nią do Wrocławia. - A po co? - mówi. - Wszędzie przysięgę Sokratesa składają. Więc tę rękę jej zrobili. - Kasiu, Kasiu, bardzo cię boli? - pytał Piwowarski. - To może pojedziemy coś.... I pojechaliśmy do "Basenowej", która wtedy była jeszcze zamknięta, bo to rano, tylko kucharki i kelnerki. Przynieśli szampana. A Piwowarski do mnie: - Tylko pan nikomu nie mów, żeśmy tu czas spędzili. Bo tam w Bystrzycy wszystko stało. Tych samochodów mnóstwo, przerwana robota, a to koszty przecież.
- Czyli ostatecznie skończyło się dobrze.
- Właśnie że nie. W Oławie jej tę rękę zrobili, ale potem słyszę, że we Wrocławiu teatr zawiesił sztukę, bo główna aktorka, czyli właśnie Figura, uległa wypadkowi i nie może wystąpić. Dopiero we wrześniu przyjechali kończyć, bo wcześniej się nie dało. Z piaskowni wszystkie sceny były już gotowe, ale trzeba było dokręcić tę kłótnię w domu. Dużo im nie brakło. Jak już przyjechali jesienią, to pytam, jak z tą ręką. I słyszę, że w Warszawie wszystko robili od nowa. A durny chłop przecież im mówił...
- Jak była premiera filmu, to od razu poleciał pan do kina?
- Nie, dopiero w telewizji zobaczyłem. Jak była premiera w oławskim kinie, to zaprosili statystów i szkołę z Bystrzycy. Podobno ci statyści, co z wiadrami latali, strasznie się na filmie śmiali, jak siebie zobaczyli, więc trzeba ich było uciszać.
- A potem ile razy obejrzał pan "Pociąg do Hollywood"?.
- Jak wiem? Może ze 2-3 razy. Nie mam u siebie, ale w internecie zawsze można puścić.
- Rok temu film został odnowiony, jest wersja cyfrowa, jakość poprawiono. Nie myślał pan - teraz już jako sołtys Bystrzycy - aby w remizie zrobić publiczną projekcję filmu. Może ktoś przyniósłby żółte wiaderko... Pan też miał takie?
- Nie, ale wiem, że w tej scenie z wiadrami dużo było starszych mieszkańców Bystrzycy. Oni samym wyglądem grali. Już większość nie żyje. O, taki Boruń, dziadek tego strażaka. Taka pani Kuliczkowska - jej syn profesorem był. A o projekcji w remizie to myślałem. Może tutaj jeszcze coś się uporządkuje, bo niedawno kupiliśmy kawałek ziemi za parkingiem przy świetlicy. W tym roku ma tu stanąć zadaszona scena 8 na 5 metrów. I miejsce na grilla. Pozyskaliśmy na to pieniądze z Lokalnej Grupy Działania "Brzesko-Oławska Wieś Historyczna". Sporo, bo ok.130 tys. zł. W zeszłym roku nie wykorzystaliśmy, bo projektant nie zdążył. Teraz wszystko zaklepane i to się ma stać w tym roku, jesienią.
- To może właśnie na otwarcie nowego obiektu zaprosić Katarzynę Figurę na plenerową projekcję?
- Nie wiem, czy by przyjechała. Może ktoś z producentów? Myślę o tym, ale to trzeba by jakąś tablicę zrobić na pamiątkę.
- Jeśli się sami nie przypomnimy, nikt o tym nie będzie pamiętał. W oficjalnych materiałach filmowych jest Wrocław, jest Trzebnica, ale ani słowa o tym, że część zdjęć kręcono w Bystrzycy.
- A ludzie pewnie rozpoznaliby na filmie swoje ulice. Ten dom obok remizy jest mocno łapany przez kamerę.
- Prawdziwe Hollywood mieliście pod oknami.
- Remiza, mój dom na parterze, piaskownia.... A wie pan, że tu, w tym pokoju na górze, gdzie teraz rozmawiamy, to miały być takie sceny bardziej łóżkowe. Potem nakręcili je w hotelu.
- Czyli tu, u pana, miała się kochać Kasia Figura?
- Tu miała. I tu nie kochała się. Tak wyszło.
(Rozmowa ukazała się w "Gazecie Powiatowej" w lipcu 2018 roku)
Napisz komentarz
Komentarze