Gać. Pamięta bombardowanie Wielunia
W przyszłym roku pani Janina będzie obchodziła okrągłą rocznicę. Na swoich 80. urodzinach może spodziewać się licznych gości. Mieszkanka Gaci ma pięcioro dzieci, jedenaścioro wnuków i ośmioro prawnuków.
Wojna oczami dziecka
Dramatyczne wydarzenia z 1939 Janina zapamiętała ze szczególnej perspektywy. Są to wrażenia zapisane w umyśle dziewięcioletniego dziecka, odmienne od poważnych przekazów historycznych. Pod koniec lata 1939 wszyscy w Białej Rządowej - leżącej 8 kilometrów od Wielunia - mówili, że zbliża się wojna. Mała Janka wyobrażała ją sobie tak, że mężczyźni z wioski zejdą się na jeden plac i będą się bili. 1 września, tuż po czwartej, obudził ją łoskot eskadry bombowców. Pierwsza myśl była następująca: szkoda, że w czasie pokoju nie lata tyle samolotów. Dziecięca beztroska skończyła się, kiedy wybiegła na dwór i ujrzała łuny nad Wieluniem. - Huk wybuchających bomb i ogień! - wspomina. - To było przejmujące wrażenie...
Rozpoczął się dzień, a drogi zapełnili przerażeni uciekinierzy. Nie tylko mieszkańcy Wielunia, ale również ci, którzy nocą przyjechali furmankami do miasta, bo w piątek 1 września miał się odbyć targ. Również większość sąsiadów z Białej uciekła. Niemieckie oddziały, które wkroczyły do wioski 2 września, zastały niewiele rodzin. - Chodzili od domu do domu, uderzali w drzwi kolbami i szukali mężczyzn - opowiada Janina.
- Tych, których znaleźli, zamknęli w stodole. Potem ich stamtąd wypuścili, ale jednego spalili. Przez dwa tygodnie panował chaos. Pamiętam, jak bydło chodziło po drogach. A potem ludzie wrócili i zaczęło się życie pod okupacją...
Napisz komentarz
Komentarze