- Tak, potrafię sobie wyobrazić Oławę bez „Kauflanda”, bez „Lidla”, a nawet bez marketu „Aldi”.
Nie wiem, czy to kwestia jakości mojej wyobraźni, czy jej defektu, ale przyszło mi to bez problemów. Nie jestem bowiem zakładnikiem sklepów wielkopowierzchniowych, choć oczywiście czasem z nich korzystam. Jednak zwykle z pełną świadomością, że raczej nie kupię tam zdrowego jedzenia. Już dawno wyzbyłem się wiary w to, że z kilograma mięsa można przygotować dwa kilo szynki, trochę kiełbasy i jeszcze zostanie na mielone. Podobnie nie wierzę, że właściciele hipermarketów kierują się moim dobrem, czy nawet szerzej, dobrem ogółu. Tam się po prostu bezwzględnie robi kasę, na dodatek w najgorszym stylu. Dobrze opisał to niejaki Wolfius (to chyba zaczyna być kultowa postać oławskich internautów) na portalu gazeta-olawa.pl. - To, że wokół Kauflandu jest zadbany teren, to nie jest efekt akurat tego, że pojawił się kolejny market, który zamiast płacić podatek dochodowy, wydaje pieniądze np. na kostkę brukową, ale tego, że pojawił się prywatny właściciel terenu, który przez ostatnich dwadzieścia lat nikogo nie obchodził - wykłada Wolfius. - Wcale nie gorzej ten teren by wyglądał, gdyby go sprzedano pod prywatne domy (!) lub jakiś pasaż z punktami usługowymi (brak takiego w Oławie!): knajpami, porządnymi kawiarniami, punktami ksero, zakładami fryzjerskimi, krawieckimi, etc., a ich właścicieli miasto zwolniłoby z płacenia podatków, choćby przez pierwsze lata...
I tu się z nim zgadzam. Ratunkiem na zaniedbane kawałki Oławy nie jest zastawianie go kolejnymi blaszakami-supermarketami, tylko szukanie pomysłu na to, jak ten nasz kawałek podłogi sensownie zagospodarować. Po naszemu. A nie tak, jak chcą tego wielkie koncerny, których właściciele nawet nie wiedzą, gdzie na mapie szukać Oławy. Zresztą ratunkiem dla zaniedbanych terenów wcale nie musi to być ich sprzedaż prywatnym właścicielom. Najlepszy przykład to boisko „Orlik” przy oławskiej SP nr 2. Był pomysł - być może najlepszy z pomysłów obecnego rządu - znalazły się pieniądze, jest wykonanie (drogo, ale to inna sprawa). Efekt? Codziennie wieczorkiem widzę grupki młodych ludzi, którzy w przyzwoitych warunkach kopią piłkę. W niedzielę widzę ojców, którzy z synami zmierzają w kierunku „Orlika”, by wreszcie pokazać latorośli, jak onegdaj strzelał Boniek. Kiedyś to było nie do pomyślenia, a jedynie do podglądania w bogatszych krajach. Dziś mamy to na wyciągnięcie ręki. Można? Można.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze