To dobry sposób, żeby dawne dzieje ocalić od zapomnienia. Trudno określić, ile osób napisało lub nagrało w domowym zaciszu takie pamiątki dla potomnych. Chyba niewiele, a szkoda! Bo choć w latach młodości ma się w i na głowie inne sprawy, to potem, już w średnim i starszym wieku, zaczynają ciekawić rodzinne dzieje i korzenie. Niestety, wtedy już nie zawsze jest z kim rozmawiać na te tematy...
Niektórzy jednak opisywali swoje przeżycia, a my chętnie udostępnialiśmy łamy gazety na te wspomnienia lub ich fragmenty. Jednym z takich autorów był Mieczysław. Przynosił do druku teksty o powojennym oławskim szkolnictwie. Dość powszechnie znany w Oławie - był nauczycielem, także powiatowym podinspektorem oświaty. Nazywał się Padło, potem zmienił na Rudecki. Dlaczego dziś o nim wspominamy? To zadziwiająca historia.
Mieszkanka Oławy Zofia Gidek przyniosła niedawno do redakcji i przekazała 400-stronicową księgę formatu A-4. Wyjaśniła, że jadąc kiedyś rowerem, zauważyła na skraju drogi pod Starym Górnikiem brązowy przedmiot, który ją zainteresował. Wzięła do domu, poczytała i postanowiła przekazać, bo ona nie pochodzi z Kresów. To jest o Wołyniu, a przecież gazeta patronuje działalności stowarzyszenia kresowego, więc takie opracowanie może zainteresować wielu mieszkańców oławskiego powiatu.
Przypomnieliśmy sobie, że Mietek, przynosząc do redakcji teksty o oławskiej oświacie, wspomniał o zbieraniu materiałów o Wołyniu i swojej rodzinnej miejscowości. Zapowiedział, że po zakończeniu przekaże nam całość, żebyśmy publikowali w gazecie, albo wykorzystywali przy opracowywaniu materiałów kresowych.
Nie przekazał. Może nie zdążył. Zmarł dwa lata temu. Ale zadziałał zza grobu. To niesamowite, że ten tom, wprawdzie jeszcze “surowiec” do dopracowania, znalazła właśnie ta oławianka, która przyniosła go do redakcji. Chwała jej za to! Kogo obchodzi coś leżącego nad rowem? To mogło trafić na pobliskie śmietnisko, albo przy lekkim zetknięciu z kołem samochodu zamienić się w strzępy papieru, fruwające po okolicznych mokradłach. Także mógł to znaleźć ktoś inny i zachować sobie na pamiątkę.
Zatem Mietek zadziałał zza grobu, pośrednio spełnił swoją zapowiedź. Dostarczył mocnego dowodu, że człowiek nie kończy się wraz ze swoim życiem. Jedną z kopii tego opracowania znalazł ktoś rozsądny i uczciwy, co było motywem do napisania niniejszego tekstu.
Znalezione opracowanie, efekt wieloletnich żmudnych poszukiwań Mieczysława - przekazaliśmy do Biblioteki Miejskiej i Powiatowej w ratuszu. Mamy nadzieję, że tam dostępne, zainteresuje nie tylko wywodzących się z Wołynia. To także wskazówka i zachęta do pozostawienia czegoś po sobie. Dziś nie ma problemu, by młodzi entuzjaści komputera i internetu utrwalili to, co mogą im przekazać dziadkowie. Zachęcamy obie strony, żeby korzystały z tego. Póki to możliwe...
Edward Bykowski
[email protected]
Rys. Bolesław Telip
Napisz komentarz
Komentarze