- Fascynujesz się dyscypliną sportową, która jest raczej mało popularna w naszym kraju...
- W Polsce jest to faktycznie elitarny sport, czego najlepszym przykładem jest to, że nie załapał się do programu "The World Games", rozgrywanych we Wrocławiu (śmiech). A tak na poważnie, to jazda na motocyklu dopiero od kilku lat staje się u nas coraz bardziej dostępna i popularniejsza, nie tylko wśród młodego pokolenia. To wynika z wielu przyczyn - innego poziomu rozwoju gospodarczego, łatwiejszego dostępu do tematycznych portali internetowych, radykalnej poprawy infrastruktury drogowej, a przede wszystkim znacznego polepszenia warunków życia. Takimi motorami, jakie od pewnego czasu coraz częściej widzimy na polskich drogach, jeszcze do niedawna nie dało się po nich jeździć. Na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy kupienie motocykla marki "Honda", "Yamaha" czy "Kawasaki" już nie było problemem natury politycznej, a jedynie wysiłkiem finansowym, młodzi ludzie próbowali na tych maszynach okiełznać polskie drogi. Niestety, ta kiepska infrastruktura, w połączeniu z brakiem umiejętności użytkowników jednośladów oraz nieprzyzwyczajeniem się kierowców samochodów do zmieniającej się rzeczywistości, przyczyniała się często do szybkiego rozwoju polskiej transplantologii.
- Masz chyba trochę więcej szczęścia, bo zacząłeś na dobre jeździć na motocyklu, kiedy stan polskich dróg już znacznie się poprawił...
- No, nie całkiem. On jeszcze wtedy dość znacznie odbiegał od tego, co mamy teraz. Pierwszy motocykl kupiłem sobie w 2008 roku, więc na parę lat przed piłkarskim "Euro 2012", do którego przygotowania stanowiły taki wyraźny skok cywilizacyjny w drogowej infrastrukturze.
- A co spowodowało, że zainteresowałeś się jazdą na motocyklu?
Czytaj tę rozmowę w całości: http://eprasa.pl/news/gazeta-powiatowa-wiadomo%C5%9Bci-o%C5%82awskie/2017-09-07 Podczas pokonywania zakrętów trzeba patrzeć nie "w podłogę", tylko na cel, do którego się zmierza. Na fot. z prawej - Łukasz Sander (nr 5)
Napisz komentarz
Komentarze