Oława/Wrocław
Rodzina księdza kwestionowała sposób przeprowadzenia badań. Za niedorzeczne uważała to, że przy pobieraniu materiału genetycznego od chłopca nie było drugiej strony sporu, czyli siostrzenicy księdza. Była za to babcia Jakuba, która nie jest stroną w sprawie. Siostrzenica wnioskowała o powtórzenie badań genetycznych. Sąd okręgowy dziś uznał to za bezzasadne.
- Zostałam już tyle razy opluta, ale nie przestanę o tym mówić. Waldek zawsze mi powtarzał "Wiesiu prawda ponad wszystko, cała prawda" - stwierdziła Wiesława Dargiewicz. - Rodzina księdza wciąż próbuje zmieszać mnie z błotem. Twierdzi, że nie potrafię opiekować się dzieckiem. Robią wszystko, aby mi zaszkodzić. Posiłkują się moimi wypowiedziami z konferencji prasowych. Są one zupełnie wyrwane z kontekstu. Nie wiem, co będzie dalej, ale na pewno się nie poddam. Mam wsparcie ze strony wielu osób. Również od obcych, ktorych spotykam w sklepach czy na ulicy.
Teraz, gdy zapadł wyrok, oławianka może się ubiegać o spadek po zmarłym księdzu. - W tej chwili mój syn dostaje od państwa 170 złotych... - mówiła nam Wiesława. - Wspiera mnie rodzina i przyjaciele. Sprzedałam już samochód i wiele pamiątek.
Kolejnym krokiem w sprawie będzie postępowanie spadkowe. Tabloidy wielokrotnie informowały, że duchowny zostawił testament, w którym wszystko przepisał kościołowi. Te informacje były powielane przez inne gazety. Są jednak nieprawdziwe. Dokument sporządzony w 1997 roku, a uzupełniony w 2004 nie ma bowiem mocy prawnej. Jest tak niekonkretny, że praktycznie niewykonalny. Zapytaliśmy o zdanie prawnika, który jasno tłumaczy. - Dokument, który zmarły ksiądz nazwał testamentem, nie spełnia prawnych wymogów, koniecznych do tego, aby został on uznany za skutecznie sporządzony testament. To bardziej jest przesłanie duchowe.
Wiecej o tej sprawie w kolejnym numerze "Powiatowej"
(AH)
O sprawie pisaliśmy wielokrotnie:
Napisz komentarz
Komentarze