Wśród specjalistów, oddelegowanych z Jaworzna, był ślusarz o złotych rękach - Ignacy Kopeć, któremu najbardziej zawdzięczamy, że "Huta Marta" była jedną z pierwszych na Dolnym Śląsku fabryk, w których podjęto działalność produkcyjną. Najpierw, 15 stycznia 1946, ruszyła produkcja minii ołowianej, w trzy miesiące później bieli cynkowej.
Cdn.
Biel ołowiana
Do końca XIX wieku w Oławie produkowano też biel ołowianą. Podobnie jak biel cynkowa, służyła do wyrobów m.in. farb, ale była bardzo trująca. Gdzie ją wytwarzano? W budynku pod charakterystycznym wielkim kominem z cegły, o przekroju kwadratu. Stała tam wielka maszyna parowa z potężnym kołem zamachowym o średnicy 3 metrów. Niestety, po wojnie trafiła na złom.
- Kiedyś nawet myślałem o jakimś zakładowym muzeum, ale już jej nie było - wspomina Jan Standio, który dziś jest skarbnicą wiedzy o hucie. - Ale kto wtedy myślał o starych maszynach w kategoriach muzealnych? Dziś najstarszą maszyną pracującą w hucie jest... piła ze stolarni z silnikiem Siemensa. Standio twierdzi, że musi mieć co najmniej 100 lat.
Powrót z Wietnamu
W pierwszych powojennych latach nikt nie myślał o bezpieczeństwie pracy w hucie, tym bardziej o ochronie środowiska. Na każdym stanowisku pracy było więc duże zapylenie, tym bardziej, że stosowane wówczas filtry workowe były mało sprawne. Pracownicy początkowo nie mieli żadnej ochrony przeciwpyłowej, np. w postaci masek. Świadomość zagrożenia zdrowia ołowicą była bardzo niska. W historii huty odnotowano za to tragiczny wypadek z lat 70., do którego doszło przy obsłudze filtrów workowych. Otóż Jan Andruchowicz próbował umocować klin na bardzo wolno obracającym się wałku. A robił to ręką w rękawicy, którą wałek zaczął wciągać do maszyny. Za parę sekund z człowieka byłaby miazga. Przerażony, ale świadomy zagrożenia pracownik, sam sobie urwał rękę w łokciu, aby ratować życie. Jego współpracownicy wspominają, że krwi było mało, a adrenalina była tak silna, że Andruchowicz miał siłę wybiec z budynku, wymachując kikutem. Gdy zobaczył go kolega pracujący naprzeciw i spytał, co się stało, zdążył nawet jeszcze zażartować: - Z Wietnamu wracam!
Opr.: Jerzy Kamiński jkaminski@gazeta.olawa.pl
Fot. arch. Jana Standio
Napisz komentarz
Komentarze