- Zagrałeś w 13 meczach wszystkie w pełnym wymiarze czasowym. Czy jesteś zadowolony ze swojej postawy?
Krzysztof Smoliński grał w rundzie jesiennej w pierwszoligowym Górniku Polkowice i był w nim znaczącą postacią
Reklama
- Raczej tak, tym bardziej, że dawno nie grałem w I lidze. Ostatni raz było to w 2006 roku. Później wyjechałem do Norwegii, a później Szwecji, a po powrocie grałem w Górnikiem Polkowice w niższych klasach. Sam się zastanawiałem, jak sobie poradzę. Teraz wiem, że pomimo swojego wieku mogę jeszcze przez kilka lat grać z powodzeniem na tym poziomie.
- Który mecz był najlepszy - zarówno dla ciebie, jak i drużyny?
- Z Ruchem Radzionków i Pogonią Szczecin. Mogę powiedzieć, że byłem solidnym elementem drużyny. Były to mecze, w których cały zespół zaprezentował się najlepiej.
- Zajmujecie siódme miejsce z dorobkiem 25 punktów. Czy jest to zadowalający wynik, wzięlibyście go w ciemno przed sezonem?
- Trzeba być skromnym, więc jak na beniaminka jest to bardzo dobry wynik. Chociaż nie ulega wątpliwości, że mogliśmy mieć 4-5 punktów więcej, co postawiło by nas w niezwykle komfortowej sytuacji. W zasięgu Górnika Polkowice jest miejsce w czołowej piątce, ale Piast Gliwice, Podbeskidzie Bielsko-Biała i ŁKS Łódź już nie.
- W tym sezonie czwarte-piąte miejsce, a na co wasi kibice mogą liczyć w przyszłym?
- Polkowice to mała miejscowość. Aby drużyna mogła liczyć się w walce o awans, jest sporo do zrobienia, pod względem organizacyjnym i finansowym. Daleko nam do potentatów, którzy mają przede wszystkim szeroką kadrę.
- Ale przecież w Polkowicach była ekstraklasa.
- Tak, ale pamiętamy jakie to były czasy w polskim futbolu.
- Przegraliście jesienią dwa mecze i w obu zabrakło ciebie w składzie. Czy to przypadek?
- Trudno mi to oceniać. Moja żona to samo zauważyła, że kiedy nie gram, to koledzy przegrywają. Ja traktuję to jako zbieg okoliczności.
- W pewnym momencie przejąłeś opaskę kapitana. Czy to znak, że masz ugruntowaną pozycję w drużynie?
- Do pewnego momentu wydawało mi się, że tak. Gram w Polkowicach bardzo długo, jestem w radzie drużyny i myślałem, że trener liczy się z moim zdaniem. Jednak kończy mi się kontrakt i wcale nie jest pewne, że umowa będzie przedłużona. Trochę to dziwne zachowanie klubu, ale takie jest życie. Moja przyszłość w klubie jest niepewna.
- Wyemigrowałeś z Oławy w 1998 roku. Pamiętasz grę w Moto-Jelczu, kto uczył cię piłkarskich podstaw?
- Oczywiście, że pamiętam. Podstaw uczyli mnie Zbigniew Nieduziak oraz Zdzisław Nabiałczyk (niestety, już nieżyjący trenerzy), a w późniejszych latach Zbigniew Isel, który wziął mnie do międzywojewódzkiej ligi juniorów. W wieku 15 lat rywalizowałem z dużo starszymi piłkarzami, za co bardzo dziękuję trenerowi Iselowi. Zresztą do dzisiaj utrzymujemy kontakt.
- Jak oceniasz stan oławskiej piłki?
- MKS stać na II ligę. Klub ma ogromne tradycje, dochodzi do tego odpowiednia baza sportowa. Kibiców byłoby też więcej. Oława wychowała wielu dobrych zawodników, więc zespół w drugiej lidze mógłby bazować na wychowankach. Podpisana jest umowa partnerska ze Śląskiem, więc kto nie zmieści się w ekstraklasie, mógłby grać tutaj.
- Wisła Kraków, Odra Wodzisław, Ruch Chorzów, Górnik Polkowice… można długo wymieniać twoje kluby. Jesteś piłkarskim obieżyświatem. Patrząc z perspektywy czasu, uważasz, że dobrze poprowadziłeś swoja karierę?
- Największym moim błędem był transfer do Wisły Kraków. Miałem świadomość, że jestem rzucany na głęboką wodę, bo „Biała Gwiazda” miała wielu fantastycznych piłkarzy. Zdawałem sobie sprawę, że nie mam szans na grę w pierwszej jedenastce, ale obiecywano mi więcej okazji do gry. Później miałem być wypożyczany do klubów, w których będę grał więcej, ale traktowano mnie jako formę rozliczenia za innych zawodników. Szedłem tam, gdzie trzeba było spłacić dług, dlatego zwiedziłem wiele klubów w ciągu kilku lat. Grałem wtedy w reprezentacji młodzieżowej. Trener Lesław Ćmikiewicz powtarzał mi, że muszę grać, nieważne gdzie, tylko żebym był podstawowym zawodnikiem. Mogłem postąpić w kilku momentach inaczej, ale faktem jest, że nie miałem wpływu na wszystko, kiedy byłem zawodnikiem Wisły Kraków. Mogłem zostać pod Wawelem, ale nie chciałem grać w czwartoligowej rezerwie i zgarniać swoje pieniądze bo byłem młody i zależało mi na rozwoju.
- Górnik to twój najdłuższy przystanek w karierze.
- Jestem w tym klubie od trzech lat, plus półtora roku przed wyjazdem do Norwegii. W Polkowicach żyje mi się bardzo dobrze. Jestem zżyty z kolegami z drużyny. Jeżeli klub zechce ze mną przedłużyć umowę, na pewno skorzystam, bo na razie nie ma innych konkretów. Były różne zapytania, ale nic z tego nie wyszło.
- Pojawił się w twojej karierze temat Śląska Wrocław?
- Był temat, za czasów trenera Mariana Putyry. Mój transfer był uzależniony od tego, czy dogadają się z innym obrońcą. Później ponowili zainteresowanie moją osobą, ale Wisła postawiła zaporową cenę i upadł temat moich przenosin. Podobna sytuacja miała miejsce za czasów trenera Tarasiewicza, ale zachował się nieładnie. Rozmawiając ze mną, zapewnił, że nieważne jaką podejmie decyzję, ale da mi znać, bo chciałem wiedzieć na czym stoję. Czekałem na telefon, ale trener nie odezwał się, chociaż co innego ustaliliśmy.
- Mówiłeś, że po zakończeniu kariery chciałbyś się zająć trenowaniem, ale ostatnio popularna wśród ludzi związanych ze sportem jest polityka (śmiech).
- Przede wszystkim nie po zakończeniu kariery, bo tą robi Leo Messi, tylko przygody. Polityka mnie interesuje, ale nie do tego stopnia, abym się w nią zaangażował. Nie czuję się obecnie na siłach, aby zrobić coś dla ludzi. Szanuję tych, którzy mówią, że mają jakiś program i chcą coś zrobić. Oczywiście tylko wtedy, kiedy to jest prawda.
- Co uznajesz za swój największy piłkarski sukces?
- Z punkty widzenia statystyki to na pewno mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków, bo przecież byłem jej zawodnikiem, choć wpływ na to miałem znikomy. Znaczenie ma również debiut w ekstraklasie oraz mistrzostwo Polski juniorów w barwach Odry Wodzisław. Na te sukcesy ciężko zapracowałem, dlatego jestem z nich bardziej dumny.
- Mieszkasz w Polkowicach czy w Oławie?
- Tu i tu. W tygodniu mieszkam z rodziną w Polkowicach, a na weekendy wracamy do Oławy.
- Czyli nie masz problemu ze spełnianiem obowiązków rodzicielskich?
- Na szczęście nie. Mam dwójkę wspaniałych dzieciaków - syna Szymona, który ma 4 lata i dwuletnią córeczkę Agatką. Są w takim wieku, że muszą spędzać z rodzicami bardzo dużo czasu.
- Czy syn wykazuje jakieś predyspozycje do gry w piłkę?
- Kopiemy na podwórku, ale wiem, że jest to ciężki kawałek chleba. Nie będę w żaden sposób namawiał go do futbolu. Jeżeli wyrazi chęć, to mu oczywiście pomogę. Musi pamiętać jednak, że na pierwszym miejscu jest szkoła.
- Dziękuję za rozmowę. Życzę tobie i rodzinie wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku oraz jak najszybszego podpisania nowego kontraktu z Górnikiem Polkowice.
Rozmawiał:
Mateusz E. Czajka
Fot.: Paweł Stachowiak - Górnik Polkowice
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze