- Do konkursu zgłoszono 49 kobiet z Dolnego Śląska. Jesteś jedną z czterech wyróżnionych. Jakie to uczucie?
- Jestem z tego bardzo dumna. Dziękuję paniom, które mnie zgłosiły. To niezwykłe wyróżnienie, zwłaszcza że poparte tak wspaniałymi i ciepłymi opiniami. Dziękuję, ale nie uważam się za niezwykłą. Jestem normalną kobietą, może trochę szaloną, ale poza tym całkiem zwyczajną.
- Od kilku lat twoje działania są skierowane głównie do kobiet. To one, ich problemy i potrzeby, stały się dla ciebie punktem odniesienia. Dlaczego właśnie kobiety?
- Po pierwsze dlatego, że w Oławie dotychczas nie było takiego miejsca, które skupiałoby kobiety i pomagało pokonywać ich problemy. Po drugie, w każdej rodzinie to kobieta jest najważniejsza. Rodzi, wychowuje dzieci, dba o dom i najbliższych, tworząc rodzinną atmosferę. Kiedy jej braknie, wszystko zaczyna szwankować. Kobiety powinny to wiedzieć i dbać o siebie, a my chcemy im to uświadomić i umożliwić.
- Nie zawsze kobiety były dla ciebie najważniejsze. Dzieciństwo i lata szkolne spędziłaś wśród chłopców...
- To prawda, ale nie miałam na to zbyt dużego wpływu. Na podwórku, przy którym mieszkałam, byłam jedyną dziewczyną. Wokół mieszkało 13 chłopców. Byłam więc typową chłopczycą. Zawsze chodziłam w spodniach i grałam w piłkę nożną - najczęściej stałam na bramce. To była moja ulubiona zabawka, nie miałam lalek i tak naprawdę nigdy nie chciałam mieć. Piłka! To było coś. Mogłam ją wziąć na podwórko, pochwalić się kolegom. Wspominam te czasy z sentymentem. Pierwszy raz założyłam spódnicę w pierwszej klasie liceum ogólnokształcącego. Była częścią obowiązkowego mundurka szkolnego. Do dzisiaj pamiętam towarzyszące temu uczucie skrępowania i zawstydzenia. To było straszne, zwłaszcza że na drugim końcu ławki siedział Jarek, obecnie mój mąż.
- Od tamtej chwili wpadliście sobie w oko?
- Nie. Zawsze dobrze bawiliśmy się na szkolnych imprezach, ale parą zostaliśmy dopiero po szkole.
Napisz komentarz
Komentarze