- Nie boisz się, że ten twój entuzjazm kiedyś minie, że się wypalisz?
- Nie. To niemożliwe. W mojej głowie prawie codziennie rodzi się jakiś nowy pomysł i zaraz zastanawiam się, jak to można zrobić. Nigdy nie zastanawiam się nad przeszkodami, zawsze widzę tylko plusy i bardzo się denerwuję, kiedy mąż Jarek, który jest realistą, uświadamia mi, jakie wiążą się z tym przeszkody. Najczęściej staram się udowodnić mu, że nie ma racji, ale mówiąc szczerze, gdyby nie on, nie wiem jak skończyłyby się te moje zapędy...
- Twoje działania na rzecz lokalnej społeczności są dostrzegane coraz częściej przez różne instytucje i ludzi. Otrzymałaś tytuł „Mikroprzedsiębiorcy roku 2008”, nagrodę „Koguta” od Oławskiej Telewizji Kablowej, w ubiegłym roku pierwszy raz zgłoszono cię do „Akcji Akacja”, a w tym roku otrzymałaś wyróżnienie. Złośliwi mówią, że niedługo otworzą lodówkę i wyskoczy z niej Ela Wojdyła. Czy to cię nie zniechęca?
- Jeszcze parę lat temu bym się tym przejęła. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś o mnie mówił, a jeżeli już, to chciałam, aby to było coś pozytywnego. Teraz nie zwracam na to uwagi. Robię to, co lubię, co sprawia mi przyjemność, a jeżeli przy okazji mogę pomóc, sprawia mi to podwójną radość.
- O czym marzysz?
- Chciałabym wybudować ośrodek dla amazonek, ale taki pełny, z bazą noclegową, restauracją. Tam kobiety mogłyby spędzić parę dni, odpocząć, zrelaksować się, przejść zabiegi rehabilitacyjne, posłuchać dobrych rad i poczuć, że są wspaniałe, potrzebne sobie i najbliższym. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten pomysł.
- A jest coś, czego żałujesz?
- Chyba nie (długie milczenie). Czasem mam żal do siebie, że poddałam się i jeszcze raz nie spróbowałam dostać się na AWF. Chciałabym też, aby w naszym mieście było więcej ludzi, którzy chcieliby się angażować społecznie. Jeżeli nie mają odwagi wyjść z inicjatywą, zapraszam ich do siebie. Zawsze co dwie głowy to nie jedna. Wspólnie możemy zrobić coś, aby Oława nie była tylko sypialnią Wrocławia.







Napisz komentarz
Komentarze