A: - Miałbym wątpliwości co do nazwy. Ostatnio na spotkaniu klasowym spotkaliśmy się z koleżanką z Niemiec i opowiadała, że w jakimś formularzu miała do wypełnienia cztery pola na oznaczenie płci. Więc oczywiście możemy się umawiać na takie rzeczy, ale nie słyszałem, aby w Kościele zbliżały się jakieś zmiany, aby w ogóle było nadzwyczajne parcie co do redefiniowania rodziny. Parcie jest mocne na akceptację każdej osoby, co nie jest równoznaczne z akceptacją jej zachowań. To jest istotne. Czy te osoby zostaną odrzucone przez Kościół? Myślę, że nie. Ale chodzi o osoby, natomiast to, co robią? Myślę, że daleka droga przed nami, nie zajmujemy się takimi dywagacjami. Czy takie zmiany odbędą się za naszego życia? Myślę, że nie.
- W jakichś dokumentach Rady do spraw Rodziny KEP natrafiłem na określenie, że Rada zajmuje się także "osobami, które są w sytuacjach nieregularnych"...
A: - Myślę, że chodzi tu o rodziny bez związku formalnego, bez sakramentu małżeńskiego. Można mówić, że to jest jakaś rodzinna forma. Czy to jest rodzina? Tak. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że z jakichś powodów pani mieszka z panem, z jakichś powodów nie są małżeństwem, a mają wspólne dzieci. Myślę, że można iść w tym kierunku, że tworzą rodzinę. Czy to jest stan docelowy, oczekiwany? Myślę, że nie. I to staramy się przekazywać. Do nas, zwłaszcza na wakacje, przyjeżdżają pary nie będące małżeństwami, ale traktujemy je jak rodziny, dostają wspólne pokoje. Czasem z dziećmi. W tym roku mieliśmy taką bardzo barwną rodzinę i nastąpiło to, o czym marzyliśmy. Po jakimś czasie, gdy zobaczyli, jak żyją inne rodziny, z jakimi przeszkodami, w trakcie pobytu na turnusie stwierdzili, że oni chcą wejść w sakramentalny związek małżeński, bo widzą ogromną różnicę między ich rodziną, a tymi, które właśnie poznali. Generalnie życzyłbym wszystkim tego stanu, kiedy widzimy moc sakramentu małżeńskiego i ogrom korzyści z tego płynący. To nie znaczy, że tych myślących inaczej czy żyjących inaczej trzeba odrzucać. Absolutnie nie. Serdecznie ich zapraszamy. Tym się różnimy w naszej działalności duszpasterskiej od niektórych wspólnot, że aby przyjechać do nas, wcale nie trzeba być małżeństwem katolickim, sakramentalnym. Dzielenie, stawianie barierek jest nam obce. Z założenia zapraszamy także innych, bo uważamy, że wszyscy jesteśmy w drodze.
R: - Myślę, że w przypadku tej pary, które zechciała zawrzeć sakrament małżeństwa, to był wynik wielu rozmów, jakie przeprowadzili podczas tego tygodnia z nami, kiedy tworzyli wspólnotę ze wszystkimi uczestnikami. Obserwowali innych i doszli do wniosku, że jest to jakaś cenna wartość, więc podjęli decyzję.
A: - Zależy nam na ludziach, którzy nie zawsze są zaangażowani, tylko poszukują, nawet bywają trochę poobijani, zawiedzeni. Nie odsuwamy się od nich.
- Mamy przykład pary z dziećmi. A co z samotną mamą? Tworzy z dzieckiem rodzinę?
A: - Znów to kwestia pojęć. Czy trzeba taki związek od razu nazywać rodziną? Czy mamę z dzieckiem nazywać rodziną? Nie wiem. Może wystarczy po prostu mama z dzieckiem.
- Czy nie uważacie, że w Kościele katolickim jest za mało takiego doświadczenia rodzinnego, jakim wy dysponujecie. Pewnie nie raz słyszeliście zarzuty, że co będzie mi tu ksiądz opowiadał o rodzinie, jak jemu zakładać rodziny mieć nie wolno!
R: - Mamy takie doświadczenia, że zapraszają nas często księża, którzy mówią, że oni mają doświadczenie tylko z konfesjonału, a tu potrzeba specjalistów, więc wołają właśnie nas. Mówią, że to fachowcy od małżeństwa niech mówią o małżeństwie. Chętnie się nami posiłkują.
- Czy w Radzie do spraw Rodziny KEP nie powinno być w takim razie jeszcze więcej małżeństw?
A: - Być może tak. Pan Bóg nas postawił tu i teraz, mamy takie zasoby i możliwości, jakie mamy, więc robimy, co możemy z tym, co mamy. Nie do końca nam oceniać. Oczywiście próbujemy trochę wyważać drzwi, trochę iść pod prąd, robimy swoje. Może to jest presja środowiska, gdzie widzimy wiele, wiele pięknych rodzin, zaangażowanych w Kościół, mówiących o swoim doświadczeniu.
- Co jest, waszym zdaniem, największym problemem współczesnego małżeństwa, polskiej rodziny?
R: - Jeżeli chodzi o młodsze małżeństwa, to wydaje mi się, że dużą trudnością jest nie do końca dobrze rozważona potrzeba samorealizacji, czyli ja swoje, ty swoje. W tym momencie bardzo trudno się spotkać, oddać sobie czas, poświecić się dla siebie. Natomiast są duże wymagania, są umowy pod tytułem "zawieramy kontrakt na małżeństwo", ja robię 50%, ty robisz 50%, a jak się nie wyrabiasz, to ja też czuję się zwolniony czy zwolniona z obietnicy, są fochy, jest obrażanie. To mocne nastawienie na samorealizację nie jest dobre. To JA potrzebuję, MNIE się należy... Troszkę za mało jest dobrze pojętego partnerstwa, czyli oddania kawałka siebie. Tutaj to ciężko idzie. Mówię o młodszym pokoleniu, które jest przyzwyczajone, że dużo dostaje. Natomiast te nieco starsze małżeństwa... Tak patrzę po nas. To jest czas na budowanie relacji ze sobą. Trzeba mieć ogromną świadomość i bardzo tego pilnować, bo łatwo się zaangażować w pracę zawodową, w dzieciaki, w pomoc społeczną i nagle okazuje się, że nie mamy dla siebie czasu. A przecież my się zmieniamy. W małżeństwach są sezony. Jesteśmy coraz bardziej inni, więc potrzebujemy się na nowo poznawać i aktualizować. Komputery się aktualizuje, małżeństwo też trzeba aktualizować. Oprogramowanie... Trzeba cały czas być w tym małżeńskim ruchu.
- Jak się to robi?
R: - Wiemy to i praktykujemy. Czasem się śmieję do Andrzeja, że w naszym małżeństwie jest tak dużo różnic zdań, jest taka włoska energetyczność...
- Latają talerze?
A: - Nie, szkoda by było...
R: - Przyznaję, że naszym małżeństwie też potrzebujemy brać dział w tych wyjazdach i Dialogach Małżeńskich i cały czas się uaktualniać, rozmawiać...
A: - Choć jesteśmy osobami posługującymi, to sami też z posługi czerpiemy. Szalenie ważna jest dla nas wiarygodność i autentyczność, żeby nie być tylko krasomówcą... U nas wiedza przenika się z doświadczeniem. To chyba nasza siła.
- Gdy wrzuciliśmy na portal TuOlawa.pl informację, że będziecie członkami Rady do spraw Rodziny KEP jednym z pierwszym komentarzy, oczywiście anonimowym, było krótkie stwierdzenie: - Ciemnogród! Jak sobie radzicie z hejtem? Często musicie się z nim mierzyć, czy może macie zdolność unikania go?
A: - Nie dotyka nas to aż tak. Wiemy, kim jesteśmy, jakkolwiek to zabrzmi, mamy poczucie swojej wartości i godności, wynikającej z Dziecięctwa Bożego. Wiemy, co robimy i dlaczego. Jeśli ktoś pisze takie rzeczy o nas, to znaczy, że nas nie zna. Tego jednak nie ma jakoś bardzo dużo.
R: - Za mało śledzę takie portale, może więc po prostu o tym, co się dzieje poza nami, nie zawsze wiemy.
A: - W każdym razie nie jest to dla nas problem. Może większy problem jest, o dziwo, instytucjonalny, kiedy to w imię równości pewien bank odmawia nam założenia konta, a jakieś biuro rachunkowości nie chce współpracować. Uzasadniali odmowę naszą... działalnością religijną. Jak zadałem pytanie, co to ma do rzeczy, pani z banku się zreflektowała i wycofała z tego. A nie zostaliśmy obsłużeni przez biuro rachunkowe ze względu na nasze poglądy co do rodzicielstwa. Odmówili nam obsługi księgowej. Wielokrotnie też firmy informatyczne odrzucały nas jako klientów, co motywowano względami równościowymi. To jest zaskakujące!
R: - Mieliśmy tez trudności z pozyskiwaniem dotacji, bo jesteśmy organizacja religijną.
- Rozumiem, że tu zadziałały czyjeś emocje, prywatne przekonania, a nie regulaminy?
A: - Pewnie gdybyśmy poszli na noże, może i byśmy wygrali sprawę, ale po co iść do sądu od razu. Natomiast to jest zaskakujące, że w firmach, które mają na sztandarach równość, często są tęczowe, bywamy skreśleni, bo się identyfikujemy z katolicyzmem, z wiarą, z Bogiem, a to się niektórym nie podoba, mimo że - jak pan kiedyś o nas napisał - nie walimy po głowach krzyżem czy Pismem Świętym. Jeśli w imię równości słyszę, że odpadamy, to jest to jakaś taka konstrukcja logiczna, której nie jestem w stanie ogarnąć.
- Czujecie się w jakiś sposób dyskryminowani?
A: - Powoli zaczyna tak być...
- Idziecie do Rady bardziej z lękiem, czy z nadzieją?
R: - Raczej z otwartością. Z tym, że chcemy działać, chcemy dawać nasze pomysły, pomysły innych małżeństw, jesteśmy głosem małżeństw w Kościele.
- Czy takich aktywnych świeckich jak wy powinno być więcej w Kościele katolickim?
A: - Myślę, że tak. I to już się dzieje od lat. Pojawia się nawet nazwa "trzecia siła w Kościele", czyli ruch świeckich, którzy coraz więcej funkcji będą przejmować i przejmując w Kościele. Kapłani są oczywiście niezastąpieni w sprawowaniu sakramentów, ale w sprawach innych świeccy są często lepsi i wielu księży czeka na nich.
R: - Nie raz słyszeliśmy, że fajnie z nami jeździć, bo u nas kapłan może być księdzem. Nie musi wynajmować ośrodka, nie muszę się szarpać z gospodarzem czy kimś innym, wszystko bierzemy na siebie, a wtedy ksiądz może zajmować się swoją pracą duszpasterską. Małżeństwa widzą wtedy, że to jest człowiek, który ma doświadczenie, ma wiedzę, można z nim pogadać, bo wreszcie ma czas. I to przynosi im wielką ulgę. Czasem małżonkowie mówią, że nie wiedzieli, że ksiądz taki może być. Ma czas na rozmowy duchowe, na spowiedź...
- Może w ten sposób w czasie, gdy ludzie odchodzą od Kościoła instytucjonalnego, pokazujecie mu drogę wyjścia z tej sytuacji?
A: - Bardzo szeroko się otwieramy, dla wielu jest miejsce. Po tym pierwszym wspólnym ogrzaniu się zachęcamy do wchodzenia do wspólnot, gdzie jest pogłębianie wiary.
R: - My robimy pierwszy krok. Ludzie widzą, że może warto nam zaufać. Ta opinia o trudnych sytuacjach w Kościele czy w rodzinie góruje nad dobrymi informacjami, a tutaj na takim wyjeździe, gdy ktoś zobaczy kilkanaście innych rodzin, które dobrze funkcjonują, choć owszem, mają swoje problemy, mają nieidealne dzieciaki, dochodzą do wniosku, że może to jest także i dla mnie.
A: - Bardzo często jest tak, że słyszymy że tu pewnie tacy święci przyjeżdżają, więc my się tu nie odnajdziemy. A potem okazuje się, że na te wszystkie małżeństwa wszyscy mają problemy, łącznie z prowadzącymi. Może jesteśmy czasem pół kroku do przodu, ale bardzo często czujemy się o krok do tyłu w stosunku do uczestników naszych małżeńskich spotkań. Oni czasem żyją o wiele piękniej niż my, a my - organizatorzy - też tak chcemy. Jak to robicie, pytamy.
R: - Wtedy oni nas inspirują. Też chcemy tak spróbować i przełożyć to na nasze małżeństwo.
Napisz komentarz
Komentarze