Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 13 grudnia 2025 07:55
Reklama

Piekarnia Maneckiego z Brzegowej

To była pierwsza prywatna piekarnia po 1956 roku w Oławie. Na Brzegowej - dziś to Brzeska - uruchomił ją Marian Manecki, o czym opowiedział nam jego syn Andrzej, a ciekawą historię spisał Lesław Mazur
Piekarnia Maneckiego z Brzegowej
Marian Manecki

Autor: Zygmunt Silski

Podziel się
Oceń

Marian Manecki, tato pana Andrzeja, pochodzi z Kielc - gdzie dziadek Andrzeja, Izydor, był rzeźnikiem. Przed wojną Marian pracował w prywatnej piekarni w Sosnowcu, której właścicielem był Franciszek Kiepura, ojciec znanego śpiewaka operowego Jana Kiepury. 

W czasie wojny Marian mieszkał w Krakowie, skąd był wywieziony do Niemiec na roboty - pracował tam jako piekarz. Po jakimś czasie udało mu się uciec i wrócił do Krakowa. Tu mieszkał jego brat Bolesław, który też miał być wywieziony na roboty do Niemiec, a miał wtedy trójkę dzieci. Pan Marian w tym czasie był kawalerem, a że był bardzo podobny do brata, postanowił, że pojedzie na roboty do Niemiec za niego. I tak się stało. 

Mama Andrzeja, czyli Joanna z Domu Dąbkiewicz, pochodziła z Noskowa koło Jarocina - na robotach w Niemczech była 5 lat. Poznali się z Marianem dzięki bratu Joanny, który był piekarzem i pracował w piekarni u taty w Międzylesiu - tam Joanna i Marian się pobrali  w 1945 roku.

Marian Manecki - gdy pracował w piekarni w Międzylesiu (1945 rok), tak woził chleb

 

Po wojnie Marian miał piekarnię w Międzylesiu. Po odebraniu mu piekarni przez ówczesne władze pracował we Wrocławiu w piekarni przy zaułku Złote Koło (dziś to między ulica Mikołaja a Ruską),  następnie w Ratowicach, skąd trafił do Oławy, gdzie początkowo pracował w Piekarni GS na Strzelnej.

Mieszkał wtedy z rodziną na pierwszym piętrze przy ulicy Pałacowej - na parterze była piekarnia, a po sąsiedzku masarnia, którą organizował i prowadził Franciszek Bliskowski - potem mu ją odebrano.

*

Tu muszę na chwilę wrócić do początku lat powojennych i przypomnieć, jak upaństwowiono handel i rzemiosło.

Do Oławy po wojnie przyjechali przesiedleńcy ze wschodu, których władza sowiecka wyrzuciła ze swoich domów, a także - w ramach akcji ówczesnych władz w zasiedleniu tzw. Ziem Odzyskanych -  mieszkańcy centralnej i południowej Polski przedwojennej, którzy szukali lepszych warunków do życia. Zgodnie z hasłem "kto pierwszy ten lepszy" przejmowali lokale poniemieckie handlowe, rzemieślnicze, niektóre były w takim stanie, że można było od razu rozpocząć działalność, ale były też np. rozszabrowane (rozkradzione) i trzeba było szukać brakujących maszyn czy sprzętów. Po pewnym czasie nowa władza zaczęła porządkować te sprawy - każdy, kto prowadził działalność, musiał się wykazać albo świadectwem ukończenia szkoły zawodowej, papierami czeladniczymi, mistrzowskimi albo praktyką. Kto nie miał takich dokumentów, tracił lokal. Ci nowi najemcy niejednokrotnie brali kredyty na prowadzenie działalności gospodarczej, jak to się dziś mówi. Na początku lat 50. nowy rząd ustanowił prawo. które upaństwowiło wszystkie zakłady i cały handel. Odebrano lokale wraz z wyposażeniem, nie zrekompensowano poniesionych kosztów. Wielu właścicieli został z niespłaconymi kredytami. Dla ścisłości - w Oławie paru osobom udało się przetrwać te szykany i utrzymali prywatny handel lub na przykład ciastkarnię. Tak było do 1956, kiedy po protestach w Poznaniu władze objął Władysław Gomułka jako I sekretarz PZPR i przepisy zostały trochę zostały "poluzowane", jak się wtedy mówiło.

*

Wracam do rodziny Mariana Maneckiego, który zmienił miejsce zamieszkania na ulicę Brzeską 17, na pierwszym piętrze, ponieważ poprzednie lokum było w bardzo złym stanie technicznym. Na parterze tego budynku był lokal, w którym była przedwojenna piekarnia z piecem piekarskim, a w tym czasie PSS Społem w Oławie prowadziła tam wypożyczalnię sprzętu domowego - dziś takich wypożyczalni nie ma, a można tam było wypożyczyć szklanki, kieliszki, talerze, garnki, sztućce, maszynki do mięsa, ręczne młynki do kawy, a w latach późniejszych pralki, wyżymaczki, prodiże itp. Dziś to może śmieszy, ale po wojnie brakowało wszystkiego.

Zdjęcie ulicy Brzeskiej - za słupem lampy ulicznej widać witrynę sklepu piekarniczego Joanny i Mariana Maneckich, którzy mieszkali na pierwszym piętrze. Fot. Lesław Mazur

 

Pan Marian zaczął starania o ten lokal, ale z początku ówczesna prezes PSS Społem nie wyrażała zgody na przekazanie lokalu, a wręcz mówiła, że szybciej jej kaktus wyrośnie na ręce, niż przekaże lokal, co pan Marian powtarzał później przez lata. W końcu jednak lokal otrzymał i po remoncie otworzył w nim piekarnię. Wtedy, to jest w roku 1960, Oława liczyła zaledwie 10000 mieszkańców i mimo że piekarń w Oławie prowadzono co najmniej 4, ale to były małe piekarnie rzemieślnicze, występowały braki w pieczywie. Musiano je dowozić z Jelcza - PSS miał tam wtedy piekarnię "na hotelu" -  i z Bystrzycy z GS-su. W tej sytuacji pan Marian, ponieważ miał dobre pieczywo i wyroby cukiernicze, szybko stanął, jak to się wtedy mówiło, na nogi. Nie mógł jednak piec więcej, ponieważ jego ówczesny piec piekarski płomieniowy był mały i mało wydajny. Dowiedział się jednak, że w Ścinawie Polskiej naprzeciw świetlicy była piekarnia i jest tam kompletny piec ogrzewany rurkami Perkinsa, który właśnie mają rozbierać. Podjął starania i otrzymał zgodę na rozbiórkę. No tak, ale musiał to zrobić zdun od pieców piekarskich, który postawiłby go na nowo w piekarni na Brzeskiej. Po dłuższych poszukiwaniach znalazł zduna Niemca we Wrocławiu na ulicy Kościuszki, pana Hauckego, który podjął się demontażu i postawienia pieca. Na ówczesne czasy był nowoczesny i miał o wiele większą wydajność niż inne, był opalany węglem. Ogrzewając komory do pieczenia rurkami Perkinsa można było uzyskać w każdej komorze inną temperaturę. Wiem, że do dzisiaj w Polsce w niektórych małych piekarniach jeszcze są używane podobne piece. 

Marian Manecki i jego pracownik (nie znamy nazwiska) przy uformowanych i naciętych kęsach chleba, które rosną i za chwilę zostaną włożone do pieca

 

- Aby pieczywo było na rano, to znaczy na godzinę 6.00-7.00 to tato rozpoczynał pracę o 21.00-22.00, niezależnie od tego, czy był to zwykły dzień czy niedziela, czy drugi dzień świat - wspomina Andrzej Manecki. - Najpierw odpowiednio wcześnie trzeba było zapalić w piecu, rozgrzać go do temperatury około 200 stopni. Potem mąkę, a była w 50 kg workach, trzeba było przesiać i wsypać do dzieży, którą wstawiało się do mieszałki, dodawało wody, zakwasu i pozostałych dodatków. Gdy mieszałka wyrobiła ciasto, tato ręcznie wyjmował je na duży stół piekarski, dzielił na kęsy, ważył, a potem formował i kładł na deski piekarskie albo do koszyków, gdzie ciasto rosło. Następnie drewnianą łopatą z długim trzonkiem wkładał do pieca i co jakiś czas kontrolował wypiek, który trwał około czterdziestu kilku minut. Potem łopatą wyjmował upieczone bochenki i kładł na półki lub na deski, które były na specjalnych wózkach, do wystygnięcia. Takich czynności w nocy wykonywał kilka lub kilkanaście, w zależności od ilości potrzebnego pieczywa. Praca piekarza była bardzo ciężka. W piekarni niezależnie od pory roku temperatura była zawsze ponad 30 stopni, żadnych przeciągów, bo ciasto musiało rosnąć. Pracę rozpoczynało się po godzinie dwudziestej, niezależnie czy to był drugi dzień świąt, czy imieniny, czy chrzciny, bo rano klienci przyjdą po ciepłe pieczywo. 

Pracownik podaje wyrośnięty kęs ciasta, który leżakował w koszyku, na łopatę, którą Witek Manecki wkłada ciasto do pieca piekarskiego

 

 

A jednak zawód piekarza cieszył się szacunkiem i przed wojną przechodził z ojca na syna. Pan Andrzej pamięta, jakie wtedy były ceny pieczywa - duża bułka z przedziałkiem kosztowała 0,50 zł, chleb duży 2.2 kg był za 8 złotych, jagodzianka kosztowała 2 zł. To są ceny z 1965 roku, a wówczas nie zmieniały się one przez wiele lat. 

Syn pana Mariana wspomina, że najbardziej lubił z wyrobów z piekarni ojca... biały barszcz, który ojciec "piekł" w żeliwnym garnku w piecu piekarskim - do dziś pamięta jego smak, choć minęło ponad pół wieku.

Pan Marian dbał o jakość pieczywa - w jego piekarni było wypiekane na zakwasie, co nie było łatwe, bo wymagało dobrej mąki, dokładnego stosowania receptury i przestrzegania temperatur. Dziś piekarnie stosują polepszacze, więc jest łatwiej, co nie znaczy zdrowiej i smaczniej. 

Klienci kupowali zawsze rano jeszcze ciepłe pieczywo - nie było zakupów na zapas, następnego dnia rano znowu szli do piekarni. Pamiętam zapach świeżego pieczywa, który roznosił się po ulicy Brzeskiej, bo pracowałem po sąsiedzku.

Sala sprzedaży - na pierwszym planie Joanna Manecka, w kolejce klienci, na ladzie 2,2 kg bochenki chleba oraz makowiec. Zdjęcie z początku lat sześćdziesiątych

 

Pan Marian piekł również ciasto cukiernicze, słodkie bułki, serniki, makowce, które cieszyły się olbrzymią popularnością. Mieszkańcy Oławy znali godziny wypieków i przychodzili tak, aby kupić jeszcze ciepłe.

Gdy po wojnie sprywatyzowano piekarnie, później chleb nie mógł być sprzedawany w sklepie przy piekarni, tylko musiał być wieziony do innego sklepu - chodziło o kontrolę ilości wypieczonego chleba. Tyle tylko, że wtedy już nie był ciepły przy sprzedaży i wiele stracił. Wcześniej wiadomo było, kto piekł ten bochenek chleba - w piekarniach państwowych był wieziony do sklepu i nie zawsze było wiadomo, kto go zrobił, bez piekarni pod ręką stawał się bezimienny. Na dodatek z zimie transport zmrożonym samochodem do kilku sklepów powodował niemal natychmiastowe zamrożenie bochenków.

W połowie lat sześćdziesiątych doszło w piekarni Maneckiego do nieszczęścia - najpierw pracownik ukradł gotówkę przeznaczoną na zakup surowców, a potem w środkowym budynku, gdzie była piekarnia pomiędzy ulicami Karola Miarki a Brzeską, wybuchł pożar i spalił się dach. To oznaczało wielomiesięczny postój w piekarni - potem brakowało pieniędzy na ponowne jej  uruchomienie. W tej sytuacji Manecki wszedł w spółkę z panem Mazurkiem. 

- Potem zaczęły się kłopoty ze zdrowiem i tato wycofał się ze Spółki - mówił pan Andrzej. - Tu chcę dodać, że tato należał do oławskiego koła SD, czyli Stronnictwa Demokratycznego, do którego należeli w większości prywatni handlowcy i rzemieślnicy, choć nie tylko, bo członkiem SD był także prezes sądu w Oławie Jan Dulębowski. 

Joanna Manecka i dwie inne panie (nierozpoznane) na schodach do sklepu przy ulicy wtedy Brzegowej, a dziś Brzeskiej 17

Józef Posionek przy mieszałce do ciasta - wyjmuje ciasto na chleb z dzieży

 

 

*

Prezentowane zdjęcia wykonał znany oławski fotograf Zygmunt Silski, który miał swoje atelier na ulicy Wrocławskiej i był przyjacielem Mariana Maneckiego.


Napisz komentarz

Komentarze

Robert Manecki 31.03.2025 15:36
Zapraszam do Miedzylesia, piekarnia jeszcze jest i ma się dobrze .

fgut 09.01.2024 10:43
Szkoda, że nie ma już piekarni z piecami chlebowymi.

Piotr 31.03.2025 09:28
Zapraszam do Bystrzycy Kłodzkiej do piekarni Urbaniak. Najlepszy chleb z pieca chlebowego opalanego drewnem.

ZASTRZEŻENIE PODMIOTU UPRAWNIONEGO DOTYCZĄCE EKSPLORACJI TEKSTU I DANYCH

Dokonywanie zwielokrotnień w celu eksploracji tekstu i danych, w tym systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji ze strony internetowej tuolawa.pl i publikacji przy użyciu oprogramowania lub innego zautomatyzowanego systemu („screen scraping”/„web scraping”) lub w inny sposób, w szczególności do szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez wyraźnej zgody wydawcy - RYZA Sp. z o.o. jest niedozwolone. 

Zastrzeżenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w których treści, dane lub informacje są wykorzystywane w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe. Szczegółowe informacje na temat zastrzeżenia dostępne są TUTAJ

KOMENTARZE
Autor komentarza: JohnyTreść komentarza: Poruszcie temat zwolnień z podatków w gminie. Pora zdemaskować te całe towarzystwo lokalnych przekrętasów.Data dodania komentarza: 13.12.2025, 04:18Źródło komentarza: Przemysław Olechowski odwołany z funkcji prezesa CSiR. Jest tymczasowy następcaAutor komentarza: .Treść komentarza: Nawet jak muszą to robią to niechętnie, z wielką łaską albo wcale… A szczególnie patologiczne parkowanie jest w naszym mieście nagminne zlewane, najwyżej pouczenie.Data dodania komentarza: 12.12.2025, 21:42Źródło komentarza: Ma być tak pięknie, ale na razie... MINUS!Autor komentarza: PikoloTreść komentarza: Chyba już coś uzbierales za te debilne komentarze. Jedź i wykup niemieckie...Data dodania komentarza: 12.12.2025, 20:24Źródło komentarza: Wiemy, co tu będzie. Więcej szczegółów rozbudowy Parku Handlowego w OławieAutor komentarza: PikoloTreść komentarza: Strażnicy i policjanci pracują do emerytury, a robią coś jak muszą. Z własnej inicjatywy, jak ostatnio czytalem, tylko jeden dzielnicowy...Data dodania komentarza: 12.12.2025, 20:18Źródło komentarza: Ma być tak pięknie, ale na razie... MINUS!Autor komentarza: mysliwyTreść komentarza: Goście na legalu i na widoku zniszczyli trawnik i chodnik. Na zdjęciu na słupie widać znak "zakaz zatrzymywania się i parkowania." Żeby tam wjechać, muszą pokonać dystans wzdłuż po chodniku, a to grube wykroczenie. To się w głowie nie mieści! Gdzie jest Straż Miejska i Policja się pytam? No gdzie? Państwo i miasto z dykty...Data dodania komentarza: 12.12.2025, 19:22Źródło komentarza: Ma być tak pięknie, ale na razie... MINUS!Autor komentarza: mieszkańcyTreść komentarza: Apelujemy do redakcji o podjęcie tematu zwolnień z podatku osób powiązanych z burmistrzem, w tym między innymi radnego miejskiego z jego ugrupowania! Ten ogromny skandal jest zamiatamy pod dywan! Mieszkańcy mają prawo wiedzieć że w czasie kiedy są im drastycznie podnoszone podatki, ludzie związani z burmistrzem są z nich zwalniani! Redakcji liczymy na Was!Data dodania komentarza: 12.12.2025, 18:36Źródło komentarza: Przemysław Olechowski odwołany z funkcji prezesa CSiR. Jest tymczasowy następca
Reklama
NAPISZ DO NAS!

Jeśli masz interesujący temat, który możemy poruszyć lub byłeś(aś) świadkiem ważnego zdarzenia - napisz do nas. Podaj w treści swój adres e-mail lub numer telefonu. Jeżeli formularz Ci nie wystarcza - skontaktuj się z nami.

Reklama
Reklama
Reklama