- Czy to w jakiś sposób zmieni twoje życie sportowe?
- Na pewno zmieni, bo otwiera mi parę nowych dróg. Patrząc tylko na samą Europę - za cztery lata mam prawo startowania w wyborach do europejskiej komisji sędziowskiej. Międzynarodowa "jedynka" otwiera drogę na mistrzostwa świata - do tej pory miałam prawo sędziować tylko na mistrzostwach Europy. Uzyskana przez mnie pierwsza kategoria sędziowska to najwyższa możliwa klasa sędziowska, która otwiera przede mną także drzwi do sędziowania na igrzyskach olimpijskich. Zazwyczaj każdy marzy o tych igrzyskach, a teraz jest dobry czas, abym pojeździła trzy lata po świecie i nabierała praktyki w sędziowaniu. Potem Światowa Federacja może wydać zgodę na moje sędziowanie w igrzyskach.
- Czy to już szczyt możliwości w sportowym życiu po zaprzestaniu bycia czynnym zawodnikiem?
- Mogę być jeszcze trenerką olimpijską. To byłby najwyższy stopień trenerski, wyżej się nie da.
- I to jest twój cel?
- Nie mówię tak, nie mówię nie. Ja się lubię sprawdzać, ciągle mówię, że mam 25 lat i przy tym chciałabym pozostać, choć mam już 45. Jestem typowym sportowcem - gdy ktoś mi da wyzwanie, chwilę pomyślę i zaraz sobie mówię: "Ja nie dam rady?!".
- Podobno w czasie egzaminu zdobyłaś wszystko, co było do zdobycia...
- Egzamin teoretyczny to 101 pytań w języku angielskim. Żeby móc potem zaliczać praktyczny egzamin z sędziowania, musiałam uzyskać 95% poprawnych odpowiedzi. Uzyskałam 100% w 20 minut. Sędzia, który mnie egzaminował, dopytywał nawet, czy jeszcze nie chcę sobie sprawdzić swoich odpowiedzi, ale powiedziałam, że nie, niech będzie, co ma być. Gdy sprawdził, powiedział: - Pobiłaś wszystkie rekordy! Nikt jeszcze nie napisał egzaminu tak szybko. I to jeszcze bezbłędnie, na sto procent! Nawet się potem śmiali, że zdałam na 105%, bo w jednym z pytań odpowiedziałam więcej, niż było trzeba, ale po prostu nie do końca zrozumiałam pytanie, a jak się już rozpędziłam, to napisałam wszystko, co wiedziałam. Kolega ze Szwecji nawet się śmiał, że teraz mam nową ksywkę "Marieta na 105 procent".
(12).jpg)
- Czy twoje sędziowanie to dalszy ciąg przygody zawodniczej? Te same hale, ten sam zapach maty, atmosfera rywalizacji, adrenalina...
- Nazwałabym to dalszym ciągiem, bo w tej chwili ci wszyscy ludzie, z którymi kiedyś rywalizowałam na macie, moi przyjaciele z wielu krajów, są albo działaczami, albo trenerami, albo właśnie sędziami. Po raz kolejny widujemy się na zwodach, ale nie musimy rywalizować, choć owszem, w sytuacji trenerów jakaś tam rywalizacja jest. Jako sędzia muszę być obiektywna, to inna sytuacja.
- Jako sędzia tym ostatnim egzaminem osiągnęłaś szczyt?
- Nie do końca. To był kolejny cel. Szczytem będzie mój udział w igrzyskach olimpijskich.
- A ty zawszy stawiasz sobie cele i je realizujesz?
- Tak, zawsze gonię tego króliczka. Bez tego brakuje adrenaliny, brak bodźca. Lubię sobie stawiać cele. Dam przykład. Trzy lata temu postanowiłam, że przejadę na rowerze 100 km, a generalnie nie jeżdżę za bardzo na rowerze. Przejechałam 101 km, no bo jeszcze trzeba było dojechać do domu, a wcześniej trzeba było trochę potrenować.
- Gdy pojedziesz już na te igrzyska olimpijskie i dotrzesz do ściany, to co potem. Pójdziesz na ścieżkę trenerską, aby nią też zajść jak najwyżej, najdalej?
- W każdej chwili mogę wejść na tę ścieżkę, bo to się nie wyklucza. Jak trzeba będzie pomóc w klubie, to się jakoś w to zaangażuję...
- To przypomnijmy może, że wciąż działasz w klubie MAKS Tytan Oława. Jako kto?
- Wspieram. Nie jestem trenerem, choć mam odpowiednie uprawnienie, jestem trenerem drugiego stopnia. Mam jednak za dużo na głowie. Jestem członkiem komisji sędziowskiej na Dolnym Śląsku, jestem członkiem takiej komisji w Polskim Związku, jestem członkiem Zarządu Dolnośląskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, także PZPC, do tego dochodzą mi rożne imprezy sędziowskie, no i jest praca zawodowa. Tego jest bardzo dużo, więc gdy przychodzę do klubu, a trzeba coś pomóc, to pomagam. Z tym klubem jestem mocno związana, jestem jego częścią. Działam.
- Gdy informację o twoim sędziowskim sukcesie daliśmy na nasz profil facebookowy, aż pół tysiąca ludzi to lajkowało, było mnóstwo gratulacji. Masz tę świadomość, że Oława cię lubi, że masz tu takie poparcie?
- Zacytuję moją koleżankę, która tu nie mieszka, a tylko czasem przyjeżdża. Powiedziała mi kiedyś, że mnie podziwia, bo tu mieszkam. Dlaczego? A ty zauważyłaś, jak ludzie reagują na ciebie? - mówi. - Ja nie wiem, czy bym potrafiła tak mieszkać. Bo jak ja idę przez miasto, to często to słyszę "dzień dobry, pani Marieto", "A, dzień dobry", nauczyłam się z tym żyć. Jako młodej sportsmence mi to przeszkadzało, że każdy się na mnie patrzy, że reaguje. W tej chwili to część mojego życia. Jestem oławianką, lokalną patriotką, kocham swoje miasto i nie zamierzam uciekać z niego. Tak samo jak nie uciekałam przed igrzyskami. Mamy wielu olimpijczyków, ale powiedziałam, że będę pierwszą oławianką, która wystartuje jako mieszkanka Oławy, z herbowym kogutem na koszulce.
- A sędzia może mieć kogucika na koszulce?
- No nie. Nawet nie mogę mieć orzełka czy "PL", muszę być maksymalnie neutralna. Powtórzę jednak - jestem dumna, że jestem zasłużonym obywatelem Oławy, Tu czuję się u ciebie. To jako sportowiec zawsze czułam wsparcie mieszkańców.
- No dobrze, to zepsuję trochę ten sielankowy obraz, bo jednak ocena Straży Miejskiej, w której pracujesz od 7 lat, wcale nie jest tak jednoznacznie pozytywnie postrzegana przez mieszkańców.
Napisz komentarz
Komentarze