Wojna pozbawiła tysiącom dzieci normalnego, beztroskiego dzieciństwa. Ja też doświadczyłem sześcioletniej gehenny tamtej wojny. Doświadczyłem głodu, zimna, brudu, strachu i chorób.Jeszcze wiele lat po wojnie było bardzo ciężko. Brakowało środków czystości, opału, odzieży, obuwia, wielu artykułów spożywczych, wielu lekarstw itp. Wiem, co oznacza wojna i czas powojenny, kiedy to z wielu powodów
nie mogłem zdobyć odpowiedniego wykształcenia w normalnym, dziennym trybie.
Dopiero po latach, pracując ukończyłem szkołę średnią, studia wyższe i magisterskie. Dzisiaj kiedy sytuacja na świecie jest niezbyt dobra, powracają dawne wspomnienia o tych złych czasach. Dzisiaj nasze społeczeństwo powinno być scalone, zjednoczone, a nie podzielone. Dodam, że wszystkie zabory, łącznie z ostatnim, sowieckim, nie podzieliły tak naszego Narodu jak ostatnie dziesięć lat naszych rządów. Wiadomo jest, że Naród podzielony, to Naród słaby. Wspominając przed laty tamte okrutne lata wojny napisałem dwa wiersze poświęcone tej tematyce, a właściwie poświęconej "dzieciom wojny". Pierwszy wiersz, pt. "Zabrałaś wojno" (moje dzieciństwo) był kilka lat temu zamieszczony w Gazecie Powiatowej. Dzisiejszy wiersz obrazuje ciężkie lata powojenne, których nikomu nie życzę. Tytuł dzisiejszego wiersza: "MOJE DZIECIŃSTWO".
Już przeminęły chłopięce lata,
Pełne wyrzeczeń, nie z własnej winy.
Była nauka, zabawy, praca
I chude lata mojej rodziny.
Moje dzieciństwo zabrała wojna.
Zaraz po wojnie różnie bywało.
Czasami frajda nas spotykała,
Ale się nigdy nie przelewało.
O kieszonkowym nie było mowy,
A trochę swoich potrzeb się miało,
Więc mądra myśl mi przyszła do głowy
I to i owo się sprzedawało.
Z ruin budynków się wyciągało,
Drewno i wiele różnego złomu.
Złom w skupie złomu się sprzedawało,
Drewno na opał brałem do domu.
Ruiny domów „przydatne” były.
W nich różne skarby się znajdowało,
Które do wielu celów służyły,
Więc je bez trudu się sprzedawało.
Latem do lasu się podążało,
By rwać jagody, maliny, grzyby.
W Oławce siatką się odławiało,
Płocie, miętusy i inne ryby.
Tak więc sprzedając złom i butelki,
Grzyby, jagody, ryby i kwiaty,
Miałem swój dochód, wprawdzie nie wielki,
Lecz tak się czułem jak ktoś bogaty.
Miałem na bułki, na rogaliki
Na ciastka, lody od Krawczyńskiego,
Na dropsy, kino, na herbatniki,
Na spłatę „długu” moim kolegom.
Lecz oprócz mego zarobkowania,
Był czas na różne, fajne zabawy,
Na śpiew przy ogniu, opowiadania,
Na planowanie, gdzie się spotkamy.
Dziś jest już lepiej, bo dziś pracuję.
Nie muszę zbierać w ruinach złomu.
Dzisiaj już komuś coś zafunduję
I trochę grosz daję do domu.
Dzisiaj na lepsze wszystko się zmienia.
Znika już wiele niedogodności,
Lecz powracają dawne wspomnienia,
Do lat mej wczesnej, smutnej młodości.
autor. Eugeniusz Chorostecki
Napisz komentarz
Komentarze