- Parę dni temu Hiszpania, Portugalia i kawałek Francji były bez prądu. Klasyczny blackout. Nie ma prądu, panika, chaos, widzieliśmy to wszyscy. Wyobrażasz sobie taki brak prądu w Oławie?
- Pewnie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie coś takiego u nas, ale pytanie jest inne - na ile do takiego blackoutu jesteśmy przygotowani, bo że prędzej czy później się zdarzy, to pewne.
- Ja jestem sobie w stanie wyobrazić chaos, jaki wtedy będzie, ale nic więcej, bo nie wiem, jak to powinno wyglądać, jakie są procedury, kto co robi...
- Dzisiaj odpowiedzą na to pytanie trochę jest to, z czym mamy do czynienia od grudnia 2024, kiedy weszła w życie nowa ustawa. Chodzi o ustawę o ochronie ludności i obronie cywilnej. To jest zupełnie nowy dokument, który wraca do tematu zaniechanego od lat.
- Tak się składa, że zajmujesz się tym ty - były komendant powiatowy Policji w Oławie. Co się z tobą działo przez ten czas, od kiedy przestałeś być u nas komendantem?
- To już jakieś dziesięć lat. Po Oławie byłem w Strzelinie, potem w Oleśnicy, skąd odszedłem w okolicznościach, które pewnie wielu zna, dla mnie niekoniecznie były one fajne. Od 2015 roku jestem na policyjnej emeryturze. Przez pierwsze lata byłem związany z firmą rodzinną, gdzie pomagałam córce i zięciowi, potem pracowałem na rzecz jednej z dużych firm powiatu oławskiego, gdzie zajmowałem się obszarem bezpieczeństwa. Mniej więcej rok temu mój obecny kolega, a były wojskowy, zaprosił mnie do współpracy w ramach grupy eksperckiej byłych policjantów, żołnierzy i strażaków. Funkcjonujemy dzisiaj w ramach firmy wrocławskiej szkoleniowej Safety Project, która funkcjonuje mniej więcej od 10 lat, realizując między innymi audyty bezpieczeństwa czy szkolenia w zakresie bezpieczeństwa. Stąd też w ubiegłym roku wiele naszych działań były ukierunkowanych na nasz mocny udział w legislacji tej nowej ustawy. Bardzo się cieszymy, że powstała. To był mega speed, bo od czerwca przeszła przez wszystkie komisje, debaty społeczne i 4 grudnia prezydent Duda ją podpisał, a od stycznia 2025 weszła jako obowiązująca.
- Co ta ustawa zmienia?
- Przede wszystkim wprowadza trzy zasadnicze kwestie, które są filarami ochrony ludności i obrony cywilnej, a których nie było od lat. Ochrona ludności tak naprawdę nie funkcjonowała i nie funkcjonuje, mimo że mamy jedną ustawę o zarządzaniu kryzysowym, druga antyterrorystyczną, i wiele innych. Wszystkie te ustawy działają i są, ale brakowało czegoś, co je spina. Brakowało również w dotychczasowych przepisach wyraźnego źródła finansowania kolejnych opisanych w nich przedsięwzięć. Teraz się to zmieniło.
Dzisiaj żyjemy w błogim spokoju, o wojnie słyszymy, mamy przekaz medialny, ale to się dzieje gdzieś obok, za granicą, za morzem. Na te wszystkie zagrożenia patrzymy dzisiaj wciąż tak, jak je postrzegaliśmy przez poprzednie 40 lat, czyli nic się nie wydarzy, żyjemy, mamy prąd, mamy gaz. Niedawny przykład blackoutu w Hiszpanii pokazał nam, że nie trzeba wojny, aby był kryzys. Czy takie coś u nas też się zdarza? Oczywiście! Kilka lat temu Szczecin, a w zasadzie pół województwa zachodniopomorskiego nie miało prądu - i to w zimie, kiedy są zupełnie inne warunki! Zatem nie musimy czekać na wojnę, aby zdarzyły się u nas sytuacje zagrożenia. Czy jesteśmy przygotowani do takich kryzysów?
- Mówisz, że mamy już parę ustaw, teraz kolejna ma je w jakiś sposób łączyć. Dlaczego teraz miałoby być lepiej niż było do tej pory? Czy istniejące ustawy mają jakieś rozwiązania choćby na wypadek blackoutu?
- I tak, i nie. Najlepiej mówi się na przykładach. Czy myśmy wyciągnęli z ustawy kryzysowej wnioski po jednej, drugiej czy trzeciej powodzi? Według mnie - nie. Czy myśmy wyciągnęli wnioski z ustawy o zagrożeniu epidemiologicznym po covidzie? Według mnie - nie. Czy my dzisiaj jesteśmy przygotowani do kolejnego blackoutu? Według mnie - nie. Czy wyciągnęliśmy wnioski po tym co stało się w Odrze, mówię o śniętych rybach? Według mnie - nie. To było, minęło i będziemy się martwić, gdy pojawi się ponownie. Niestety, tak myślą ludzie w ogromnej większości.
- Co ta nowa ustawa zmieni?
- Mamy trzy zasadnicze sprawy. Pierwsza to zmiana świadomości ludzi poprzez edukację. Tamte ustawy nic nie mówią o edukacji, o szkoleniach, które są przygotowane tak, aby bez względu na miejsce, były realizowane w tym samym zakresie tematycznym, w konkretnych tematach połączonych z praktyką. Bo teoria to jest jedna rzecz, praktyką druga, a kolejna to ćwiczenia, a tego dziś nikt nie robi, a jeśli już robi, to zapowiedziane, ze znanymi wszystkim scenariuszami - dlatego one zawsze się udają.
- Czyli pierwszy filar to edukacja. Co dalej?
- Administracja, struktury samorządu terytorialnego. Ta ustawa wreszcie mówi, kto i za co odpowiada. Jest to szczegółowo opisane. Czym zajmują się organy (czyli samorząd), jakie zadania mają do wykonania wspierające samorządy/organy podmioty ochrony, czyli te instytucje enumeratywnie wymienione w Ustawie - jest ich ponad 30, w tym np. przedsiębiorcy, których możemy "zaprosić" do współpracy i współdziałania w ramach ochrony ludności i obrony cywilnej. No i na koniec jak te zadania, jakimi zasobami (sprzętem, wyposażeniem itp.) jesteśmy w stanie realizować. By to wszystko - ten system zadziałał - muszą być pieniądze.
- I będą?
.jpg)
Jacek Gałuszka
- To jest właśnie ten nowy element - finansowanie. Według ustawy to 0,3% PKB kraju, a to jest ok 7-8 mld na ten rok. Tak mniej więcej, bo rządzący już zapowiedzieli zwiększenie tej liczby o podobną kwotę. Zatem program ochrony ludności, który dzisiaj będzie za moment realizowany, ma wreszcie oczekiwane przez samorządy finansowanie tego przedsięwzięcia na najbliższe lata, czyli 2025/2026. Jeszcze do niedawna samorządom dodawano wiele zadań, ale za nimi nie szły środki. Jeśli już szły, to były o wiele, wiele niewystarczające. Teraz się one pojawiają od początku i są "znaczone" - to taki mały wyróżnik i nowość w podejściu systemowym do ochrony ludności w obszarze bezpieczeństwa.
Gdy przygotowywałem się do szkoleń, czytałem jedną z publikacji, w której na jej temat wypowiadał się znany mi profesor uczelniany pan Kuba Jałoszyński, który we wprowadzeniu do niej powiedział, że... bezpieczeństwo nie jest drogie, ale jego brak kosztuje.
Niestety i według mnie to prawda.
Dla wszystkich ten obszar naszego życia codziennego - bezpieczeństwo - nie powinno dzielić społeczeństwa, nie powinno mieć barw politycznych, choć czasem dzieli. Dam przykład. W Otwocku brakowało wody. Burmistrz zrobił wszystko, co było możliwe do zrobienia i postawił 30-40 beczkowozów z wodą, choć potrzebnych było ze 300, ale z okolicznych gmin, powiatów a może z innego województwa, bo on nie miał. Ludzie wciąż czekali godzinami na wodę, a cała Polska patrzyła na Otwock. Co się stało? Kto nie zadzwonił do kogo? Wydaje się, że pan z frakcji X był w jednej gminie, a pan z frakcji Y w drugiej, a ja jestem z frakcji Z i nie zadzwonię do żadnego z nich. Tak było.
Zadajemy sobie w firmie pytanie, dlaczego nikt z naszej warszawskiej centrali nie wydał stosownych zarządzeń, by wesprzeć to miasto i jego mieszkańców. A przecież to była "tylko" awaria, a nie wojna!
Problemem jest to, abyśmy zawsze o bezpieczeństwie mówili jednym językiem. I chyba teraz zaczyna to funkcjonować. Zakładam, że to, co się dzieje teraz w Ukrainie, i to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie, to są może te elementy, które wreszcie spowodowały, że prezydent, który jest z takiej, a nie innej opcji, jednak podpisał tę ustawę, choć z rządem nie było mu po drodze. Co prawda nie ma jeszcze wielu rozporządzeń, ale ustawa funkcjonuje. Zakładam, że dzisiaj podstawową kwestią, od której trzeba zacząć, jest edukacja.
- O ile dobrze wiem, to wasza firma Safety Project jest pierwszą w Polsce, która otrzymała odpowiednie potwierdzenie/rekomendację (z numerem 1) od Akademii Pożarnictwa, że możecie takie szkolenia prowadzić.
- Tak. Oprócz nas szkoli właśnie Akademia Pożarnictwa, ale ona robi to na poziomie ministerstw, wojewodów, marszałków, a także starostów.
- To, co poniżej, czyli miasta i gminy, to już wasza domena?
- Tak. Biorąc udział w procesie legislacji przygotowywaliśmy się do tego przez pół roku. Dlatego Akademia Pożarnicza akredytowała nas z numerem pierwszym, abyśmy mogli szybko ruszyć ze szkoleniami.
- I jak?
- Przed nami jest ogrom pracy. Ludzie łakną wiedzy, jest wielu chętnych urzędników, ale... Co z tego, że w każdym samorządzie jest jedna osoba albo nawet jest i cały zespół, który odpowiada za zarządzanie kryzysowe, skoro gdy pytamy o szczegóły, to okazuje się, że zwykle jest totalnie źle. Osoby te mają skromna wiedzę i doświadczenie w tym nowym obszarze.
Może nie bardzo źle, ale źle. Przykłady? Ależ proszę. Nasz kraj od dwóch lat funkcjonuje w stopniu zagrożenia terrorystycznego BRAVO, a wobec tego, co się wokół nas dzieje, podejrzewam, że wkrótce będzie wprowadzony kolejny stopień zagrożenia, może wyższy, np. CHARLIE. Jak nasze samorządy są na to przygotowane? Czy dzisiaj wprowadziły pewne obostrzenia, które wymagane są zapisami tej ustawy? Ona nakazuje np. zwiększyć kontrolę naszej infrastruktury krytycznej. Nie wiem, czy ta infrastruktura w Oławie jest dostatecznie chroniona, czy właściwie są przekazywane odpowiednie zadania. Czy są reglamentowane wejścia do obiektów szkolnych, jak są sprawdzane wszystkie przesyłki, które trafiają do urzędów, jak wreszcie zwiększyliśmy zabezpieczenie dotyczące transportu lokalnego (autobusy, pociągi itp.). A to wszystko oraz wiele innych zadań teraz, w tym II stopniu zagrożenia, jest w Ustawie obowiązkowo wykonania!
- Kto miałby to robić?
- Samorząd (organ), czyli wójt, burmistrz, prezydent czy wreszcie starosta albo wyznaczone przez niego podmioty/osoby? Już są nowe zadania. Jeśli wreszcie pieniądze się w tym systemie pojawią, a pojawią się wkrótce, za nie trzeba będzie krok po kroku realizować swoje zadania. To będzie, ba!, to właściwie już jest robota dla wójtów, burmistrzów, starostów i prezydentów miasta... Jest maj. Mam nadzieję, że ta informacja trafiła już do wszystkich samorządów. Rozmawiałam na naszym terenie z samorządowcami o tym, informując ich o nowych regulacjach, które dają samorządom nowe zadania.
- I? Potraktowali cię jak akwizytora prywatnej firmy, która chce zarobić nas szkoleniach czy jednak nieco szerzej?
- Wydaje mi się, że rozmowy o nowych regulacjach były wtedy jednym ogromnym zaskoczeniem dla moich rozmówców. Dzisiaj mamy maj i jeżeli chodzi o samorząd lokalny na terenie powiatu oławskiego to, mimo że zostawiłem swoje namiary, żadnej informacji zwrotnej nie otrzymałem. Trudno. Mamy podpisane umowy na szkolenia w kilku województwach, m.in. w mazowieckim, opolskim, łódzkim czy wielkopolskim. Naszą ofertę złożyliśmy też wojewodzie dolnośląskiemu. Wydaje mi się, że po stronie samorządowców pewna wiedza już jest, ale mnie martwi coś, co dotyczy większości samorządów. Ci ludzie czekają na polecenia. Od wójta, od wojewody, od burmistrza. A w ustawie jest wiele zadań, które powinny i mogą być realizowane bez żadnych poleceń. Te zadania nie są jakieś kosztowne. Przykład? Skończyła się powódź w 2024 roku i zapewne naruszyła ona nasze zapasy, które do tej pory mieliśmy. Ustawa o ochronie ludności i ochronie cywilnej nakazuje, a już w stania zagrożenia BRAVO na pewno, sprawdzanie i odtwarzanie naszych zasobów w tym zapasowych źródeł energii. Mam nadzieję, że w powiecie oławskim ktoś sprawdził te zasoby, którymi dysponujemy...
- Chodzi o łodzie, wodery, rękawice, radiostacje, agregaty prądotwórcze, worki, piasek, plandeki, łopaty itp?
- Tak jest, między innymi. Mam nadzieję, że tak jest i wszystko mamy w odpowiednich ilościach, ale gdy się coś "wykrzaczy", wtedy tak naprawdę się przekonamy, czy tak jest.
- W ustawie pojawiła się wreszcie, a to jest bardzo ważne, sprawa wspólnej łączności, bo dzisiaj każdy podmiot/służba działa w swoim systemie łączności, który niekoniecznie jest kompatybilny jeden z drugim. Co z tego, że policjant ma łączność bezprzewodową, gdy on się nie połączy z samorządem, strażą pożarna czy pogotowiem ratunkowym. Nie połączy się z gminą, ze starostwem itp. To samo strażacy.
Musi powstać i już powstaje system Bezpiecznej Łączności Państwowej - ma być gotowy w ciągu roku. Mam nadzieję, że wreszcie będzie to system, dzięki któremu wszystko podmioty biorące udział w akcji będą mogły się komunikować, bo dzisiaj tego nie ma. Dzisiaj system komunikacji w jakiejkolwiek sytuacji kryzysowej niestety nie funkcjonuje w tym obszarze.
- Mieliśmy niedawno przykład właśnie ten z Hiszpanii, gdy bez prądu nic nie działało. Co wtedy?
.jpg)
Jacek Gałuszka podczas jednego ze szkoleń
- No właśnie. Wtedy spytałbym samorządowca jednego czy drugiego, na ile samorządy zakupiły telefony satelitarne, na ile są przygotowane do korzystania ze Starlinków, a więc nie w oparciu o obecne zasilanie telefonii komórkowej, bo wtedy - mieliśmy przykład podczas ubiegłorocznej powodzi w Kłodzku czy Lądku Zdroju - takie zasilanie po prostu nie będzie działało. To jest kierunek, w którym powinny iść dzisiaj wszystkie samorządy. Na to nie trzeba dzisiaj żadnej zgody, a sytuacja kryzysowe były, są i będą - tyle tylko, czy staramy się wyciągać wnioski z dotychczasowych zdarzeń? Czy my je analizujemy, określamy tam, gdzie jest to możliwe, ryzyko ich powstania, czy mamy przygotowane stosowne scenariusze, algorytmy czy procedury? Czy w przypadku braku prądu mamy wariant B? Nie mamy. Będziemy się opierać na tubach głośno mówiących, które mają zasięg 200-300 metrów, będziemy się opierać na radiowozach policyjnych czy straży pożarnej i miejskiej, żeby jeździć nimi z komunikatami, ale czy o to chodzi? Czy to jest system ochrony ludności czy obrony cywilnej, który ma zapewnić bezpieczeństwo?
- Może dobry byłby pomysł z Czech czy państw poradzieckich, gdzie jeszcze w wielu mniejszych miejscowościach widać tzw. szczekaczki na słupach, połączone przewodem, co przy skorzystaniu z agregatu prądotwórczego pozwoliłoby szybko i niezależnie od wszystkiego informować mieszkańców o sytuacji.
- Chociażby! Bo co z tego, że mamy w paru miejscach ustawione syreny alarmowe, skoro bez zasilania one nie zadziałają. Zresztą takie syreny niewiele informacji mogą przekazać. W kinie czy w galerii takiej syreny nie usłyszysz, bo dzisiaj takie obiekty nie są ujęte w systemie ostrzegania i alarmowania ludności. Dlaczego? Tego niestety nie wiem, ale na szczęście są ludzie, którzy to widzą, zgłaszają do stosownych władz i instytucji, by to zmienić.
- Ale nawet gdy usłyszę taką syrenę, to niewiele mi to powie...
- Zgadza się. W małej miejscowości taka syrena jest kojarzona głównie z pożarami. A tak nie powinno być, te sygnały powinny być zmienne. Jakie? Nie umiem tego powiedzieć, ale wycie syreny to za mało, aby przekazać mieszkańcom podstawowe informacje o rodzaju zagrożenia, miejscu zbiórki czy ewakuacji. To samo dotyczy - tu proszę, aby czytelnicy się nie pogniewali - wykorzystywania syren w święta. 31 sierpnia zawsze świętujemy rocznicę Powstania Warszawskiego i wtedy też wyją syreny. Pamiętając o tym wspaniałym zrywie narodowym rozumiemy to, ale takie użycie również nie jest nigdzie uregulowane. To jest włączenie syreny alarmowej, która jest przewidziana do zupełnie innych sytuacji - trzeba to zmienić. Co zrobić, aby te sygnały były czytelne i jasne? Trzeba się nad tym zastanowić. Musimy ludzi tego nauczyć, bo nie wiedzą, jak brzmi alarm jeden, drugi czy trzeci. Jak pokazać z dachu domu czy innego miejsca, np. załodze śmigłowca, który lata nad zagrożonym terenem, że chcemy wody, żywności, albo że chcemy się ewakuować. Dzisiaj większość z nas tych powiadomień, tych znaków nie zna, nie umie się nimi posłużyć, nawet nie wie o ich istnieniu.

- I między innymi szkoleniem na takie tematy zajmuje się wasza firma?
- Tak jest. Chcemy z taką wiedzą trafiać do ludzi. Najpierw do samorządów, bo to są ludzie, którzy mają zapewnić funkcjonowanie państwa, a ono musi działać. Państwo nie może wywiesić kartki z napisem "awaria prądu". My wszyscy właśnie w takich kryzysowych i nie tylko sytuacjach liczymy niekoniecznie na siebie i szkoda, ale na to, że państwo nam pomoże.
Myśląc czy mówiąc o każdym z nas, by... liczył na siebie, mam na myśli to, że musimy nauczyć się odporności, musimy nabyć wiedzę i określone umiejętności. Właśnie tym wesprzemy państwo w drugim, kolejnym etapie.
- Czym innym są jednak samorządy, a czym innym administracja państwowa. Samorząd ma swoje zadania, na które ma pieniądze. Kiedy realnie samorządy mogą dostać pieniądze na nowe zadania?
- Myślę, że wkrótce, i że to będą zadania zlecone, dedykowane. Wiele rozporządzeń jeszcze się nie ukazało do tej ustawy, Program Ochrony Ludności miał się rozpocząć z końcem marca, ale jest opóźnienie, bo on cały czas jest modyfikowany. Dzisiaj uważam, że nie powinniśmy rozpoczynać swojego działania od budowy schronów (obiekty zbiorowej ochrony), które oczywiście są potrzebne i one będą, natomiast teraz musimy przede wszystkim zacząć od edukacji, przekonując mieszkańców, podnosząc ich świadomość. Dając im wiedzę.
- Rozumiem, że ty już ją masz?
- Ponieważ czuję się ekspertem w zarządzaniu kryzysowym, więc jestem przygotowany na kryzys. Mam określone zapasy zgromadzone w dwóch miejscach, z których korzysta moja rodzina. Zapasy wody pitnej, także tej innej do celów sanitarnych. Mam przygotowane 2-3 tzw. plecaki ewakuacyjne, w których zgromadziłem niezbędny sprzęt. Czy ludzie też to mają? Twoi koledzy i koleżanki mają?
- Wróćmy do tych plecaków i gromadzenia żywności. Czy to nie lekka przesada i nakręcanie sprzedaży supermarketom? Czy nie wystarczy mieć przy sobie zawsze trochę gotówki na wypadek braku prądu, gdy bankomaty przestaną działać?
- Niedawny "tylko" brak prądu w Hiszpanii pokazał, że trochę gotówki zawsze lepiej mieć. W naszych realiach warto mieć około tysiąca złotych w gotówce na przetrwanie 3-4 dni. Co do zapasów jedzenia - najpierw może powiem, że chodzi nie tylko o indywidualne zapasy, bo częściowo powinien się tym zająć samorząd, a więc państwo - 14 litrów wody to jest minimum na dzień dla jednej osoby. Nie mówimy tylko o wodzie pitnej, ale o wszystkich potrzebach. Przy 70 tysiącach osób mieszkających w naszym powiecie to są ogromne ilości, które zgodnie z ustawą samorządowcy powinni zorganizować na trzy dni.
Jeżeli mówimy o indywidualnych plecakach, to powiem o swoim - mam dość duży, składa się z kilku pakietów. Jeden jest przewidziany na złą pogodę, czyli deszcz lub zimno, inny ma ratować zdrowie, czyli to coś w rodzaju apteczki, ale dobrze zaopatrzonej, bo w tych kupowanych w supermarketach niewiele jest. Kolejny pakiet to narzędzia, począwszy od młotka, poprzez piłę, a kończąc na gotowaniu, czyli na małej butli gazowej i podstawowych artykułach żywnościowych z terminem zdatności do spożycia nawet kilku lat, nie kilku tygodni. To są na przykład specjalne batony, które kiedyś były wyłącznie w użyciu wojska, ale dzisiaj są dostępne. Namawiam wszystkich do tego, aby taki plecak ewakuacyjny każdy dopasował do sowich potrzeb, ale żeby on jednak był.
Nie musimy go nosić czy wozić ze sobą codziennie, ale jeżeli gdzieś wyjeżdżamy z rodziną i jesteśmy w lesie, nad jeziorem czy morzem, to zapakujmy go. W wielu momentach może się okazać, że jest przydatny. Warto go mieć. To jest tak, jak z wyposażeniem samochodu. Dzisiaj mamy podstawową samochodową apteczkę, ale nie wiem, czy większość ma w aucie np. mały łom/łyżkę. Do czego? Uderzenie w samochód może się zakończyć tym, że nie otworzymy żadnych drzwi, więc taki mały łom może nam pomóc. A czy mamy na wyposażeniu nóż albo specjalny przecinak do pasów bezpieczeństwa, z których w razie wypadku trzeba się będzie uwolnić? No właśnie.
Wracając do plecaka, tu nie chodzi o straszenie wojną, o zabawę w survival. Mając takie plecaki po prostu z wielu elementów ich zawartości będziecie korzystać, bo one się przydają w różnych sytuacjach, nawet w domu, gdy nagle wyłączą prąd i trzeba będzie ugotować wodę na herbatę lub wysłuchać ważnego komunikatu z radia na baterie.
- Oczywiście w sytuacji kryzysowej dotyczyć to będzie tylko tych, którzy zostaną na miejscu, bo przecież nie wszyscy...
- To jasne, ale to trzeba w miarę dokładnie wiedzieć i przewidzieć w dokumentach - procedurach. Gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, chyba było to w Kijowie, 30-40% ludzie w ogóle nie przyszło do pracy. Dlatego zróbmy badania w naszym powiecie czy w Oławie - ile z tej naszej 32-tysięcznej populacji mieszkającej w Oławie, gdyby - nie daj Boże, nastąpił konflikt zbrojny - pozostanie w mieście. Jestem przekonany, że nie wszyscy. Obym się mylił. Zatem do działań nie planujmy dzisiejszych 100% zasobów ludzkich, bo ich po prostu nie będzie.
- Pewnie część będzie już na autostradzie w kierunku Niemiec...
- O autostradzie zapomnijcie! Ona będzie wtedy przeznaczona do zupełnie czegoś innego, nie będzie tak, jak nam się dzisiaj wydaje, że sobie wsiądziemy do samochodu i w bardzo fajnych warunkach pojedziemy autostradą tam, gdzie zechcemy. Nie! Zapomnijcie o tym. Tak nie będzie.
- Jest nowa ustawa, zaczynają się szkolenia, mają być pieniądze. Czym to się ma zakończyć. Będzie reaktywacje czegoś, co kiedyś nazywano obroną cywilną?
- Myślę, że tak. Ustawa bardzo wyraźnie mówi też, kto jest za co odpowiedzialny. A kiedy burmistrz, wójt czy prezydent są do czegoś konkretnego zobowiązani - to jest zupełnie inna kwestia. Pojawiło się wreszcie takie uregulowanie, które wyraźnie wskazuje to, co kto ma robić i za co odpowiada. Nie ma, że chce albo nie chce, jak było dotąd.
Jestem na przykład bardzo ciekawy czy przy stopniu zagrożenia terrorystycznego BRAVO, jaki mamy w Polsce, cały personel szpitala oławskiego, który jest naszą lokalną infrastrukturą krytyczną, jest przygotowany do alarmowania i działania. Jak są przygotowane urzędy, czy mamy przygotowane miejsca ewakuacji? To jest poważne zadanie. Nie musimy tu czekać na polecenia w Warszawy czy Wrocławia. My to powinniśmy już wykonać, sprawdzić, uzupełnić.
Te podstawowe kwestie można rozwiązywać samemu, a nawet trzeba. Dlaczego tego nie robimy? Bo jeśli robimy, to oczywiście zwracam honor i jestem pod ogromnym wrażeniem. Obawiam się jednak, a jeżdżę trochę po kraju, że niekoniecznie tak jest.
Parę dni temu przeżywaliśmy śmierć lekarza z Krakowa, zasztyletowanego przez niezadowolonego pacjenta. A szpitale też stanowią element infrastruktury krytycznej. Zatem jak się to stało, że w czasie obowiązywania od 2 lat w kraju zagrożenia BRAVO doszło do takiego zdarzenia? Sam żal dyrekcji szpitala jest niestety niewystarczający. Ktoś powinien spytać pana dyrektora, starostę, prezydenta miasta, jak i czy w ogóle jesteśmy przygotowani między innymi na takie zagrożenia? Czy mamy stosowne procedury i algorytmy? Czy personel szpitala je zna, czy je ćwiczył? Bo potem często kończy się jak w znanym przysłowiu, że "mądry Polak po szkodzie". Ile jeszcze takich lub podobnych zdarzeń ma się wydarzyć, by choć trochę się zmieniła nasza świadomość, nasze postępowanie? Kiedy wreszcie zaczniemy podnosić na wyższy poziom naszą, społeczna odporność?
Napisz komentarz
Komentarze