Joseph Wahlich urodził się 27 listopada 1889 roku we Wrocławiu. Był synem nauczyciela i organisty Antona Wahlicha. Jego matką była Mathilde Stiller. Wahlich uczęszczał do gimnazjum św. Macieja, gdzie pomyślnie zdał maturę. Następnie studiował teologię. W wieku 23 lat, 21 czerwca 1913 roku, przyjął święcenia kapłańskie we Wrocławiu. Następnie został kapelanem zamku w Gramschütz-Grębocice. W kolejnych latach, podobnie jak wielu innych młodych duchownych, często zmieniał miejsce pracy. W 1915 roku był kapelanem w Neustadt-Prudnik, następnie od 1916 roku kapelanem w Landeshut w Karkonoszach, a od 1918 roku wikariuszem okręgowym we Wrocławiu w kościele św. Maurycego. W 1927 roku przybył wreszcie do Oławy jako następca późniejszego biskupa pomocniczego Ferchego. Został mianowany proboszczem. Jedenaście lat później, w 1938 roku, został mianowany archiprezbiterem dekanatu oławskiego.

Józef Wahlich mieszkał w Oławie przez długi czas i pełnił obowiązki archiprezbitera. Ohlau (Oława) było domem księdza, którego nie chciał opuszczać nawet w czasie wojny, gdy ta była coraz bliżej rodzinnego miasta. Chciał pozostać w Oławie tak długo, jak to możliwe, a w idealnym przypadku w ogóle jej nie opuszczać. Choć widział przejeżdżające pociągi pełne uchodźców i ludzi uciekających przed nadciągającą Armią Czerwoną, sam nie był gotowy na ucieczkę. W napisanych przez siebie Listach ojczystych z Oławy opisuje swoją sytuację przed wygnaniem i wyraża silne pragnienie pozostania w ojczyźnie. Coraz więcej ludzi opuszczało kraj ze strachu przed wojskami rosyjskimi. W styczniu 1945 roku osobiście wysłał matkę i siostrę samochodem. Jednak z powodu złamanej osi w pojeździe nie udało im się dotrzeć daleko i musieli szukać schronienia w miejscu zwanym Wansen-Wiązów. W tym momencie Wahlich próbował przenieść część swoich rzeczy do mieszkania siostry w Tempelhof-Niwniku, ponieważ myślał, że tam będzie bezpiecznie. Po drodze w pobliżu spadły rosyjskie pociski, a powrót do Oławy został zakazany przez żołnierzy niemieckich. Uciekł więc do Wiązowa do siostry, zabierając ze sobą jedynie niewielki bagaż – jak sam go nazywał – „tobołek żebraczy”. Tam początkowo powitano go bardzo ciepło. Jego plan zakładał oczekiwanie w tym miejscu na przybycie armii rosyjskiej, a następnie powrót do Oławy. Jednak plan się nie powiódł, gdyż losy wojny przybrały inny charakter. Przy pomocy ambulansu, który zabierał chorych z Wiązowa, oraz wagonu do przewozu węgla, rodzina Wahlichów dotarła do Waldenburga-Wałbrzycha, gdzie mogła zatrzymać się na jakiś czas. Tymczasem rząd zaapelował do ludzi o wyjazd do Czech. Jednakże Wahlich nie miał ochoty tego czynić, gdyż uważał, że z tych terenów powrót do ojczyzny będzie trudniejszy.
Następnie Joseph Wahlich przeprowadził się do Altlässig-Boguszów-Gorce i miał tam pracować jako ksiądz. Jednak narodowosocjalistyczny burmistrz go wyrzucił, ponieważ nie chciał, aby w mieście przebywał ksiądz katolicki. Dlatego po krótkim czasie opuścił wioskę i został zabrany do Grenztal-Kamienica koło Patschkau-Paczkowa. Mieszkał tam na plebanii przez sześć tygodni, ale Wahlich także został z tego miejsca wygnany, tym razem przez żandarmerię wojskową. Następnie rodzina przeprowadziła się do Reichstein-Złoty Stok, gdzie wynajęto im mieszkanie i udzielono pozwolenia na pobyt. Mieszkała tam przez długi czas. Gdy rosyjskie wojska dotarły w to miejsce, Wahlichowi zaproponowano pobyt w szpitalu, co z wdzięcznością przyjął. Zapewniało to ochronę i bezpieczeństwo.
Ksiądz nadal był zdecydowany powrócić do Oławy, dlatego 7 czerwca 1945 r. próbował dotrzeć tam pieszo, lecz mu się to niestety nie udało. Jednak kolejna próba podjęta 19 czerwca 1945 r. zakończyła się sukcesem.

Gdy Joseph Wahlich przybył do Oławy, zastał kościół i plebanię „prawie nieuszkodzone”. Natomiast wyposażenie wnętrza, meble w plebanii, a także obrazy i rzeźby w kościele uległy poważnemu uszkodzeniu. Ponadto obiekty zostały splądrowane i skradziono wszystkie wartościowe przedmioty. Oława została zniszczona w 70% przez pożar.
Po przybyciu spotkał także dwóch księży z Nysy, których wojska rosyjskie przywiozły do Oławy w celu sprawowania tam opieki duszpasterskiej. Niedługo potem do Oławy przybyło trzech polskich duchownych i 6000 Polaków. Niemcy, którzy pozostali w Oławie, zostali wypędzeni ze swoich domów, w tym także Wahlich. Musiał opuścić plebanię, aby umożliwić osiedlenie się polskim oficerom. Mimo prześladowań ze strony Polaków, takich jak przeszukiwania domów, wywożenie współobywateli do robót przymusowych i rabunki, Joseph Wahlich chciał pozostać „w domu” i miał nadzieję, że Polacy wkrótce opuszczą Oławę. Regularnie odprawiał nabożeństwa, starał się dodawać otuchy swoim parafianom i dawać im nadzieję.
Chociaż ksiądz Joseph Wahlich był zdecydowany pozostać w Oławie, groziło mu wydalenie. Na początku rozprzestrzeniała się tylko pogłoska, że ludzie będą deportowani. Jednak po pewnym czasie plotki stały się rzeczywistością i transporty na Zachód zaczęły odbywać się regularnie.
14 czerwca 1946 roku został ostrzeżony, że następnego dnia zostanie deportowany. Wieczorem spakował najpotrzebniejsze rzeczy. 15 czerwca 1946 roku został wyrzucony z mszy, na krótko pozwolono mu wejść do mieszkania, a po kilku minutach wyrzucono go na ulicę. Tam czekali już na niego funkcjonariusze. Około wpół do drugiej po południu nadszedł rozkaz wymarszu do obozu w Markstädt-Laskowice Oławskie (to "obóz pracy przymusowej otwarty w lipcu 1940 roku i zamknięty 23 marca 1944 roku").
Obywatele polscy zaopatrzyli Wahlicha w drewniany wózek na bagaże. Po przybyciu do Markstädt 1800 osób z Oławy i okolic, które miały zostać przetransportowane następnego dnia, zostało rozdzielonych po barakach. Spędzili tam noc. Następnego ranka dokonano kontroli i sprawdzenia bagażu, ale nie zabrano im wiele, bo ludzie już wiedzieli, czego im nie wolno zabierać. Potem spędzali cały dzień aż do godziny 18:00 w palącym słońcu niedaleko dworca kolejowego. Następnie załadowano ich wraz z bagażami do wagonów bydlęcych, po 35 osób w każdym, przez co było bardzo ciasno, a z powodu małych otworów wentylacyjnych także duszno. Opuścili stację około godziny 19.00.

Ksiądz Wahlich w drodze do obcego kraju miał okazję zobaczyć następujące miasta: Wrocław, Legnica-Amsdorf, Żagań, Waltersdorf, Kohlfurt, Madeburg i Dessau. Podczas transportu dłuższy pobyt miał miejsce jedynie w Kohlfurcie, gdzie ludzi odwszawiono i dano im chleb.
19 czerwca 1946 roku transport dotarł do granicy strefy. Tam początkowo przeprowadzono kontrolę osobistą. W obozie Marienborn wszyscy zostali ponownie odwszawieni i nakarmieni. Następnie załadowano ich do wagonów pasażerskich i część przewieziono najpierw do Oldenburga, a następnie do Cloppenburga. Ogółem transport z Markstädt-Laskowice Oławskie do Cloppenburga trwał pięć dni i był dla ludzi poniżający oraz wyczerpujący. Cierpieli głód, nie wolno im było kupować jedzenia, a gdy pociąg się gdzieś zatrzymywał, byli bici i przepędzani, gdy chcieli się napić wody z fontann.
Transport z 376 przesiedleńcami z powiatu oławskiego przybył na dworzec kolejowy w Cloppenburgu 20 czerwca 1946 roku, w Boże Ciało. Ponieważ miasto było udekorowane czerwonymi i białymi flagami, przesiedleńcy początkowo sądzili, że wrócili do Polski. 34 ludzi przyjął i nakarmił Czerwony Krzyż w baraku na stacji kolejowej. Następnie musieli czekać na rolników, którzy mieli odebrać swoimi wozami nowo przybyłych po procesji Bożego Ciała.
Po krótkim czasie, gdy okazało się, że Joseph Wahlich był księdzem, burmistrz wysłał go do Stapelfeld, aby poprowadził tam posługę księdza w pospiesznie budowanym kościele. Wahlicha przewieziono wozem rolniczym do Stapelfeld, na farmę 80-letniej kobiety. Przyjęcie Wahlicha do tego domu wiązało się z wieloma trudnościami. Początkowo kobieta chciała przyjąć go tylko na jedną noc, gdyż nie zapowiedziano przybycia księdza. Potem pozwoliła mu zostać dłużej. Wahlich opisuje swoją ulgę i radość jako uczucie błogości, ponieważ w końcu mógł spać bez strachu i zakłóceń spowodowanych wojną. Jednak uczucie to nie trwało długo, gdyż przesiedleniec miał trudności z językiem, czyli miejscowym dialektem, oraz z jedzeniem. Ale dla niego jeszcze poważniejsze było to, że ludzie w obcym środowisku nie rozumieli, że przesiedleńcy także mają pewne wymagania co do warunków życia i na przykład nie chcą mieszkać w stajni. Poza tym krytykował ograniczone możliwości zarobkowania osób przesiedlonych. Uważał, że przyczyną tego był brak przemysłu w regionie Oldenburga. Przesiedleńcy często pracowali jedynie za otrzymane pożywienie i nie otrzymywali żadnego innego wynagrodzenia. Wahlich, któremu burmistrz przydzielił kościół w Stapelfeld, już następnego dnia zgłosił się do dziekana w Cloppenburgu, który pozwolił mu objąć opiekę duszpasterską nad kościołem w Stapelfeld. Został zatrudniony jako wikariusz kościoła w Stapelfeld. Udzielał także lekcji religii w szkołach wiejskich w Nutteln i Vahren. Do dalszych zadań należało udzielanie ślubów i pogrzebów w Stapelfeld, które Wahlich przeprowadzał w kościele w Cloppenburgu. Na początku spędzał wolny czas zbierając porzeczki, fasolę, grzyby i kolby kukurydzy dla swoich gospodarzy.
Ze względu na rosnące napięcia między Wahlichem a jego gospodarzami, przeniósł się on do większej farmy w Stapelfeld. Ale nawet tam czuł się nieswojo z powodu braku niezależności. W styczniu 1952 roku przeprowadził się do Cloppenburga i został księdzem w kościele św. Andrzeja. Ponadto w październiku 1953 roku został zatrudniony jako nauczyciel religii w Liebfrauenschule, gdzie pracował do Wielkanocy 1958 roku.
Archiprezbiter utrzymywał kontakt z wieloma swoimi byłymi parafianami na terenie Niemiec. Regularnie pisał także w Ohlauer Heimatbrief, w którym zamieszczał ogłoszenia, opowieści i wspomnienia o Wahlichu. Odbywały się także regularne pielgrzymki osób przesiedlonych do sanktuarium maryjnego w Bethen, których inicjatorem i organizatorem był on sam. Za zasługi dla osób przesiedlonych archiprezbiter Joseph Wahlich został mianowany przez papieża Jana XXIII 18 maja 1960 r. szambelanem papieskim. Trzy lata później, w czerwcu 1963 r., obchodził złoty jubileusz kapłaństwa. Joseph Wahlich zmarł 8 sierpnia 1964 roku w Cloppenburgu w wieku 74 lat i został pochowany na cmentarzu St. Andreas.


Przy opracowaniu tego tekstu Wojtek Tetlak korzystał z materiałów Biblioteki Państwowej w Niemczech
Napisz komentarz
Komentarze