Z kabaretem „Słuchajcie”, który wystąpi 10 października na imprezie plenerowej „Westerniada” w Bystrzycy oraz 17 października w Jelczu-Laskowicach, rozmawia Anka Borkowska-Szwarc
- Jak to było z wami na początku?
- Tomek Łupak: Na początku cała trójka się urodziła. Jedni w 1978, inni w 1979, a jeszcze inni w 1980. Kto, jak i kiedy, niech zostanie małą tajemnicą. Jeżeli komuś bardzo zależy, można to sprawdzić - najprościej w urzędach miast Chojnów, Głogów i Świebodzin. W każdym razie trójka urodziła się i po swojemu wiodła grzecznie lub mniej grzecznie swój żywot. W końcu ten żywot skierował każdego z osobna do Zielonej Góry na studia. A na studiach wiadomo - wykłady, stypendia naukowe i herbatki z dziekanem. Wszystko to ominęło całą trójkę. Zamiast tego zaczęli się pojawiać w klubie „Gęba”, gdzie aż roiło się od kabareciarzy. Kabaret „Słuchajcie” powstał w październiku 1998. Ale obecną formę i formułę zyskał we wrześniu 2003. Od tego momentu skład kabaretu to trzy osoby: Katarzyna Piasecka, Jarosław Marek Sobański i Tomasz Łupak. Kabaret pochodzi z Zielonej Góry. Jest jednym z członków Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego, blisko związanym z klubem „Gęba”, z którym dosyć często występuje i współorganizuje różne imprezy kabaretowe. Był również aktywnym twórcą filmów Wytwórni „A YoY”.
- Skąd pomysł na taką nazwę?
Jarek Sobański: - 27 października 1998 kilka osób połączyło się w grupę kabaretową. Za chorobę nie wiedzieli, jak mają się nazwać. Siedzieli w jednym z pokojów akademika i wymyślali coraz to gorsze nazwy. W końcu ustalili, że ich nazwą stanie się pierwsze słowo wypowiedziane przez kogoś, kto wejdzie do okupowanego przez nich pokoju. Po jakimś czasie weszła dziewczyna i powiedziała: "Słuchajcie!" i coś tam jeszcze... No i stało się! Mieli nazwę, która do dzisiaj się nie zmieniła. Czasem pojawia się narzekanie na nazwę, że jakaś taka nie za bardzo, ale zaraz po tym pojawia się coś innego: "Dobrze, że wtedy nie powiedziała nic na k...".
- Mieliście już nazwę i zaczęliście pracować. Premiera waszego pierwszego programu okazała się prawdziwym wydarzeniem. Mówili o niej wszyscy, ale nie za bardzo pozytywnie...
- TŁ: To prawda, ale nie poddaliśmy się i zrobiliśmy kolejną premierę. Zaczęliśmy jeździć po festiwalach i zdobywać co rusz to bardziej zadowalające nagrody...
- Od czasu założenia kabaretu, trochę się w nim pozmieniało...
- JS: - W ciągu tych kilku lat istnienia przez kabaret przewinęli się: Eliza Rink, Anita Lorenc, Aneta Hordyj, Jarosław Jaros, Michał Śliwa, Krzysztof Polewski i Remigiusz Chudaś. Jedni byli dłużej, inni krócej, z jednymi kabaret rozstawał się w zgodzie, a z innymi prawie w zgodzie. Jedno jest pewne - każda z tych osób miała swój wkład w „Słuchajcie”. Największy wkład miał na pewno założyciel kabaretu - Jarosław Jaros, który obecnie współpracuje z Grzegorzem Halamą. Ot i cała historia. Można by napisać 100 razy więcej o tym, co i jak działo się po kolei, ale czy nie lepiej skupić się na tym, co jest teraz? A jest całkiem dobrze i w dodatku będzie jeszcze lepiej...
- Jest w waszym gronie przedstawicielka płci pięknej, o której mówi się, że wypełniła lukę, jaka istnieje na polskiej scenie kabaretowej - kobieta solo w formule stand-up komedy…
Kasia Piasecka: - Odnośnie tego, że kobieta i że solo to się wszystko zgadza (chociaż jest przecież kilka babek). A co do tego, że to, co robię na scenie... Hm, szczerze? Ja po prostu lubię gadać ze sceny. Tak po prostu. A że moja naturalność na scenie mieści się właśnie w ramach stand-up comedy, to super. Nie jest to sztywno wytyczona droga, czy kurczowe trzymanie się zasad. Zwyczajnie robię to, co lubię i tak jak lubię. Szczęśliwie znajdują się też osoby, które to we mnie lubią. Wszystko zaczęło się na studiach. Splot różnych wydarzeń sprawił, że zaczęłam poznawać środowisko kabaretowe. Nagle okazało się, że mam ochotę wejść bardziej w "te" sprawy. Konkretnym krokiem w tym kierunku stały się warsztaty kabaretowe, pomyślnie zakończone premierą. Pierwszy raz wystąpiłam na scenie w programie kabaretowym. Publiczność żywo reagowała. Było miło. Idea warsztatów kabaretowych przypadła mi na tyle do gustu, że kilka lat później sama podjęłam się przeprowadzenia grupy kilkunastu osób przez gąszcz podstawowych zasad scenicznych. No ale nie o tym...
Był koniec roku 2001. Któż mógł przypuszczać, że wydarzy się coś ważnego, a może nawet najważniejszego... Los chciał, że w kabarecie „Słuchajcie” potrzebna była dziewczyna. Przyszedł do mnie Jarek Jaros (ówczesny członek zespołu) i wręczył teczkę z tekstami. Tak zaczął się mój związek ze „Słuchajcie”. Przez dłuższy czas byłam w kabarecie liderem i głównym tekściarzem. Wspólnie udało nam się stworzyć kilka naprawdę dobrych skeczy i piosenek. Część z nich krąży po internecie, a część pozostaje tylko w pamięci (może to i lepiej). W międzyczasie stworzyłam kilka scenariuszy telewizyjnych programów rozrywkowych, które doczekały się realizacji w TVP2 (m.in. "Jak się zakochać?", "Jak się rozstać?", czy "Kabaretowy Koncert Życzeń").
- W październiku tego roku Kasia Piasecka opuszcza kabaret „Słuchajcie”, bo postanowiła zająć się jedynie solową działalnością. Czy jest już ktoś nowy na to miejsce?
Jarek Sobański: - Nie mamy nikogo „na Kasi miejsce", bo nie chcemy, żeby ktoś ją zastępował. Po odejściu Kaśki ma dołączyć do naszego składu Janusz Pietruszka (literat, performer i publicysta). To będzie - jak to powiedziała kiedyś nasza koleżanka - nowe lepsze „Słuchajcie"...
- Niedługo wystąpicie na imprezie plenerowej Westerniada, która odbędzie się na początku października w Bystrzycy a kilka dni później w Jelczu-Laskowicach. Czy możecie zdradzić, z jakim programem wystąpicie i w jakim składzie?
JS: - Na każdym występie zagramy inny program. W Bystrzycy program składankowy z naszych starszych skeczy, a w Jelczu-Laskowicach całkowicie nowy świeży, premierowy program już w męskim składzie. Tego drugiego już się nie mogę doczekać!
- Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia wkrótce na imprezach w powiecie oławskim!
Fot.: archiwum kabaretu „Słuchajcie”
Napisz komentarz
Komentarze