Tak nudno, jak w pierwszej części meczu, rozgrywanego na oławskim stadionie, po burzy i obfitych opadach deszczu, już dawno nie było. Obie drużyny grały tak, jakby były już pogodzone z losem - oławianie ze straconą szansą na mistrzostwo, a goście ze spadkiem do IV ligi. Większą ambicją wykazywali się przyjezdni, lecz brakowało im umiejętności, by poważniej zagrozić bramce MKS. Wyjątkiem były trzy sytuacje. W 17 minucie, ni to strzał ni to dośrodkowanie Kamila Frukacza z rzutu wolnego, z trudem obronił Filip Wichman. W 23 minucie, po wymianie podań Mateusza Fitasa z Piotrem Kozłowskim, ten drugi, w sytuacji sam na sam z golkiperem MKS, minimalnie spudłował. A w 34 minucie uderzył z szesnastu metrów Kamil Pisklak, po indywidualnej akcji, ale Wichman obronił.
Oławianie grali jakby od niechcenia, ale jeśli trochę przyspieszyli, stwarzali sytuacje do strzelenia goli. Problem w tym, że do przerwy było bardzo mało takich akcji. Pierwszą odnotowaliśmy już co prawda w 4 minucie, ale na następną trzeba było czekać aż do 30 minuty. Najpierw Krzysztof Gancarczyk podał prostopadle do młodszego brata Mateusza, ten minął dwóch obrońców i objechał bramkarza GKS, ale strzelając z ostrego kąta do pustej bramki, trafił w nogę Radosława Parady. Potem Michał Nowak wyłuskał piłkę rywalom na połowie MKS i przerzucił do Waldemara Gancarczyka, a ten wypuścił w uliczkę Mateusza. Popularny „Kiko” wyszedł na czystą pozycję, ale świetnie interweniował bramkarz GKS Jarosław Krawczyk, wybijając piłkę na rzut rożny. Po chwili kobierzycki golkiper znowu pokazał klasę, piąstkując futbolówkę w pole, po silnym strzale Krzysztofa Gancarczyka. W 32 minucie był jednak bezradny, gdy najstarszy z Gancarczyków pewnie wyegzekwował rzut karny, podyktowany za zatrzymanie piłki ręką przez Adama Kubasiewicza. Trzy minuty później znowu górą był kapitan kobierzyckiej drużyny, ekspediując piłkę na róg, po kąśliwym strzale Waldemara Gancarczyka, kończącego akcję Michała Nowaka i Dawida Lipińskiego.
Całkiem inaczej wyglądała gra w drugiej połowie. Oławianie już w 50 minucie zdobyli bramkę na 2:0 - strzelił ją Krzysztof Gancarczyk, po akcji Marcina Mazura i Mateusza Perońskiego. To najwyraźniej odebrało gościom ochotę do gry. Ograniczali się do obrony własnej bramki i praktycznie do końca meczu nie stworzyli na połowie MKS ani jednej groźnej sytuacji. Także ani raz nie dotarli pod pole karne gospodarzy. Przed dużą klęską uchronił przyjezdnych świetnie interweniujący w bramce Jarosław Krawczyk, a poza tym miejscowi grali teraz jak na sparingu, bez większej determinacji. Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować, że tego trzeciego gola ładnym strzałem z półobrotu zdobył również Krzysztof Gancarczyk, pełniący w tym meczu funkcję kapitana MKS.
Powiedzieli po meczu







Napisz komentarz
Komentarze