Po przegranym przed tygodniem meczu z wrocławską Ślęzą, piłkarze MKS chcieli zatrzeć złe wrażenia i pewnie pokonać gości z dalekiego Rzepina. Ilanka była przez kilka poprzednich sezonów czołowym zespołem trzecioligowym i o przysłowiowy włos przegrała niedawno walkę o drugoligowy awans z Chrobrym Głogów, w obecnym przeżywa spory regres. W rundzie jesiennej zdobyła zaledwie 7 punktów i była bliska wycofania się z rozgrywek. W przerwie zimowej opanowano w rzepińskim klubie kryzys kadrowy i organizacyjny, a efekty są widoczne od początku rundy wiosennej. Do sobotniego spotkania z MKS Ilanka zgromadziła 13 punktów, niemal dwa razy tyle, co w całej rundzie jesiennej. To nakazywało dużą ostrożność w przewidywaniu łatwego zwycięstwa i początek pojedynku w pełni to potwierdził. Mocno przemeblowany MKS niemal w całej pierwszej połowie niczym nie przypominał drużyny, która w dwóch poprzednich meczach dzielnie walczyła z czołowymi zespołami - z gorzowskim Stilonem i z wrocławska Ślęzą. Być może ułożyłoby się to jednak inaczej, gdyby Waldemar Gancarczyk wykorzystał w 10 minucie dobrą sytuację strzelecką, jaką stworzyli mu Mateusz Peroński i Dominik Wejerowski. "Pero" zagrał na prawo do "Domina", a ten po kiksie Adama Popkowskiego wpadł na pole karne i wyłożył futbolówkę "Waldiemu", który zamiast kropnąć z całej siły na bramkę, podał piłkę golkiperowi Ilanki.
Waldemar Gancarczyk nie najlepiej zachował się także kilka minut później, na połowie MKS, przy narożnej chorągiewce. Przegrał tam walkę o piłkę z Patrykiem Chanasem, który zacentrował pod oławską bramkę. Jakub Kalinowski próbował wybić głową, ale zrobił to tak nieszczęśliwie, że futbolówka trafiła do Mateusza Stefanowicza. Skrzydłowy Ilanki strzelił z około 12 metrów, a Radosław Florczyk, który w tym sezonie zagrał po raz pierwszy w bramce MKS, próbował złapać piłkę. Uderzona silnie futbolówka przełamała jednak palce oławskiego golkipera i nad jego głową wpadła do siatki.
Zszokowani stratą gola gospodarze długo nie mogli się pozbierać, a goście, zachęceni niespodziewanym prowadzeniem, nadal atakowali. W 19 minucie byli bliscy zdobycia drugiej bramki. Zza pola karnego mocno uderzył filigranowy Maciej Miziński, ale Florczykowi przyszła w sukurs poprzeczka. Później popularny "Floro" musiał się sporo nagimnastykować, by zapobiec utracie kolejnego gola. Najpierw obronił chytry strzał Adama Popkowskiego, z około 20 metrów, po ciekawym rozegraniu rzutu wolnego. Potem sparował atomowe uderzenie Mateusza Toporkiewicza, oddane prawie z 30 metrów i następnie złapał piłkę po trudnym do obrony strzale z rzutu wolnego, wykonanego przez Andrzeja Pawłowskiego (ten zawodnik egzekwował prawie wszystkie stałe fragmenty gry, przyznane Ilance).
Po niespełna pół godzinie wreszcie przebudzili się gospodarze. Akcję rozpoczął Dominik Wejerowski, podając z lewej strony do Dawida Lipińskiego, który przedryblował dwóch defensorów Ilanki i wyłożył piłkę Waldemarowi Gancarczykowi. Rozgrywający MKS miał otwartą drogę do bramki i przed sobą tylko Artura Tumaszyka, ale spudłował z około 10 metrów.
To się mogło zemścić, bo skontrowała Ilanka, ale Mateusz Toporkiewicz, któremu podał Bartosz Kasik, nie potrafił minąć przed polem karnym MKS Michała Sikorskiego i uderzył zza szesnastki na bramkę, ale na szczęście dla gospodarzy, nie trafił.
To z kolei zemściło się na gościach, bo w 39 minucie gospodarze wyrównali. Po podaniu z głębi pola, lewym skrzydłem zaatakował Marcin Mazur. Po minięciu obrońcy zagrał z linii końcowej do nadbiegającego Dawida Lipińskiego, a ten z narożnika pola karnego strzelił celnie wolejem po ziemi, w długi róg bramki.
Drugą połowę gospodarze zaczęli od składnej akcji. Dominik Wejerowski wypuścił w uliczkę Dawida Lipińskiego i ten był na czystej pozycji, ale zamiast strzelać, podał do Adriana Okonia, którego zablokowali obrońcy Ilanki.
Od 57 minuty rozpoczęła się seria dziwnych decyzji arbitra, która w dalszej grze skutkowała kawalkadą żółtych i czerwonych kartek. Michał Sikorski zaatakował rywala wślizgiem i mimo trafienia czysto w piłkę, otrzymał napomnienie. Nie mógł się pogodzić z tym orzeczeniem, więc później wyraził głośno swoją opinię o pracy sędziego. Dostał za to drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko.
Tuż po zejściu kapitana, podrażnieni gospodarze wywalczyli rzut rożny. Dośrodkował Waldemar Gancarczyk, a Mateusz Peroński z bliskiej odległości wpakował piłkę głową do bramki.
Grając bez jednego zawodnika, gospodarze zagęścili obronę i pilnowali wyniku. Goście nie potrafili się wedrzeć na pole karne MKS, więc strzałami z dalszej odległości próbowali pokonać Florczyka. Ten jednak dobrze bronił, bądź też rzepinianie uderzali niecelnie. Np. Mateuszowi Toporkiewiczowi zabrakło do szczęścia zaledwie kilka centymetrów.
W 75 minucie wyrównały się siły na boisku. Krzysztof Gancarczyk sfaulował Mateusza Nowaczewskiego, który próbował się odegrać, za co otrzymał żółtą kartkę. Ponieważ gracz Ilanki już miał jedną na koncie za faul, podobnie jak wcześniej Michał Sikorski, też musiał opuścić boisko.
Ostatni kwadrans gry, to wściekłe, ale bezproduktywne ataki Ilanki, dążącej do wyrównania, oraz groźne kontry MKS. Po jednej z nich w 87 minucie bliski zdobycia gola był Krzysztof Gancarczyk, który z powodu dokuczającego urazu wszedł na boisko dopiero w 68 minucie. Najstarszy z Gancarczyków, po podaniu od brata Waldemara, nie trafił z 12 metrów, ale już minutę później nie miał tego problemu. Strzelił "do pustaka", po ładnej akcji Mateusza Perońskiego z Michałem Nowakiem.
Już w doliczonym czasie gry rozmiary porażki Ilanki mógł zmniejszyć Adam Popkowski, który po podaniu z głębi pola był sam na sam z Florczykiem, ale przegrał pojedynek z golkiperem MKS.
Powiedzili po meczu







Napisz komentarz
Komentarze