W pierwszym meczu, rozegranym na inaugurację rundy wiosennej, 15 marca, w Gorzowie Wielkopolskim, górą byli podopieczni trenera Zbigniewa Smółki (zwyciężyli 3:1). Po tamtym spotkaniu mieli nad rywalami przewagę psychologiczną i być może dlatego od początku drugiego starcia grali spokojnie i bardzo ostrożnie, koncentrując się na defensywie. Natomiast goście, żądni rewanżu za marcową porażkę na własnym stadionie, w Oławie od pierwszego gwizdka arbitra zdecydowanie atakowali. Nie upłynęła nawet minuta i już było groźnie pod oławską bramką, ale Damian Kiełbasa ofiarnym wślizgiem zablokował szykującego się do strzału Bartosza Werbskiego, któremu podał Damian Szałas. Ten drugi zawodnik Stilonu kilka chwil później sam próbował zdobyć gola - uderzył mocno z około 20 metrów, ale bramkarz MKS Filip Wichman pewnie złapał piłkę, mimo rykoszetu, który mógł go zmylić. Potem również z daleka strzelił Łukasz Maliszewski, ale ponad oławską bramkę.
Gorzowianie grali bardzo wysoko ustawioną obroną i w rezultacie uzyskali wyraźną przewagę optyczną. W 15 minucie mogło to przynieść efekt bramkowy. Po niedokładnym wybiciu Jakuba Kalinowskiego, piłka trafiła do Szałasa, ale jego strzał z biskiej odległości obronił Wichman. Był on na posterunku także przy dobitce bardzo mocnego uderzenia Maliszewskiego, z około 10 metrów - wybijając na rzut rożny.
W pierwszym kwadransie oławianie tylko raz poważniej zagrozili bramce, strzeżonej przez Dawida Dłoniaka. W 5 minucie Waldemar Gancarczyk ni to dośrodkował, ni to strzelił z rzutu wolnego, a piłka omal nie wpadła do siatki, mijając po drodze wszystkich zawodników w pobliżu bramki.
Dużo odważniej gospodarze zagrali w kolejnej fazie meczu, a na efekty nie trzeba było długo czekać. W 23 minucie wyprowadzili kontrę, po której wybiegający daleko z bramki Dłoniak sfaulował Krzysztofa Gancarczyka. Arbiter ukarał golkipera Stilonu tylko żółtą kartką, chociaż skrzydłowy MKS był na czystej pozycji, z której mógł strzelić gola. W tej sytuacji sędzia powinien pokazać gorzowianinowi czerwony kartonik i usunąć go z boiska. Nie zrobił tego, a oławianie musieli się zadowolić tylko rzutem wolnym. Egzekwował go poszkodowany Krzysztof Gancarczyk. Kierując piłkę pod poprzeczkę, kąśliwym strzałem z 20 metrów, omal nie zdobył bramki. Nie udało się, bo Dawid Dłoniak po raz drugi uratował swój zespół - popisał się efektowną paradą i wybił piłkę na rzut rożny.
Dwie minuty później Waldemar Gancarczyk rozegrał rzut wolny, podając do brata Krzysztofa, a ten dośrodkował pod bramkę Stilonu, gdzie idealną pozycję strzelecką wywalczył trzeci z klanu Gancarczyków - Mateusz, ale główkując z pięciu metrów, nie trafił do siatki.
Po tej akcji do końca pierwszej połowy trwała wyrównana walka, ale żadnemu z zespołów nie udało się stworzyć stuprocentowej sytuacji strzeleckiej, chociaż nie brakowało spięć pod obiema bramkami.
Podobnie wyglądała gra w drugiej części meczu, chociaż początkowo mocno przycisnął Stilon, a oławianie bronili się dość rozpaczliwie. Od czasu do czasu jednak groźnie kontrowali, ale poza stałymi fragmentami gry, poważniej już nie zagrozili bramce przyjezdnych. A ponieważ ci także nie mieli szczęścia - ani w podbramkowej kotłowaninie, ani przy strzałach z dalszej odległości (jak np. przy mocnym, ale niecelnym uderzeniu Damiana Szałasa z 72 minuty), spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Jak zgodnie mówili po meczu przedstawiciele obu zespołów, podział punktów był sprawiedliwy, ale zadowolić mógł tylko głównych rywali MKS i Stilonu do drugoligowego awansu, czyli wrocławską Ślęzę i rezerwę lubińskiego Zagłębia.
Powiedzieli po meczu







Napisz komentarz
Komentarze