Oczywiście wszyscy wiedzą, że w wielu miejscach, gdy tylko zamkną się drzwi za petentem, różnie się go określa. Że upierdliwy, że wyjątkowo awanturujący się, że uciążliwy, że głupi itp. Pewnie to mało eleganckie, ale sami wiecie, bywa różnie. Nie tylko w urzędach. Także u lekarza, w skarbówce, a pewnie i w redakcji. Zwłaszcza, gdy oficjalna rozmowa przechodzi na tory bardziej prywatne i czasem aż się prosi o mały komentarz, bywa że złośliwy. No, zdarza się. Niestety, gdy nagranie z takiego półprywatnego komentowania (jednak przez urzędników i w urzędzie) oficjalną drogą, przez urząd, trafia do petenta, mleko się rozlało i wypada przeprosić.
Więc przepraszam. Tak po prostu. Burmistrza, bo przecież działałem w jego imieniu. Pozostałych urzędników, bo jednak - jako doświadczony pracownik administracji - nie powinienem uczyć innych, zwłaszcza młodszych, takiego podejścia do klienta. No i przede wszystkim interesanta, do którego trafiło nagranie z moją niefortunną wypowiedzią.
W tym miejscu powinien być podpis. Czyj? No właśnie. To taki mały konkurs dla Czytelników. Odpowiedzi proszę nigdzie nie przysyłać. Znam ją.
Jerzy Kamiński
Przepraszam za mordę
- Wiem, to był drobiazg, właściwie niemal prywatna rozmowa. Ponieważ jednak byłem wtedy pełnomocnikiem burmistrza i w stosunku do urzędników starostwa reprezentowałem głowę miasta, nie powinienem był używać argumentu, że czymś tam "zatka się mordę" interesantowi.
- 15.04.2014 09:41 (aktualizacja 27.09.2023 16:06)
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze