Tuż przed rozpoczęciem wiosennego sezonu, oba zespoły walczyły w ćwierćfinale okręgowym Pucharu Polski. W spotkaniu, rozegranym 8 marca, w Kątach Wrocławskich, goście z Oławy rozgromili gospodarzy 4:0. Wydawało się więc, że w meczu o trzecioligowe punkty oławianie są zdecydowanymi faworytami. Trener Zbigniew Smółka tonował jednak hurraoptymistyczne nastroje: - Oławskiej drużynie zawsze źle się grało z Motobi - wystarczy zauważyć, że w poprzednich trzech pojedynkach ligowych, jakie stoczyły oba zespoły, trzykrotnie zwyciężali podopieczni trenera Marcina Foltyna. Dzisiaj także łatwo nam skóry nie sprzedadzą!
Początek meczu raczej nie potwierdzał obaw i ostrożnych przewidywań szkoleniowca MKS. Oławianie ostro zaatakowali i już w 7 minucie objęli prowadzenie. Po szarży na prawym skrzydle Krzysztof Gancarczyk złamał akcję do środka i podał do Michała Nowaka. Ubiegł go Rafał Weyer i wybił piłkę, kierując ją do Jarosława Gambala. Napastnik Bystrzycy chciał odegrać do Weyera, ale zamiast tego podał do Krzysztofa Gancarczyka, a ten niczym słynny pomocnik Realu Madryt Andres Iniesta, dostrzegł lukę w defensywie gości i zagrał tam prostopadle, wypuszczając w bój swojego brata Mateusza. Najmłodszy z braci Gancarczyków włączył piąty bieg, zostawił za plecami defensorów Bystrzycy i po chwili piłka zatrzepotała w siatce, bo w sytuacji sam na sam z kąteckim golkiperem górą był skrzydłowy MKS.
Niespełna 5 minut później powinno być 2:0 dla oławian i też po akcji braci Gancarczyków, tym razem Waldemara i Krzysztofa. Ten pierwszy wypuścił w uliczkę drugiego, ale najstarszy z klanu przegrał pojedynek jeden na jeden z Damianem Anisimowiczem.
Na nieszczęście oławian, zaraz potem, w 13 (pechowej?) minucie, spełniło się stare piłkarskie porzekadło o zemście niewykorzystanych okazji. W rejonie środka boiska, spod linii bocznej dośrodkował na pole karne MKS Marcin Nowak. Do wysoko i wolno lecącej piłki wyskoczył Filip Wichman i wydawało się, że ją spokojnie złapie. Tymczasem młody golkiper MKS źle wymierzył ruchy i skiksował, a futbolówka wylądowała pod nogami Jarosława Gambala. Właśnie ten piłkarz był w jesiennym meczu w Kątach katem oławian, strzelając zwycięskiego gola dla swojej drużyny. Teraz też był bliski zdobycia bramki, ale przeszkodził mu Michał Sikorski. Kapitan MKS zastąpił "doraźnie" Wichmana, broniąc ręką strzał napastnika gości. Oławianie zostali za to podwójnie ukarani. Sikorski musiał opuścić boisko, a Michał Wróbel pewnym strzałem z rzutu karnego zdobył wyrównującego gola dla Bystrzycy.
Od tej chwili sytuacja na boisku całkowicie się zmieniła. Do zdecydowanego ataku ruszyli goście, a gospodarze, niczym bokser, skryli się za podwójną gardą, czyhając na okazje do skontrowania. Pierwsza nadarzyła się w 25 minucie i okazała się bardzo skuteczna. Po wyrzucie z autu, na wysokości pola karnego przyjezdnych, piłkę przejął Krzysztof Gancarczyk i wypuścił w uliczkę brata Waldemara. Ten po krótkim dryblingu wpadł na pole karne, gdzie zahaczył go Krystian Bagiński i sędzia podyktował rzut karny dla MKS. Pewnym egzekutorem jedenastki był Jakub Kalinowski i oławianie znowu prowadzili.
Do końca meczu toczyli heroiczny i skuteczny bój o utrzymanie korzystnego rezultatu. Udało się to głównie dzięki świetnie grającemu Waldemarowi Gancarczykowi, który nie tylko wypracował zwycięskiego gola, ale momentami wręcz ośmieszał rywali, zabierając im piłkę lub mijając dryblingiem kilku przeciwników.
Po stracie drugiej bramki goście cały czas przeważali, ale nie stworzyli klarownej sytuacji strzeleckiej. Poza jedną, już w doliczonym czasie gry, kiedy Rafał Weyer skierował piłkę głową do oławskiej bramki. Problem w tym, że był na trzymetrowym spalonym, więc gol słusznie nie został uznany.
Oławianie przełamali więc złą tradycję ligowych porażek z drużyną trenera Marcina Foltyna. Kontynuując zwycięską passę, wyrastają na prawdziwych rycerzy wiosny 2014 - są jedynym zespołem w dolnośląsko-lubuskiej III lidze, który w czterech tegorocznych kolejkach rundy rewanżowej (pierwszą rozegrano awansem w listopadzie 2013), odniósł komplet zwycięstw.
- Cieszę się, że po długiej, długiej przerwie, udało się nam w końcu pokonać drużynę z Kątów Wrocławskich w meczu o ligowe punkty - mówił po końcowym gwizdku arbitra trener MKS Zbigniew Smółka. - Przełamaliśmy złą passę i pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną, która hartuje się w boju i niestraszny jej żaden rywal.
- To oczywiste, że ja nie mam powodów do radości, bo przegraliśmy dzisiaj na własne życzenie - mówił po meczu mocno rozżalony Marcin Foltyn, szkoleniowiec Bystrzycy. - Nie potrafiliśmy wykorzystać przewagi w liczbie zawodników, a w niegroźnej sytuacji sprokurowaliśmy karnego, który przesądził o końcowym wyniku.
1:0 - Mateusz Gancarczyk (w 7 min.)
1:1 - Michał Wróbel (14, z karnego)
2:1 - Jakub Kalinowski (26, z karnego)
Oława. 2 kwietnia 2014. Stadion OCKF przy ul. Sportowej. Widzów ok. 300.
Sędziowali: Maciej Dudek z Żagania jako główny oraz Krzysztof Urban i Grzegorz Dudek, jako asystenci (WS LZPN).
Czerwona kartka: Michał Sikorski (w 13 min.) - za celowe zagranie ręką przy akcji ratunkowej.
Żółte kartki: Marcin Nowak (w 29 min.) i Arkadiusz Pawlak (77) - obaj za krytykę orzeczeń sędziego; Jakub Kalinowski (30) i Dominik Koterba (84) - obaj za faule.
MKS SCA: Wichman - Dołgan, Kalinowski, Sikorski, Kiełbasa - Peroński, Wejerowski - M.Gancarczyk (+90 Zapał), W.Gancarczyk, K.Gancarczyk - Nowak (70 Majbroda).
Bystrzyca: Anisimowicz - J.Wróbel, Nowak (46 Dudzik), Weyer, Gawron - Dorobek, Mierzwa - Pałys (75 Pawlak), M.Wróbel, Bagiński (57 Koterba) - Gambal.
Krzysztof A. Trybulski
Fot.: Piotr Wicher
Uwaga! W załączonej do artykułu fotogalerii są 24 zdjęcia. Jeśli chcesz obejrzeć wszystkie, kliknij niżej umieszczony link "Przejdź do galerii".
Napisz komentarz
Komentarze