Jelcz-Laskowice Ku przestrodze
Do zdarzenia doszło w poniedziałek 17 lutego, około godziny 11.00. Pani Halina wyszła z wnuczkiem na spacer, ulicą Leśną wzdłuż wałów przeciwpowodziowych. - Poszliśmy w kierunku osiedla - opowiada. - Gdy przechodziliśmy obok tej posesji, pies stał za bramą i jak zawsze strasznie ujadał. Szybko go minęliśmy. W drodze powrotnej pies znów zaczął mocno ujadać. Wtedy zobaczyłam, że brama wjazdowa na posesję jest niezabezpieczona. Kłódka leżała na ziemi. W tym momencie pies wybiegł przez tę bramę. Skoczył do mnie i ugryzł w łydkę. Szybko wzięłam na ręce wnuczka i zaczęłam wołać: - Pomocy! Gdy schyliłam się po dziecko, pies ugryzł mnie po raz drugi.
Pani Halina wiedziała, że w pobliżu jest grupa mężczyzn, remontujących wały. Nie chciała jednak zbyt mocno krzyczeć i panikować, żeby nie przestraszyć wnuczka, który i tak już bardzo płakał. Robotnicy podbiegli na miejsce zdarzenia. Jeden zabrał dziecko, drugi zaczął mocno tupać, żeby wystraszyć psa. Udało się. Po chwili przyszedł mieszkający w pobliżu leśniczy. Zdezynfekował ranę, zanim przyjechało pogotowie i pojawiła się policja. Kobieta trafiła do szpitala, ponieważ rany trzeba było pozszywać. Na razie nie wiadomo, jak zakończy się leczenie.
W chwili zdarzenia nie było w domu właściciela psa. Kilka godzin później policjanci ustalili, że zwierzę od sześciu lat nie było szczepione przeciw wściekliźnie. Nie ma jednak pewności, że jest chore. - Właściciel psa ma go oddać na obserwację - mówi Krzysztof Żelem, zastępca komendanta Komisariatu Policji w Jelczu-Laskowicach. - Za brak aktualnych szczepień nie można jednak nikogo ukarać. Mężczyznę ukarano mandatem w wysokości 400 zł, za trzymanie psa bez nakazanych środków ostrożności.
Pani Halina jest wstrząśnięta tym, co się stało. Mówi, że zwierzę nieraz włóczyło się po osiedlu i wielu się go bało, ale "nie chcieli donosić na sąsiada". Kobieta nawet nie chce myśleć, co mogłoby się stać, gdyby pies zaatakował 2,5-letniego wnuczka. - Sąsiad był u mnie i przepraszał za to, co się stało. Obiecał, że zapłaci za leczenie, ale co mi po tym - mówi poszkodowana. - Dziecko jest przestraszone, ja mam pogryzioną nogę, a można było tego wszystkiego uniknąć. Nic by się nie stało, gdyby dobrze pilnował psa i reagował na to, co mówili mu ludzie. To nie pierwszy przypadek, gdy zwierzę nie jest odpowiednio pilnowane. Po osiedlu biega dużo czworonogów i chciałabym, żeby ludzie zainteresowali się swoimi zwierzętami. Wzięli za nie odpowiedzialność. Mówię o tym dla przestrogi, bo nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby na moim miejscu znalazło się dziecko.
Sprawą zajmuje się policja. Jeżeli okaże się, że pies ma wściekliznę, panią Halinę czeka długie leczenie i seria bolesnych zastrzyków.
Wioletta Kamińska [email protected]
Szczepienia przeciw wściekliznie są obowiązkowe
Wyjaśnienie
W nawiązaniu do powyższego artykułu (nr 8/2014 GPWO)
Krzysztof Żelem zastępca komendanta policji w Jelczu-Laskowicach prostuje swoją wypowiedź na temat karania za brak szczepień psów przeciwko wściekliźnie. Wyjaśnia, że reguluje to ustawą o ochronie zdrowia oraz zwalczania chorób zakaźnych zwierząt z dnia 11 marca 2004, której art. 85.1a mówi: "Kto uchyla się od obowiązku ochronnego szczepienia psów przeciwko wściekliźnie, a w przypadku wprowadzenia obowiązku ochronnego szczepienia kotów przeciwko wściekliźnie - od tego obowiązku - podlega karze grzywny."
Zastępca komendanta dodaje, że zgodnie z procedurą, na zlecenie powiatowego lekarza weterynarii psem, który pogryzł mieszkankę Jelcza-Laskowic, zajmie się wyznaczony do tego weterynarz. Przez kilka dni będzie go obserwował, by stwierdzić, czy zwierzę jest chore na wściekliznę. W rozmowie z policjantami weterynarz powiedział, że na terenie Jelcza-Laskowic od dłuższego czasu nie stwierdzono przypadków wścieklizny istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że pies jest zdrowy.







Napisz komentarz
Komentarze