Oława AKTUALIZACJA: MARIUSZ zmarł w nocy z 26 na 27 lutego
Problemy Mariusza rozpoczęły się 29 listopada 2012, gdy przeszedł zabieg usunięcia pieprzyka, który miał od dziecka. Okazało się, że w pieprzyku był czerniak złośliwy. - Nasz świat się zawalił - mówi Mariusz. - Była chwila płaczu, ale szybko postanowiłem, że ruszę do walki i podjąłem leczenie w Dolnośląskim Centrum Onkologii we Wrocławiu.
W styczniu 2013 zaczął mieć ataki, podobne do padaczki. Raz wyszedł z rodziną na spacer i z niego nie wrócił. To był dłuższy atak i mocniejszy niż zwykle. Tomografia głowy wykazała guz mózgu, prawie trzycentymetrowy. Lekarze zdecydowali się go usunąć. Mariusz przez długi czas był sparaliżowany, ale w końcu udało mu się wrócić do sprawności. Po profilaktycznej radioterapii i tomografii głowy okazało się, że w mózgu ma kolejny przerzut. Przeszedł dwa zabiegi w warszawskiej klinice Gamma Knife, a potem zakwalifikował się na leczenie wemurafenibem, w warszawskim Centrum Onkologi. Gdy wydawało się, że wszystko jest już ok, rezonans magnetyczny pokazał kolejne przeczuty. Było ich tak dużo, że lekarze nie mogli ich policzyć. Jedyną nadzieją jest kosztowna terapia nierefundowanym lekiem ipilimumab.
Aktualnie Mariusz przebywa w szpitalu. W niedzielę 16 lutego jego żona napisała na facebooku: - Wczoraj Mariusz bardzo źle się czuł, jego stan pogarszał się z godziny na godzinę. Lekarka mówiła, że leki przestały działać. Wieczorem dowiedziałam się, że od dwóch dni ich nie dostaje. Otrzymał je po mojej interwencji i dziś jest już lepiej. Poprosiłam lekarkę, żeby zleciła rezonans magnetyczny, który jest potrzebny przy kwalifikowaniu do operacji. Odpowiedziała, ze nie może, bo po konsultacji z neurochirurgiem zdecydowano, że Mariusz nie kwalifikuje się do operacji. Chciałam im nawet za te badanie zapłacić, ale oni nie mogli przyjąć ode mnie pieniędzy, bo Mariusz jest na oddziale. Paranoja! Pokazałam badania neurochirurgowi z innego szpitala i dziwił się, że nie robią operacji, bo guz pod czaszką jest łatwy do wycięcia. Chciał jednak być lojalny wobec kolegów ze szpitala, w którym leży Mariusz, dlatego osobiście nie podejmie się operacji. Obecnie szukamy neurochirurga, który wytnie guza Mariuszowi, żeby dać mu szansę na powrót do zdrowia.
Sytuacja oławianina jest bardzo trudna. Doskonale rozumie to Justyna Piotrowska, która wraca do zdrowia po przeszczepie płuc: - Z Mariuszem chodziłam do "Jedynki". Jesteśmy normalnymi, młodymi ludźmi. Nasze życie niemal w tym samym czasie zawisło na włosku. Mamy dla kogo żyć i jeszcze wiele przed nami do zrobienia. Gdybyśmy żyli w innym kraju, pomoc by nam się po prostu należała. Nasza Ojczyzna żyje teraz sukcesami Kamila Stocha i Justyny Kowalczyk. Oława przez chwilę żyła sukcesem "swojej" Justyny - wygrała dla mnie życie. Teraz los znów postawił przed oławianami trudne zadanie. Polska sobie z nim nie poradziła, ale my damy radę! Robię włóczkowe serduszka, chętnie dam do zakładów pracy, gdzie trwają zbiórki dla Mariusza.
Aktualne informacje o stanie zdrowia oraz o tym, jak można pomóc, znajdują się na stronie http://www.facebook.com/zyciedlamariusza
Kamil Tysa [email protected]
Ma raka, ale chce żyć. Obiecał to żonie i synkowi. Tak można najkrócej opisać sytuację Mariusza Jambora. 35-letni oławianin potrzebuje ponad 350 tysięcy złotych na terapię. Pod koniec minionego tygodnia miał już 62.989, więc brakuje jeszcze 290.011 zł
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze