Oława
O najwięcej czynów prokurator oskarżył Łukasza K. Wymienił 16 zarzutów, w tym znieważenia, naruszenia nietykalności cielesnej, składania gróźb karalnych oraz uszkodzenia mienia.
26-latek przyznał się do większości z nich. Na sali sądowej wyjaśniał, że wcale nie uderzył pielęgniarki, tylko kopnął wiadro z wodą. Utrzymuje również, że nie zniszczył celowo samochodu ratownika medycznego: - Poszedłem za szpital w krzaki, za potrzebą. Kiedy wyszedłem, auto jechało w moją stronę, a ja nie zdążyłem uciec. Podskoczyłem i spadłem na maskę. Nie zrobiłem tego specjalnie.
Sąd przesłuchał również Dawida B., który zaraz po zajściu na SOR, przyznał na komendzie policji, że uderzył lekarza, jednak z tego się wycofał. - Chciałem go tylko zatrzymać - mówił. - Nie było żadnych incydentów. Wtedy zeznałem inaczej, bo sytuacja była bardzo dynamiczna.
Zapytany na rozprawie, w jaki sposób zatrzymał lekarza, odpowiedział, że krzyknął, ale fizycznie go nie zatrzymywał: - Sytuacja była naprawdę dramatyczna, kolega słaniał się na nogach. Niewiele brakowało do tragedii.
Oskarżeni wchodzą do sali rozpraw
Nie przesłuchano Mateusza S., który - według relacji jego kolegów - 7 października mocno krwawił i miał głęboką ranę ręki. 24 stycznia sąd zadecydował o zbadaniu go przez biegłego, który ma ocenić poczytalność w chwili zdarzenia. Ma być zbadany przez lekarzy psychiatrów. Sędzia podjął taką decyzję po tym, jak oskarżony powiedział, że w przeszłości brał narkotyki i przeszedł terapię odwykową. Podczas rozprawy zapewniał, że od lat jest "czysty".
Wyniki badań, przeprowadzonych przez biegłego, będą przedstawione do końca lutego. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na marzec. Wtedy sąd przesłucha Mateusza S. i rozpocznie przesłuchiwanie pokrzywdzonych oraz świadków. Z uwagi na to, że jest takich osób kilkanaście, na kolejne rozprawy będą wzywane po dwie lub trzy.
Oskarżeni wyrazili skruchę, przeprosili za swoje zachowanie i zaznaczyli, że nie mają zamiaru spełniać gróźb. - W areszcie zrozumieliśmy, że metody, które wybraliśmy do załatwienia tej sprawy, były złe, ale chcieliśmy pomóc naszemu koledze, który wykrwawiał się i tracił przytomność. Byliśmy spokojni, dopóki nie kazano nam iść na koniec kolejki. Mateusz miał bardzo głęboką ranę, nie mogliśmy zatrzymać krwawienia.
Obrońca złożył wniosek o zwrócenie się do oławskiego szpitala o wydanie rejestru zgłoszeń na izbie przyjęć, z 7 października, aby ustalić, ilu tego dnia było pacjentów i z jakich powodów czekali w chwili przybycia oskarżonych. - Chcemy wiedzieć, czy wzburzenie panów było uzasadniony, czy też nie - mówił obrońca. - Ile czasu czekali na pomoc? Wnioskuję również o powołanie biegłego spoza Oławy - z zakresu medycyny sądowej, na okoliczność zbadania, czy obrażenia, jakie miał Mateusz S., zagrażały jego życiu i zdrowiu i czy wymagały natychmiastowej interwencji?
Zaznaczono również, że oskarżony, po tym, jak trafił do aresztu, został przeniesiony do więziennego szpitala. Przebywał tam 10 dni.
Prokurator wniósł o oddalenie tego wniosku, jako niemającego nic wspólnego ze sprawą. - Tu nie są oceniane ewentualne błędy medyczne, tylko zachowanie sprawców - mówił.
Sąd ustosunkuje się do tych wniosków podczas kolejnej rozprawy.
Podczas rozprawy w sądzie była policja
Zapytaliśmy o komentarz sprawców zajścia na SOR. Nie chcieli rozmawiać. Zareagowali nerwowo. Jeden z nich stwierdził, że dziennikarze przedstawiają nieprawdę i że przez nierzetelne informacje trafili do aresztu. - Teraz mamy was w d...! - krzyknął jeden z oskarżonych.
Mężczyźni wyszli z aresztu miesiąc temu. Wszyscy byli wcześniej karani, m.in. za pobicia, posiadanie narkotyków, przywłaszczenie mienia. Sąd Okręgowy zadecydował o nieprzedłużaniu środka zapobiegawczego. Żeby wyjść na wolność, sprawcy musieli wpłacić po 10 tys. zł poręczenia majątkowego. W przypadku, gdy będą grozić któremuś ze świadków lub skłaniać do wycofania zeznań, pieniądze przepadną, a podejrzani wrócą do aresztu. Mają też zakaz opuszczania kraju i raz w tygodniu muszą się zgłaszać na policji.
(AH)







Napisz komentarz
Komentarze