POWIAT/MIŁOCICE Śmierć psa
W połowie listopada zaalarmowała policję z Jelcz-Laskowic 28-letnia mieszkanka jednej z pobliskich wsi. Twierdziła, że tego dnia wcześnie rano wyszła z sąsiadem do pracy przy wycince drzew. Gdy wróciła, chciała nakarmić psa, ale nigdzie go nie było. Pomyślała wtedy, że widocznie się zerwał z łańcucha. Potem, jak opowiadała policjantom, poszła po drewno, żeby napalić w piecu, a w szopie znalazła zwłoki psa. Przy nich leżała karteczka z nagryzmolonym napisem: "Też zdechniesz". Wszystko wyglądało bardzo poważnie. No, może za wyjątkiem stanu kobiety, wyraźnie pod wpływem alkoholu. Policjanci, znający polskie realia, na wszelki wypadek jednak postanowili wszystko sprawdzić. I faktycznie - w szopie były zwłoki psa. Zmasakrowane do tego stopnia, że pod wpływem uderzenia oko wypłynęło z oczodołu.
Kobieta, gdy już wytrzeźwiała, opowiadała nawet o tym, jak to jeden z sąsiadów ma wiatrówkę, więc może to on. Przy okazji ciepło opowiadała o psie, a właściwie o "Suni", którą parę lat temu przygarnęła ze schroniska. Te opowieści nie wytrzymały konfrontacji z opinią biegłego, który zbadał zwłoki zwierzęcia. Stwierdził, że pies trzymany był na łańcuchu, w słabej formie, niedożywiony, a zamiast skórzanej obroży, miał kawałek łańcucha, skręcony śrubami. Najwyraźniej dawno temu, bo łańcuch niemal wrósł mu w szyję, mogąc powodować trudności w oddychaniu i przyjmowaniu pokarmu.
Biegły ustalił, że przyczyną śmierci psa były urazy, zadane tępym narzędziem.
Gdy kobieta zobaczyła, że policjanci przestają jej wierzyć, postanowiła powiedzieć prawdę.
Tego dnia, owszem, wyszła do lasu na wycinkę drzew, ale nie chciało jej się pracować, więc wróciła już po godzinie. W domu był dziadek - razem wypili pół litra wódki. Gdy wyszła na podwórko, z powrotu pani ucieszyła się "Sunia". Ciesząc się, zaczęła skakać na właścicielkę. W odpowiedzi otrzymała solidnego kopniaka. Aż zaczęła mocno piszczeć z bólu. Zwierzę, bezgranicznie szczere, ponowiło swoją radość w szopie, gdzie kobieta poszła po drewno. "Sunia" chciała się bawić. Jej pani wyciągnęła belkę i zdzieliła psa w głowę tak mocno, że oko wypłynęło z oczodołu. Kobieta twierdzi, że uderzenie było tylko jedno, za to silne. Biegły orzekł, że musiało ich być więcej.
Kobieta przestraszyła się, że będzie musiała odpowiadać za zabicie psa, więc zawiadomiła policję i na poczekaniu wymyśliła całą historyjkę z kartką. Teraz twierdzi, że wszystkiemu winien był alkohol i żałuje tego, co się stało.
Do tej pory nie była karana, obecnie nigdzie nie pracuje, jest absolwentką oławskiej szkoły zawodowej.
Co jej grozi?
Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem grozi pozbawienie wolności do 3 lat. Sąd może odebrać prawo do posiadania zwierząt na okres od roku do 10 lat. W razie skazania za zabicie, uśmiercenie zwierzęcia albo dokonanie uboju zwierzęcia z naruszeniem przepisów ustawy albo znęcania się nad zwierzęciem (włączając w to działanie ze szczególnym okrucieństwem), sąd może orzec nawiązkę w wysokości 500 zł do 100.000 zł na cel związany z ochroną zwierząt.
(ck)
Zabiła, bo... ucieszył się na jej widok
- 04.01.2014 07:51 (aktualizacja 21.08.2023 06:25)
Zaczyna się jak w zagranicznym kryminale. Kobieta znajduje w szopie martwego psa, a obok karteczkę z napisem "Też zdechniesz". Potem jednak jest już "po naszemu". Dużo alkoholu, totalna głupota i bezmyślne okrucieństwo
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze