Piłka nożna III liga kobiet
- Za wami pierwsza runda rywalizacji w lidze dziewcząt. Wcześniej grałyście z chłopcami...
- Wtedy była wymówka, że przegrać z nimi, to dla dziewczyn nie powód do wstydu. Ale zdarzały się sytuacje irytujące. Chłopcy, jeśli nawet wysoko prowadzili, to nie odpuszczali i faulowali. Dziewczyny też faulują, ale nie mają tyle siły (śmiech). Poziom w trzeciej lidze nie jest wyrównany. Zespoły z Wałbrzycha czy Jeleniej Góry już grają naprawdę dobrze, ale są też takie, które podobnie jak my, dopiero zaczynają. Np. Grom Udanin nie wygrał żadnego meczu, a z Zagłębiem, z którym my wygrałyśmy, przegrał aż 28:0.
- Jakie różnice zauważyłaś między piłką męską a żeńską?
- Przede wszystkim trzeba było się przestawić na całkiem inne granie. Chłopcy byli silniejsi i szybsi, a gra dziewczyn wygląda trochę inaczej. Na początku była to taktyka "byle do przodu", teraz jest znacznie lepiej. Nieskromnie powiem, że w ciągu trzech lat zrobiłyśmy ogromne postępy. Przybyło tez kilka bardzo zdolnych dziewczyn i już nie mamy żadnych kompleksów. Z Jelenią Górą prowadziłyśmy 1:0, później straciłyśmy dwie głupie bramki, nie strzeliłyśmy karnego i trochę pechowo przegrałyśmy. Z Wałbrzychem, przy stanie 0:2 miałyśmy kilka świetnych okazji, a gdyby udało się strzelić, mecz skończyłby się inaczej. Przy każdej porażce brakowało niewiele boiskowego cwaniactwa.
- Ono przychodzi wraz z doświadczeniem?
- Dokładnie tak. Na początku bałyśmy się piłki, piszczałyśmy, na boisku był totalny chaos. Teraz nie ma o tym mowy. Nieoceniona okazała się pani Justyna Sługocka, która na naszym tle jest oazą spokoju. Świetnie mi się z nią współpracuje, co przekłada się na lepszą grę całego zespołu.
- To nastąpiło w drugiej części rundy, kiedy udało wam się wygrać kilka razy, ale początek nie był najlepszy...
- Po powrocie z obozu przygotowawczego przetrzebiły nas kontuzje. Jedna dziewczyna zrezygnowała, inna skręciła nogę, więc tuż przed startem rozsypała nam się obrona. Trener próbował łatać dziury, więc grałam na obronie, choć najlepiej czuję się w środku pola. Efekt był taki, że Grom Udanin zdobył z nami swój jedyny punkt. Później, kiedy mogłyśmy grać w optymalnym ustawieniu, wyniki były znacznie lepsze.
- Jeździcie po Dolnym Śląsku, nieraz kilka godzin spędzacie w podróży, a to was nie męczy?
- Nie, wręcz przeciwnie! Teraz, kiedy przyszły wolne zimowe weekendy, brakuje mi spędzania czasu z drużyną. Smutno mi bez niej (śmiech). Pamiętam radość po pierwszym zwycięstwie, szaleństwo w szatni i rozśpiewany autobus w drodze powrotnej. Wśród dziewczyn są różne sytuacje, ale zarówno na boisku, jak i poza nim, świetnie się dogadujemy. Dyskusje, owszem, są, ale tylko w szatni.
- W szatni, w której rządzi kapitan, czyli ty...
- Tak zadecydowała drużyna, być może doceniając moje zaangażowanie. Na pewno nie czuję się przez to lepsza, nie zadzieram nosa. Czasem kogoś pogonię, jak się obija podczas rozgrzewki, ale głównie jestem łącznikiem między trenerem a dziewczynami.
- Skąd się wzięło twoje zainteresowanie piłką nożną?
- Grać zaczęłam w czwartej klasie szkoły podstawowej. Zachęcił mnie Dariusz Błaszczyk, który stworzył swoją szkółkę. Grałam tam dwa lata, później musiałam zrobić sobie przerwę. Szybko rosłam, przez co miałam problemy z kolanami. Wróciłam do piłki, kiedy pojawił się pomysł stworzenia drużyny dziewczyn i od tego czasu, z roczną przerwą na trenowanie koszykówki, jestem w Czarnych.
- Trener Waldemar Krasicki wspominał, że wiele z was całkowicie się zmienia, gdy zakłada koszulkę i wybiega na boisko. - Eleganckie damy stają się wampirami - żartował. Ciebie to też dotyczy?
- Ja też się zmieniam, choć może nie w wampira (śmiech). Od kiedy stało się jasne, że zagramy w trzeciej lidze, zmieniło się moje podejście. Jak przychodzę na trening, to się śmieję i żartuję, ale później się przebieram i już tylko powaga, skupienie. Podobnie na meczu, zdarza mi się zagrać nieco agresywniej, podstawić komuś nogę. Jednak czerwonej kartki jeszcze nie obejrzałam.
- Sędziowie są dla was pobłażliwi?
- Arbitrzy to dla nas duży problem. Kilka razy zdarzyło się, że w ogóle nie przyjechali. Raz w takiej sytuacji sędziował trener Krasicki, podyktował ewidentny rzut karny dla nas, ale oczywiście były pretensje, że zrobił to specjalnie. Atmosfera zrobiła się bardzo niemiła. Jeśli sędziują panowie, to czasem drwiący uśmieszek nie schodzi im z twarzy, nieraz się z nas śmiali, nie chcieli tłumaczyć swoich decyzji. To bardzo deprymujące. Najlepsze pod tym względem było spotkanie, w którym sędziowały trzy kobiety. Miałyśmy dobry kontakt, nie było wrażenia, że jedna ze stron jest faworyzowana, co się zdarzało, kiedy sędziował mężczyzna.
- Po pierwszej rundzie zajmujecie wysokie, piąte miejsce. Co dalej?
- Treningi wznowimy pod koniec stycznia, a w lutym pojedziemy na obóz przygotowawczy, do Czech.
- To nie pierwszy raz tam pojedziecie. Niejedna drużyna może wam tego zazdrościć...
- Za każdym razem zawdzięczamy to tylko sobie. Same szukamy sponsorów, same do nich chodzimy i ich przekonujemy. Nikt nam nie może zarzucić, że jesteśmy faworyzowane, że dostajemy coś, na co inni nie mogą liczyć. Wydaje mi się, że w klubie, w gronie działaczy, jesteśmy trochę niedoceniane...
- Wkrótce ukaże się ciekawie zapowiadający się kalendarz...
- No tak (śmiech). Na zdjęciach będziemy oczywiście my. Wyszło to całkiem nieźle, mam nadzieję, że wszystkim się spodoba. To pewien element naszej strategii marketingowej. Planujemy również udostępnienie większemu sponsorowi miejsca na koszulkach.
- Wydajecie kalendarz, same szukacie sponsorów, prowadzicie też stronę internetową...
- Zgadza się! Stronę w sieci postanowiłam założyć tuż przed rozpoczęciem sezonu. Wszystkich gorąco na nią zapraszam! Znajdują się tam opisy naszych meczów, statystyki i galerie zdjęć. Myślę, że był to dobry pomysł, bo dzięki temu na nasze mecze przychodzi coraz więcej kibiców, a to jest bardzo miłe i dopinguje do lepszej gry.
- Oprócz grania, szukania sponsorów i prowadzenia strony www, musisz też znaleźć czas na naukę...
- Czasem jest z tym ciężko, ale wszystkie borykamy się z tym samym problemem. Niektóre dziewczyny pracują i jednocześnie studiują zaocznie, więc nie jestem w najgorszej sytuacji. To, co robię, sprawia mi dużą przyjemność, więc nie narzekam.
- Chcesz coś dodać na koniec?
- Bardzo serdecznie dziękuję sponsorom i wszystkim życzliwym ludziom, którzy się przyczynili do naszego rozwoju, i oczywiście kibicom - za każdy mecz, doping i każde serdeczne słowo. Wielkie dzięki!
Fot.: archiwum MKS Czarni J-L
Reklama
Żeńska sekcja Czarnych Jelcz-Laskowice istnieje 3 lata, ale dopiero od początku tego sezonu gra w III lidze. O urokach występowania z chłopcami i kłopotach z sędziami oraz o szukaniu sponsorów - z kapitanem drużyny, Marleną Bajsarowicz, rozmawia Arkadiusz Okoń
Reklama
Reklama
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze