Oława Wkrótce rozprawa
Zatrzymani oławianie byli już wcześniej karani, m.in za przestępstwa narkotykowe, pobicia, przywłaszczenie mienia. Obecnie, przeciwko jednemu z nich, w Gdyni toczy się proces za burdy stadionowe. 7 października koledzy spożywali alkohol. Byli już mocno pijani, kiedy w mieszkaniu doszło do wypadku. 25-latek trzasnął drzwiami, a stłuczona szyba głęboko rozcięła mu rękę. Nie udało się zatamować krwawienia, więc zadzwonili po karetkę. Dyspozytorka szczegółowo wypytywała, co się stało i w jakim stanie jest poszkodowany. Zdaniem mężczyzn trwało to zbyt długo, a ich kolega czuł się coraz gorzej. Rozłączyli się i poszli poszukać transportu do szpitala. Kiedy dotarli na miejsce, rozpętali piekło. Rozwścieczyło ich to, że musieli czekać. Pacjenci zaczęli uciekać, a personel pozamykał się w gabinetach. Kiedy lekarz prowadził ich na SOR, krzyczeli do niego: "Ty łajzo!, gnoju!, chu...!".
Wtargnęli do gabinetu zabiegowego, gdzie udzielano pomocy innemu pacjentowi, lekarze musieli przerwać pracę. Agresorzy wyzywali wszystkich i demolowali gabinet. Jeden kopnął wiadro z wodą i uderzył pielęgniarkę. Spowodował u niej obrażenia barku, trwające powyżej siedmiu dni. Grozili, że zapamiętają ich, znajdą i zabiją. Wulgaryzmom nie było końca. "Dziw..., kur..., szma..." - to słowa kierowane do personelu. Z każdą minutą było gorzej. Udzielenie pomocy pijanemu 25-latkowi z rozciętą ręką graniczyło z cudem. Krzyczał i wyrywał się. Policjanci trzymali go na kozetce, żeby lekarze mogli cokolwiek zdziałać. Wokół było pełno krwi. Dwóch pozostałych agresorów "działało" na terenie szpitala.
Wezwano dodatkowe patrole policji. Całe zamieszanie trwało ponad półtorej godziny, do późnych godzin wieczornych. Mężczyzna, który wcześniej uderzył pielęgniarkę, wskoczył na samochód, zaparkowany za szpitalem, zniszczył maskę i rozbił szybę. W środku siedział mężczyzna z córką. Byli przerażeni. Odjechali w stronę policjantów, żeby powiedzieć, co się stało. Wtedy funkcjonariusze zatrzymali agresywnego 26-latka. Czy nie powinni zrobić tego wcześniej? W związku z zachowaniem policjantów przeprowadzono wewnętrzne postępowanie w KPP w Oławie. - Interwencja była skuteczna, ponieważ zatrzymano sprawców - tłumaczy podinsp Alicja Jędo, oficer prasowy KPP w Oławie. - Każda interwencja podejmowana przez policjantów jest inna, nie ma interwencji szablonowych. Każdej z nich towarzyszą inne okoliczności związane z miejscem, czasem oraz z zachowaniem ludzi, biorących w niej udział. To była specyficzna i złożona sytuacja. Wszystko działo się dynamicznie, w miejscu, gdzie udziela się ludziom pomocy. Sprawcy byli agresywni i nietrzeźwi. Część policjantów przez godzinę była zaangażowana w pomoc przy przeprowadzeniu zabiegu, inni oceniali sytuację i podejmowali czynności na bieżąco. Przeprowadzone w tej sprawie czynności wyjaśniające ujawniły pewne niedociągnięcia, dotyczące czasu trwania interwencji. To zdarzenie będzie kolejnym doświadczeniem, z którego wnioski zostaną przekazane policjantom w formie instruktażu.
Dwa tygodnie temu na sesji Rady Powiatu podinsp. Tomasz Morawiecki, komendant KPP w Oławie, informował, że postępowanie jest w toku i widać pewne niedociągnięcia, które mogły się przyczynić się do rozmachu całego wydarzenia.
Jędo określa to zdarzenie jako nietypowe i mówi, że na podstawie tego, co działo się w szpitalu, policjanci będą przechodzili szkolenia. Prokurator Henryk Pieńkowski z oławskiej prokuratury ma zdecydowaną opinię na temat sposobu działania policji: - Moja ocena może nie być w pełni trafna, ale na podstawie relacji świadków stwierdzam, że są poważne wątpliwości, co do sposobu przeprowadzenia interwencji. Chodzi o zachowanie niektórych policjantów. Mogli zrobić coś więcej. W tej sprawie prokuratura we Wrocławiu prowadzi odrębne śledztwo.
Pieńkowski dodaje, że chodzi głównie o sytuację, kiedy jeden ze sprawców zamieszania niszczył samochód. Z relacji świadków wynika, że policjanci słyszeli, jak groził właścicielowi auta i jego córce, ale nie reagowali. Sprawca mówił, że zobaczy, czym jeżdżą, zapamięta numery rejestracyjne samochodu i znajdzie ich. Poszedł za budynek szpitala i uszkodził samochód. Nikt mu nie przeszkodził, a poszkodowany i jego córka przeżyli horror. Dopiero po tym wszystkim został zatrzymany. Jego kolega z raną ręki - również. Trzeci zdołał uciec, policjanci ujęli go następnego dnia. Prokurator zawnioskował o zastosowania aresztu tymczasowego, ponieważ istniało realne podejrzenie, że sprawcy spełnią swoje groźby. Sąd przychylił się do tego wniosku i mężczyźni trafili tam na dwa miesiące. Są oskarżeni o kilkanaście czynów chuligańskich, m.in. znieważenie funkcjonariusza publicznego, stosowanie gróźb karalnych, zniszczenie mienia, naruszenie nietykalności cielesnej.
Mężczyźni żałują tego, co zrobili. Twierdzą, że byli pod wpływem alkoholu i nie kontrolowali swoich zachowań. Zdenerwowali się, kiedy usłyszeli, że muszą poczekać. Bali się, że ich kolega się wykrwawi i umrze. Przyznali, że obrażali i grozili personelowi szpitala, jednak 26-latek tłumaczy, że wcale nie uderzył pielęgniarki i nie zniszczył celowo samochodu.
(AH)







Napisz komentarz
Komentarze