Spotkanie miało się rozpocząć o godzinie 13.00, ale przesunięto je na 16.00, na prośbę oławian. Powodem była uroczystość rodzinna Michała Sikorskiego. Kapitan MKS dotarł na stadion w Lubinie prywatnym samochodem. W autobusie, wiozącym tam drużynę oławskich piłkarzy, nie tylko z tego powodu było sporo wolnych miejsc. Kontuzje lub choroby wyeliminowały bowiem kilku zawodników, na szczęście tylko rezerwowych. Podstawowi gracze MKS wybiegli w komplecie na lubińskie boisko, ale jak się później okazało, nie wszyscy byli dobrze przygotowani do walki z czołowym zespołem dolnośląsko-lubuskiej III ligi, naszpikowanym zawodnikami z ekstraklasy. Mateusz Peroński przez kilka dni leżał w łóżku z wysoką gorączką, a z powodu urazów nie trenowali w pełnym zakresie Maciej Zapał, Norbert Pierzga i Marcin Mazur. Trener MKS Zbigniew Smółka nie miał więc takiego komfortu, jak szkoleniowiec Zagłębia Paweł Karmelita, który już w przerwie wymienił trzech graczy, a potem jeszcze czwartego.
Ta sytuacja kadrowa MKS w istotny sposób wpłynęła na przebieg meczu oraz na jego końcowy rezultat.
- Gramy tak już od kilku, a nawet kilkunastu spotkań, prawie całe mecze tą samą jedenastką, niemal bez zmienników, więc kiedyś to się musiało przelać - komentował mocno rozżalony porażką Zbigniew Smółka.
Mecz z rezerwą Zagłębia, zwłaszcza w pierwszej połowie, nie był porywającym widowiskiem. Obie drużyny zacięcie walczyły, ale nieprzypadkowo ich defensywy są zaliczane do najlepszych w III lidze. Groźnych sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo, bo świetnie spisywali się obrońcy obu zespołów. Niestety, tym z Oławy przytrafiła się wpadka. W 36 minucie faulowany był przed polem karnym MKS Arkadiusz Woźniak. Strzelający z rzutu wolnego Bartosz Jaroszek trafił w mur, ale odbitą piłkę przejął Woźniak i uderzeniem z bliskiej odległości pokonał Filipa Wichmana.
W przerwie meczu trener Karmelita zostawił w szatni trzech zawodników z ekstraklasy. Jak później wyjaśnił, uzgodnił to ze szkoleniowcem pierwszej drużyny Zagłębia Orestem Lenczykiem, który potrzebował ich na środowy mecz Pucharu Polski. W ich miejsce weszli młodsi i mniej doświadczeni gracze, a to zdecydowanie zmniejszyło jakość gry lubińskiej drużyny. Wykorzystali to oławianie, którzy w drugiej połowie wyraźnie dominowali na boisku.
Dobrą partię rozgrywał w MKS Mateusz Gancarczyk, który częstymi szarżami siał zamieszanie w defensywie Zagłębia. W 61 minucie, po indywidualnej akcji, Mateusz strzelił atomowo zza linii pola karnego, Ptak odbił piłkę przed siebie, pod nogi Dawida Lipińskiego. Napastnik MKS próbował z bliskiej odległości wepchnąć futbolówkę czubkiem buta do siatki. Nie trafił jednak czysto i Jarosław Jach wybił piłkę z linii bramkowej na aut.
Przez ostatni kwadrans, gdy słońce schowało się za chmury, mecz toczył się przy zapadającym zmierzchu, co utrudniało obserwację widzom i grę zawodnikom. Niezrażeni tym oławianie nadal zawzięcie atakowali i gdy wydawało się, że lada moment padnie wyrównanie, gospodarze skontrowali i wywalczyli rzut rożny. Sebastian Bonecki podał z rogu przed pole karne do Piotra Azikiewicza, a ten wypuścił w uliczkę Damiana Kowalczyka. Oławska defensywa była najwyraźniej zaskoczona innym niż zwykle rozegraniem przez lubinian tego stałego fragmentu, więc skończyło się golem, który definitywnie rozstrzygnął losy meczu.
*
Kibice Foto-Higieny po dłuższej przerwie doczekali się w końcu zwycięstwa swojej drużyny. W XIII kolejce gacianie pokonali w Rzepinie Ilankę 3:1.
* Więcej szczegółów z meczów w Lubinie i Rzepinie, a także szersze komentarze trenerów oraz zawodników - w papierowym wydaniu "GP-WO", które ukaże się w sprzedaży w środę 23 października.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze