POWIAT Polecamy
"Skrzydło Anioła" to reportaż literacki, przedstawiający niezwykłe wydarzenia sprzed pół wieku. Autorka przeprowadziła dziennikarskie śledztwo, zainspirowane odnalezieniem zadziwiającego grobu na jednym z wrocławskich cmentarzy. To grób trzynastoletniej Koreanki, pochowanej w 1955 roku. Ten trop doprowadził ją do odkrycia sensacyjnej, a skrywanej przez dziesięciolecia, wielowątkowej historii.
W "tajnym" ośrodku wychowawczym dla koreańskich dzieci, zorganizowanym w 1953 roku, w Płakowicach koło Lwówka Śląskiego, mieszkało i uczyło się 1270 dzieci, pod opieką koreańskich i polskich wychowawców. Polski personel, młodzi nauczyciele często bez doświadczenia, ale pełni zapału do pracy, dali dzieciom obarczonym ciężką traumą wojenną, wychowywanym dotąd w atmosferze surowości i dyscyplinie wojskowej to, co najcenniejsze - serce i zrozumienie. Kiedy po kilku latach przyszła decyzja o likwidacji ośrodka i okazało się, że dzieci muszą wrócić do zapomnianej ojczyzny, po obu stronach popłynęło wiele łez.
W tej wielowątkowej opowieści szczególnie porusza historia niezwykłej więzi, jaka wytworzyła się między polskim lekarzem a śmiertelnie chorą koreańską dziewczynką. Jest tu też oczywiście miłość - związki szczęśliwe i dramatyczne, bo niedozwolone.
Fragment książki
- W tym czasie w Ośrodku trwało zebranie podstawowej komórki Koreańskiej Partii Pracy. Komisarz zebrał wszystkich nauczycieli. Nauczycielki koreańskie tradycyjnie nie wychodziły wtedy ze swoich pokoi. Kim Te Kuon krzyczał. Wszystko, ale to dokładnie wszystko, szło źle. Dzieci podśpiewywały po kątach "Szła dzieweczka", a to nie jest koreańska piosenka. Jun spotyka się sam na sam z polską wychowawczynią, a sam na sam nie wolno. Inni Polacy zaczynają rozumieć koreański, chociaż nie powinni nas podsłuchiwać. Fryzjerka i kilku innych Polaków dotykają dzieci. Głaszczą po głowie. Kupują cukierki. Rozpieszczają. A ten przeklęty palacz robi zdjęcia. Ma własny aparat i w kanciapie przy kotłowni urządził sobie ciemnię. Kto wie, czy to nie szpieg. Nauczyciel gimnastyki i śpiewu zamyka się z grupą w osobnej sali i nikogo nie wpuszcza. Mówi, że to będzie niespodzianka na Nowy Rok, ale tego tak nie można zostawiać bez kontroli. Kierownicy zamykają bloki na noc, i nawet on, Komisarz, nie może sprawdzić, co się tam dzieje. I najgorsze dziś. Grupowe wyjście do miasta. Raport w tej sprawie musi trafić do ambasady. I co wtedy? Odwołają ich wszystkich za to, że sobie nie radzą. I on, Komisarz, nie będzie ich bronił! Znajdą się lepsi na ich miejsce. Wielu dobrych, oddanych oficerów politycznych, świadomych powagi sytuacji, wróciło już z frontu!
Jak piszą recenzenci:
- Od książki Krysowatej nie można się oderwać z kilku powodów. Po pierwsze: opisywana historia jest naprawdę niezwykła, wbrew wszystkim i wszystkiemu połączyła kompletnie różnych ludzi i nieprzystawalne do siebie kultury. Po drugie: to frapująca rzecz o życiu w czasach, w których już samo oddychanie było polityczne, nie mówiąc o miłości. I po trzecie: wielokrotnie nagradzana dziennikarka napisała reportaż fabularyzowany, który szybko zmienia się w przejmującą powieść sensacyjno-obyczajową na szerokim tle społecznym, pełną zdarzeń, nieoczekiwanych zwrotów akcji i sugestywnie przedstawionych emocji...
- "Skrzydło anioła" to książka o wielkiej potrzebie serca, z którą zakazy, nakazy, wojskowy dryl i bezduszna polityka mogą wygrać tylko doraźnie. Te dzieci, wyrwane z dramatycznego pejzażu koreańskiej wojny i obłędnej, socjalistycznej, azjatyckiej dyscypliny, dzieci, którym dano do ręki zakazane w Korei zabawki. Dzieci, które poczuły prawdziwe, ludzkie ciepło i troskę, musiały do swojej rzeczywistości powrócić. To oczywiście ich dramat. Lecz w nieludzkich defiladach na cześć swych przywódców, bo trudno nie przypomnieć sobie kadrów ze słynnego filmu Andrzeja Fidyka, szły z pewnością już nie takie same...
(JK)







Napisz komentarz
Komentarze