Na żmigrodzki stadion przybyło prawie 1200 widzów, w tym około 60-osobowa zorganizowana grupa fanów z Oławy. Dla wielu kibiców zabrakło miejsc siedzących na kameralnej trybunie. Kibice Piasta przez cały mecz gorąco dopingowali swoją drużynę, która mimo ambitnej walki, nie sprostała jednak spadkowiczowi z II ligi. Podopieczni trenera Zbigniewa Smółki od początku wyraźnie dominowali, a gol dla nich był tylko kwestią czasu. Pierwszy padł w 29 minucie. Po wrzutce Kamila Dołgana, z lewego skrzydła po długim rogu pociągnął Damian Kiełbasa, ale po drodze do siatki piłkę czubkiem buta dotknął jeszcze Dominik Wejerowski, który - jak się po chwili okazało - był na spalonym i dlatego gol nie został uznany.
Pięć minut później arbiter nie miał już jednak żadnych wątpliwości, gdy tym razem Damian Kiełbasa już bez pomocy kolegi wpakował piłkę do bramki, wykorzystując sytuację sam na sam z golkiperem Piasta.
Gdy wydawało się, że oławianie dowiozą korzystny wynik do przerwy, po dość przypadkowej akcji gospodarzy, z ostrego kąta strzelił Kamil Niedźwiedź i zrobiło się 1:1. W doliczonym czasie gry sytuacji sam na sam z Piotrem Bilakiewiczem nie wykorzystał Mateusz Gancarczyk, więc oba zespoły schodziły na pauzę do szatni pogodzone wynikiem remisowym.
Po przerwie widać jednak było, że nierozstrzygnięty rezultat nikogo nie zadowoli. Pierwsi pokazali to goście, którzy w początkowej fazie drugiej części meczu przeprowadzili kilka szybkich i składnych akcji, a jedną z nich celnym strzałem z ostrego kąta zakończył Damian Kiełbasa.
Popularny „Kiełbik”, który zwykle grywa w MKS jako lewy obrońca, tym razem występował na pozycji lewoskrzydłowego. - Na treningach i sparingach było widać, że chłopak jest w pełnym gazie, więc szkoda go marnować w defensywie - tak przed meczem w Żmigrodzie Zbigniew Smółka tłumaczył swoją decyzję, dotyczącą innego niż zazwyczaj ustawienia Kiełbasy.
- Byliśmy umówieni z trenerem, że jeśli po 10 minutach nie będzie mi wychodziło na skrzydle, to wrócimy do tradycyjnego ustawienia - zdradził nam już po meczu Damian. Jak się okazało, nie było takiej potrzeby, bo nomen omen „Kiełbik”, czuł się na lewym skrzydle jak ryba w wodzie. Zanim strzelił pierwszego gola, miał dwie dobre okazje bramkowe. Po przerwie także był tym zawodnikiem na boisku, który sprawiał rywalom najwięcej kłopotów.
Dobre spotkanie w oławskiej ekipie rozegrali również pozyskany z Orła Ząbkowice Norbert Pierzga oraz bracia Krzysztof i Mateusz Gancarczykowie. Ten drugi z konieczności wystąpił na szpicy, bo jedyny rzeczywisty napastnik MKS - Dawid Lipiński - z powodów osobistych nie pojechał do Żmigrodu. Na ławce rezerwowych MKS był co prawda Marcin Musiał, ale popularny "Kefir" dopiero niedawno wrócił z wakacji i przed meczem w Żmigrodzie miał za sobą zaledwie 3 treningi, więc nie nadawał się do gry od pierwszych minut. W samej końcówce co prawda intensywnie się rozgrzewał, ale tylko dlatego, że Mateusza Gancarczyka łapały kurcze. Ostatecznie "Mati" dotrwał jednak do końca meczu i tym samym niedawny junior Marcin Musiał nie zaliczył debiutu w seniorskim zespole MKS.
Trener Smółka zaskoczył także kilkoma innym decyzjami, a jedną z nich było wystawienie w bramce od początku meczu Filipa Wichmana, pozyskanego do MKS dosłownie w ostatniej chwili. Ten młody golkiper, wychowanek Lechii Gdańsk, który w poprzednim sezonie grał w Gwarku Zabrze, w przerwie letniej był testowany w MKS, w sparingach z MKS Kluczbork i Bystrzycą Kąty Wrocławskie, ale menedżer szukał mu klubu w wyższej lidze. Ostatecznie jednak Wichman zdecydował się na występy w oławskiej drużynie.
- Zagrałem trochę vabank, bo pomyślałem, że najlepiej przydatność Filipa sprawdzę w ogniu walki, właśnie w takim meczu, z dużą publicznością i jej gorącym dopingiem przeciwko mojemu zespołowi - mówił po spotkaniu w Żmigrodzie trener Smółka, podkreślając przy tym świetne zachowanie Radosława Florczyka: - Mam pełny szacunek dla Radka! Był już mocno nastawiony na to, że będzie dzisiaj bronił, jego nazwisko widniało nawet na czele pierwszej wersji meczowego protokołu, ale gdy go poinformowałem o zmianie swojej decyzji, absolutnie się nie obraził tylko przyjął to z pełnym zrozumieniem, a potem jeszcze przekazał młodszemu koledze kilka cennych wskazówek.
Mecz pokazał, że nie była to zła decyzja, bo Filip Wichman rozegrał dobre spotkanie. Przy straconej bramce zabrakło mu trochę szczęścia, bo odważnym wybiegiem dobrze skrócił kąt strzału, dzięki czemu Norbert Pierzga był bliski zatrzymania piłki na linii bramkowej. W 82 minucie Filip wybił na rzut rożny bardzo trudną piłkę, która po uderzeniu piłkarza Piasta i rykoszecie od nogi obrońcy MKS, zmierzała w samo okienko oławskiej bramki. To się działo już w bardzo nerwowej końcówce, kiedy to Piast zdecydowanie nacierał, chcąc doprowadzić przynajmniej do remisu. Oławianie przetrwali jednak ten napór, mimo iż grali cały mecz tą samą jedenastką, a trener gospodarzy Mirosław Drączkowski w drugiej połowie wykorzystał pełny limit czterech zmian.
*
Więcej szczegółów z meczu Piast Żmigród - MKS SCA Oława, wraz z komentarzami zawodników i trenerów obu drużyn, a także z pojedynku Foto-Higieny Gać - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukaże się w sprzedaży już we wtorek 13 sierpnia. Zapraszamy do lektury!
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze