Po środowym remisie wałbrzyszan w zaległym pojedynku z Rakowem, oraz ukaraniu oławian walkowerem za nierozegranie spotkania z Górnikiem, na dwie kolejki przed zakończeniem sezonu MKS formalnie spadł do III ligi. Sprawa rzeczywistego spadku oławskiej drużyny nie jest jeszcze jednak przesądzona, bo ważne będą także licencje PZPN dla poszczególnych klubów oraz zapowiadane wycofywanie się niektórych drużyn z rozgrywek na szczeblu ogólnopolskim. Oławski klub w pierwszym podejściu z powodu zaległości wobec Urzędu Skarbowego też nie uzyskał licencji, ale działacze twierdzą, że zawarli już ugodę ze skarbówką i licencja powinna być przyznana po zakończeniu postępowania odwoławczego.
Jak nam powiedział dyrektor sportowy MKS Dariusz Witkowski, zarząd klubu zamierza się także odwoływać od walkowera: - Pewnie to już niewiele da, bo po prostu nie ma kiedy rozegrać tego meczu z Górnikiem Wałbrzych, a w dodatku mamy obecnie po niedzielnej ulewie trochę podtopione boisko na stadionie w Oławie, więc na środę 12 czerwca raczej będzie niegotowe, ale chcemy się odwołać dla zasady. Wspiarają nas w tym władze wojewódzkie oraz przedstawiciele służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
W niedzielnym pojedynku ze słabo spisującym się na wiosnę Rakowem trener MKS Zbigniew Smółka nie mógł skorzystać z pauzującego za żółte kartki Damiana Kiełbasy. Na lewej obronie zastąpił go Maciej Zapał. Na prawą stronę defensywy wrócił natomiast Dominik Wejerowski, który z tych samych powodów co teraz Kiełbasa, nie wystąpił w zwycięskim meczu z Turem Turek.
Rozgrywany przy upalnej pogodzie i dusznym, przedburzowym powietrzu, niedzielny pojedynek na kameralnym stadionie, w częstochowskiej dzielnicy Raków, toczył się początkowo w bardzo szybkim tempie i przyniósł sporo ciekawych akcji. Oba zespoły postawiły na otwartą grę, więc emocji nie brakowało. Już w 43 sekundzie meczu tuż przed polem karnym gospodarzy Daniel da Silva sfaulował szarżującego Dawida Lipińskiego, ale ku zaskoczeniu niektórych widzów, sędzia nie przerwał gry. - Arbiter najwyraźniej nie był jeszcze rozgrzany - skomentował później to zdarzenie szkoleniowiec MKS. Miał sporo racji, bo w końcówce pierwszej połowy warszawski sędzia całkiem inaczej potraktował ostro grającego brazylijskiego obrońcę Rakowa.
Gospodarze zaatakowali groźnie w 4 minucie. Po składnej akcji, z prawej strony dośrodkował filigranowy Robert Brzęczek (syn trenera Rakowa, byłego reprezentanta Polski Jerzego Brzęczka), a także niewysoki Joshua Balogun, wyskoczył na polu karnym wyżej niż rośli środkowi obrońcy MKS. Na szczęście dla oławian, główkujący z bliskiej odległości Nigeryjczyk przerzucił piłkę nad poprzeczką.
W rewanżu w 7 minucie szybki kontratak przeprowadzili goście. Mateusz Gancarczyk podał na lewe skrzydło do Pawła Garygi, a ten wyprzedził obrońcę i z linii końcowej dośrodkował po ziemi do Dawida Lipińskiego, który z trzech metrów nie trafił do pustej bramki. Była to „dwustuprocentowa” okazja, która niespełna 10 minut później mocno się zemściła na przyjezdnych. W pozornie niegroźnej sytuacji na polu karnym MKS przypadkowo odbitą piłkę przejął Robert Brzęczek i zagrał w uliczkę do Baloguna, a ten w sytuacji sam na sam nie dał szans Radosławowi Florczykowi na obronę precyzyjnego strzału.
Tzw. „gol z niczego” jednak nie załamał oławian, którzy od tego momentu osiągnęli zdecydowaną przewagę. Niemal każda ich akcja pachniała bramką. Gospodarze często bronili się faulami. Dwa sprokurował w krótkim czasie Daniel da Silva i musiał jeszcze przed gwizdkiem na przerwę powędrować do szatni. To drugie przewinienie bezbłędnie wykorzystał Waldemar Gancarczyk, po profesorsku wykonując rzut wolny.
Druga połowa meczu to przysłowiowa i prawdziwa obrona Częstochowy. Oławianie zdecydowanie przeważali, ale mimo kilku dobrych akcji, nie przerwali szczelnej defensywy Rakowa. Grający w dziesiątkę Raków po przerwie tylko sporadycznie atakował. Zagrożenie pod oławską bramką najczęściej było efektem dalekich wyrzutów z autu, którymi popisywał się Bartosz Soczyński. Jednak obrona MKS, grająca dużo pewniej niż w pierwszej połowie, skutecznie je neutralizowała.
Już w doliczonym czasie gry trafił z bliska do siatki Rakowa Mateusz Poważny, ale sędzia nie uznał tego gola, odgwizdując faul Michała Sikorskiego na bramkarzu. Mecz zakończył się więc remisem 1:1.
Na koniec warto odnotować problemy kibiców MKS, którzy w sile ok. 60 ludzi, dotarli pod stadion w Częstochowie już w trakcie meczu. Po przepychankach z policją i ochroną nie zostali wpuszczeni na trybuny. Solidaryzujący się z nimi fani Rakowa, w przerwie zwinęli transparenty oraz flagi i na znak protestu także opuścili stadion.
*
Więcej szczegółów z meczu Raków Częstochowa - MKS SCA Oława, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukaże się w sprzedaży w środę 12 czerwca.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze