Tuż przed meczem, rozgrywanym w późny piątkowy wieczór, przy sztucznym świetle, minutą ciszy oddano hołd zmarłej mamie trenera Smółki. Z powodu rodzinnego dramatu swojego szkoleniowca piłkarze MKS występowali z czarną opaską na ramieniu.
Skazani na pożarcie oławianie nie mieli w tym spotkaniu nic do stracenia, dlatego nie murowali bramki i grali otwarcie, czym nieco zaskoczyli przeciwnika. A mogli jeszcze bardziej, bo już w 3 minucie byli bliscy zdobycia gola. Indywidualną akcję przeprowadził Mateusz Gancarczyk, ale gdy był już przed szesnastką i składał się do strzału, został przyblokowany przez rybnickich obrońców. Odbitą piłkę przejął na prawym skrzydle Dominik Wejerowski i dośrodkował na pole karne. Tam najwyżej wyskoczył Krzysztof Gancarczyk, ale główkując z siedmiu metrów, trafił w poprzeczkę.
W pierwszych 10 minutach gospodarze nie przeprowadzili żadnej groźnej akcji, a ta, którą rozpoczęli minutę później, też nic konkretnego nie zapowiadała. Rybniczanie najpierw mieli rzut wolny, ale obrońcy MKS zneutralizowali dośrodkowanie na pole karne. Piłka trafiła do Mateusza Gancarczyka, który oswobadzającym wykopem przerzucił ją na prawą stronę, ale nie do partnera, tylko na wolne pole. Do futbolówki najszybciej dobiegł skrzydłowy Energetyka Szymon Jary i z półwoleja zacentrował w rejon pola karnego MKS. Tam w bilardowe główkowanie zaangażowali się Mateusz Szatkowski, Kamil Kostecki i Jakub Kalinowski. Ten ostatni, wybijając piłkę z szesnastki, zderzył się z Michałem Sikorskim, a w dodatku został popchnięty przez Szatkowskiego. Sędzia tego nie zauważył, ale za to po chwili wykazał się wyjątkową spostrzegawczością, odgwizdując rzut karny… „z kapelusza”. Tak właśnie powszechnie komentowano na trybunach rybnickiego stadionu tę decyzję arbitra z Ostrołęki. Mateusz Szatkowski i Dawid Lipiński byli tyłem do bramki i jednocześnie chcieli kopnąć piłkę, którą głową zbyt słabo wybił Kalinowski. Pomocnik Energetyka miał jednak lepsze zdolności aktorskie i z jękiem padł na murawę, czym zasugerował sędziemu, że został kopnięty przez Lipińskiego.
Radosław Florczyk, który na początku maja, w meczu z Calisią Kalisz, obronił karnego, tym razem był bezradny, bo Mariusz Muszalik huknął atomowo i celnie pod poprzeczkę.
Oławianie nie złamali się tą niezasłużoną utratą gola i nadal grali swoje. W 35 minucie przeprowadzili kolejną składną akcję, którą zakończył Waldemar Gancarczyk, kąśliwym strzałem z 25 metrów. Bramkarz Energetyka był czujny i chociaż z trudem, to jednak sparował piłkę. Gospodarze zrewanżowali się także składną, ale przede wszystkim skuteczniejszą akcją. Jarosław Wieczorek wymienił podanie z Łukaszem Bałuszyńskim i wykorzystując chwilowe zagubienie Wejerowskiego, wpadł na pole karne MKS i uderzył z bardzo ostrego kąta. Piłka pewnie by przeleciała bezkarnie wzdłuż bramki, ale jej lot nieszczęśliwie przeciął Jakub Kalinowski i zupełnie tym zaskoczył Florczyka.
Po zmianie stron początkowo obraz gry się nie zmienił - gospodarze atakowali pozycyjnie, a goście kontrowali. W 54 minucie rybniczanie wykonywali rzut wolny, po którym podwyższyli na 3:0. Na pole karne MKS dośrodkowywał Muszalik, zaś po chwilowym zamieszaniu Wejerowski wybił piłkę głową, ale niezbyt celnie, bo do Sławomira Szarego, który także głową zagrał przed pole karne do Marcina Grolika, który przymierzył z woleja w długi róg i Florczyk musiał wyciągać futbolówkę z siatki.
Po tym golu rybniczanie już nie forsowali szybkiego tempa, z czego skorzystali oławianie i teraz znacznie częściej gościli na połowie rywali. Ich ataki przyniosły jednak efekt dopiero w 85 minucie. Wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Kamil Dołgan popędził prawą stroną i podał na pole karne do Pawła Garygi. Popularny „Gary” sprytnie zagrał piętą do nadbiegającego Mateusza Poważnego, który strzelił z 20 metrów po ziemi. Piłka odbiła się rykoszetem od nogi Szarego i myląc bramkarza, wpadła do siatki.
W doliczonym czasie gry oławianie mieli dwie okazje, by poprawić wynik. Po faulu na Mateuszu Gancarczyku z rzutu wolnego na wprost bramki strzelał Waldemar Gancarczyk, ale stojący w murze obrońca zatrzymał piłkę ręką. Goście domagali się żółtej kartki i rzutu karnego, bo zawodnik Energetyka był w obrębie szesnastki. Sędzia był jednak innego zdania, nie wyciągnął kartonika i zamiast karnego, podyktował kolejny rzut wolny. Wykonujący go Damian Kiełbasa trafił w wybiegających z muru obrońców, a po chwili Sebastian Załęski zakończył mecz, który zwycięzców przybliżył do pierwszej, a przegranych do trzeciej ligi.
*
Więcej szczegółów z meczu Energetyk ROW Rybnik - MKS SCA Oława, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukazało się w sprzedaży we wtorek 28 maja.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze