Od początku sobotniego pojedynku w Chojnicach podopieczni Sobczaka niespodziewanie łatwo neutralizowali akcje ofensywne gospodarzy. Co więcej - sami wyprowadzali groźne kontry. Pierwszą już w 2 minucie, gdy po podaniu Waldemara Gancarczyka, z boku pola karnego wzdłuż bramki, Damianowi Kiełbasie do skutecznego zamknięcia akcji zabrakło dosłownie kilku centymetrów.
Piłkarze walczącej o pierwszoligowy awans Chojniczanki nie spodziewali się tak silnego oporu oławskiej drużyny, którą jesienią pokonali na wyjeździe aż 4:1. Z minuty na minutę grali więc coraz bardziej nerwowo i rzadko stwarzali sobie sytuacje do strzelenia goli. Najczęściej mieli je po rzutach rożnych lub wolnych, których koniński arbiter Tomasz Zieliński podyktował w tym meczu niezliczoną ilość. Praktycznie każdy kontakt rywala z przeciwnikiem, który miał piłkę, był przez sędziego odgwizdywany jako przewinienie. Pierwszą klarowną sytuację strzelecką z akcji gospodarze mieli dopiero w 13 minucie. Któryś z chojnickich pomocników przechwycił piłkę, zbyt słabo wybitą przez Radosława Florczyka, i podał na pole karne do Krystiana Feciucha. Ten wyłożył futbolówkę Danielowi Ferudze, który huknął z 16 metrów, ale nad poprzeczkę.
W 38 minucie skaczący do główki Krystian Feciuch potraktował z łokcia Michała Sikorskiego i jak się wkrótce okazało, złamał mu nos. Kapitan MKS nie mógł kontynuować gry i jego miejsce na środku obrony zajął Daniel Pawlak. Oławianie prawie przez 5 minut grali w dziesiątkę, bo tak długo trwało opatrywanie Sikorskiego, ale na szczęście dotrwali do przerwy bez straty gola.
Po zmianie stron spodziewano się zmasowanego ataku miejscowych, a tymczasem to przyjezdni prezentowali się lepiej. I to oni, a nie gospodarze, stwarzali groźne sytuacje pod bramką rywala. W 54 minucie Waldemar Gancarczyk podał na skrzydło do Patryka Jędrzejowskiego, który wymanewrował dwóch obrońców i strzelił atomowo z rogu pola karnego w samo okienko. Kibice widzieli już piłkę w siatce, a tymczasem kapitalną paradą popisał się Rafał Misztal i wybił futbolówkę na rzut rożny.
Golkiper Chojniczanki uchronił swój zespół przed utratą bramki także w 79 minucie, kiedy to po dośrodkowaniu Waldemara Gancarczyka z rzutu wolnego, z bliska główkował Krzysztof Gancarczyk.
W końcówce meczu gospodarze postawili wszystko na jedną kartę i zaatakowali niemal całym zespołem. W 88 minucie wywalczyli rzut rożny po którym Tomasz Mikołajczak z bliska wepchnął piłkę do oławskiej bramki. Arbiter najpierw wskazał na środek boiska, ale po chwili skonsultował się z sędzią asystentem i zmienił decyzję. Okazało się, że ciut wcześniej podający do Mikołajczaka Michał Markowski zagrał ręką.
Prawdziwy dramat oławianie przeżyli w doliczonym czasie gry. Zaczęło się od złego zagrania Daniela Pawlaka, który zamiast wybić piłkę do przodu, wyekspediował ją na aut. Po wznowieniu gry futbolówka trafiła do Marcina Garucha, który walcząc z Damianem Koziołem upadł artystycznie na murawę, na co nie po raz pierwszy w tym spotkaniu dał się nabrać arbiter i podyktował rzut wolny dla Chojniczanki. Piłkę na pole karne MKS wrzucił Daniel Feruga, a wprowadzony na boisko w 60 minucie Marin Orłowski piękną główką pokonał Radosława Florczyka.
Oławianie rzucili się jeszcze rozpaczliwie do odrobienia straty. W końcowych sekundach wywalczyli nawet dwa rzuty rożne, ale wrzutki Waldemara Gancarczyka zneutralizowali obrońcy miejscowej drużyny, która odniosła bardzo szczęśliwe i całkowicie niezasłużone zwycięstwo. Po ostatnim gwizdku sędziego piłkarze MKS przez kilka długich minut leżeli na murawie z twarzą ukrytą w dłoniach, jakby nie wierząc w to, co się przed chwilą stało…
*
Więcej szczegółów z pojedynku Chojniczanka - MKS SCA, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukazało się w sprzedaży w środę 1 maja.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze