Po niezłym, ale pechowo zakończonym środowym występie w Sosnowcu, oławscy kibice liczyli na dobrą postawę piłkarzy MKS także w pojedynku z katowickim Rozwojem. Trener Sebastian Sobczak ponownie przemeblował skład, dokładając do tego dwa nowe elementy w ustawieniu taktycznym. Na prawej obronie zagrał Mateusz Gancarczyk, natomiast Dominik Wejerowski, zajmujący dotąd najczęściej tę pozycję, występował w parze z Waldemarem Gancarczykiem jako defensywny pomocnik. Szybko okazało się, że nie było to najlepsze rozwiązanie. Najmłodszy z braci Gancarczyków nie czuł się najlepiej w roli obrońcy i to właśnie po atakach ze strony, którą pilnował, w pierwszym kwadransie meczu gospodarze stwarzali najwięcej zagrożeń pod oławską bramką. Waldemar Gancarczyk także nie radził sobie w defensywie, a jego brak w przedniej formacji spowodował, że do przerwy akcje ofensywne MKS mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. Pierwszy celny strzał na bramkę Rozwoju (wykonany przez Pawła Garygę), odnotowaliśmy dopiero w 33 minucie.
Katowicka drużyna, nazywana „Małą Barceloną” (w związku ze stylem gry, jaki preferuje), od pierwszych minut wyraźnie dominowała. Po szybkich i składnych akcjach piłkarzy Rozwoju co rusz kotłowało się pod bramką, strzeżoną przez Radosława Florczyka. Golem zapachniało już w 7 minucie, gdy Kamil Zalewski wyłożył piłkę Sebastianowi Gielzie, a ten huknął atomowo z 10 metrów, lecz nad poprzeczkę. Osiem minut później napastnik Rozwoju miał więcej szczęścia. Łukasz Winiarczyk precyzyjnie dośrodkował z rzutu rożnego, a Gielza wygrał pojedynek główkowy z Danielem Pawlakiem i gospodarze objęli prowadzenie.
Tuż przed przerwą gospodarze zdobyli drugiego gola. Stojący tyłem do bramki Gielza sprytnie podał do Macieja Wolnego, a ten strzelając z 10 metrów, omal nie rozerwał siatki.
Po przerwie widzieliśmy zupełnie inną oławską drużynę, w czym zapewne pomogła nie tylko „męska rozmowa” trenera z zawodnikami w szatni, ale również roszady w ustawieniu. Najważniejszą była zamiana pozycji między Krzysztofem a Waldemarem Gancarczykami. Ofensywnie usposobiony „Waldi” poprowadził teraz MKS do ataku.
W 60 minucie, po ładnej zespołowej akcji oławskiej drużyny, na czystej pozycji znalazł się Dawid Lipiński, ale sędzia asystent, który nie zauważył, że napastnikowi MKS piłkę wyłożył obrońca Rozwoju, zasygnalizował spalonego, a główny niestety potwierdził to gwizdkiem. Szkoda, bo była szansa na szybsze zdobycie kontaktowego gola…
Gospodarze odgryzali się kontratakami i po jednym z nich Wolny uderzył z ostrego kąta w słupek, a chwilę później Król minął na prawym skrzydle Sikorskiego i strzelił mocno z rogu pola karnego, ale niecelnie.
Po tej drugiej akcji gospodarze całkowicie się wypalili, a do końca meczu grał już tylko MKS. Po centrze Krzysztofa Gancarczyka z rzutu rożnego najwyżej do góry wyskoczył Michał Sikorski i głową wpakował piłkę do siatki.
Dramatycznie zrobiło się w doliczonym czasie gry. Oławianie wywalczyli wtedy dwa rzuty wolne. Przy pierwszym z nieco dalszej odległości podawał na pole karne Rozwoju Radosław Florczyk, ale Bartosz Soliński wyskoczył najwyżej i złapał piłkę. Drugi rzut wolny arbiter podyktował za faul na szarżującym po skrzydle Kiełbasie. Na polu karnym Rozwoju znaleźli się wszyscy zawodnicy, uczestniczący w meczu, łącznie z Radosławem Florczykiem, ale Waldemar Gancarczyk za mocno uderzył piłkę i ta ominęła bramkę. Po chwili sędzia odgwizdał koniec meczu, w którym oławianie przespali pierwszą połowę, a w drugiej zabrakło im czasu na wywalczenie przynajmniej remisu, na który z pewnością zasłużyli.
*
Więcej szczegółów z pojedynku Rozwój - MKS SCA, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukazało się w sprzedaży w środę 24 kwietnia.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze