Dziennikarze komentują
Gwiazdowicz chciał uczcić Marię i Lecha Kaczyńskich, a pozostali radni, czyli BBS i PO, nie chcieli. Takie prawo demokracji. Za tym sporem poszły jednak ostre słowa. W naszej gazecie pisaliśmy:
„Radni PiS rozmawiali o tym z koalicjantem w Radzie Miejskiej - klubem BBS. - Tego, co tam się działo, nigdy nie zapomnę - mówi Paweł Gwiazdowicz. - Tego chamstwa, tej wrogości do prezydenta...”. Itd., itp. (o sprawie pisaliśmy już parę razy).
Gdy rządząca koalicja odwołała Gwiazdowicza z funkcji przewodniczącego komisji prawa i porządku, ten poczuł się urażony uzasadnieniem uchwały w tej sprawie i podał 14 radnych do sądu. Za - jego zdaniem - pomówienie i znieważenie. W odwecie, gdy nie doszło do polubownego załatwienia sporu, 14 radnych pozwało Gwiazdowicza. Za pomówienie, jakiego miał się dopuścić w naszej gazecie, czyli publicznie, m.in. właśnie za pomocą słowa „chamstwo”.
Już wiem, że postraszenie Gwiazdowicza sporem sądowym odniosło skutek i radny wycofał oskarżenie. Zapewne podobnie uczynią pozostali radni, wycofają wniosek, wszyscy rzucą się sobie w objęcia i zajmą wreszcie jakąś pracą, a nie chodzeniem po sądach. Czegoś jednak w tym wszystkim nie potrafię pojąć. Wśród czternastki oburzonych, a może nawet pomówionych gazetowymi słowami Gwiazdowicza, jest czwórka radnych PO. Jak to możliwe, aby słowa, komentujące spotkanie radnych PiS z BBS poruszyły radnych PO do tego stopnia, że poczuli się pomówieni? Czy to możliwe, by koalicja BBS-PO była aż tak zwarta, że koalicjanci nie tylko głosują podobnie, ale nawet współodczuwają i z tego powodu są gotowi iść do sądu? Jeżeli nawet podczas jakiegoś spotkania wszystkich radnych, czyli także tych z PO, było ostro i padały mocne słowa, to w gazecie nie ma o tym słowa, a to przecież nie wiedza wtajemniczonych, tylko artykuł gazetowy był tutaj podstawą oskarżenia.
Jerzy Kamiński
Napisz komentarz
Komentarze