Trener MKS Sebastian Sobczak po raz pierwszy w rundzie wiosennej mógł tym razem skorzystać niemal ze wszystkich zawodników. Wyjątkiem był tylko Mateusz Peroński, który w pojedynku z Elaną dostał czwartą w sezonie żółtą kartkę, co oznaczało przymusową pauzę w jednym meczu. Na liście uprawnionych wiosną do gry w MKS nie będzie już także Dawida Babija, którego w połowie marca wypożyczono do GKS Grodków. Na ławce rezerwowych rozpoczął spotkanie z Jarotą Michał Sikorski, który w minionym tygodniu z powodu obowiązków zawodowych trenował mniej intensywnie. Jak się później okazało, ten czasowy brak „Sikora” miał duży wpływ na przebieg meczu, bo nie bez winy przy utracie pierwszej, przełomowej bramki, była zmontowana nieco inaczej niż zwykle oławska defensywa. Sikorskiego zastępował tradycyjnie Daniel Pawlak, natomiast na prawej stronie obrony zagrał Mateusz Gancarczyk, zaś Dominik Wejerowski występował w roli defensywnego pomocnika. Mając do dyspozycji wszystkich trzech braci Gancarczyków, trener Sobczak zdecydował się na ofensywny wariant gry, z dwoma napastnikami, którymi byli Dawid Lipiński oraz Krzysztof Gancarczyk.
W pierwszej połowie dało to niezły efekt, bo oławianie zdecydowanie przeważali. W 10 minucie, po dośrodkowaniu Pawła Garygi, z woleja i z powietrza chciał strzelić Damian Kiełbasa, ale nie trafił w piłkę. Chwilę później, po składnej zespołowej akcji, z 12 metrów uderzył Dominik Wejerowski, ale po rykoszecie od nogi obrońcy Jaroty, piła wyszła na rzut rożny.
W 29 minucie indywidualną szarżę przeprowadził Waldemar Gancarczyk, ale przed polem karnym zablokowali go jarocińscy defensorzy. Odbita piłka przypadkowo trafiła do Daniela Pawlaka, podążającego za akcją. Oławski obrońca przez chwilę był sam przed bramkarzem Jaroty, ale być może myślał, że jest na spalonym, bo uderzył nieprecyzyjnie i zmarnował stuprocentową sytuację.
W czasie przerwy obaj trenerzy dokonali roszad w składzie, ale szybko okazało się, że lepszego nosa miał szkoleniowiec Jaroty. Wprowadzony przez niego Karol Danielak wniósł bowiem bardzo dużo ożywienia do gry ofensywnej Jaroty. Trener Sobczak pozostawił natomiast w szatni Pawła Garygę, który rzeczywiście nie spisywał się najlepiej, ale być może dlatego, że był kryty indywidualnie, często przez dwóch piłkarzy Jaroty.
Po zejściu Garygi jarocinianie mieli więc więcej swobody i dzięki temu częściej konstruowali składne akcje ofensywne. W 54 minucie Sebastian Kamiński zacentrował na pole karne do Mateusza Śliwy, który główkując szczupakiem, z kilku metrów wpakował futbolówkę do oławskiej bramki.
Zszokowani po utracie gola gospodarze odpowiedzieli dobrą akcją dopiero w 67 minucie. Zza pola karnego uderzył Waldemar Gancarczyk, a dobijał z 15 metrów Patryk Jędrzejowski, lecz wprost w bramkarza. Ta niewykorzystana sytuacja szybko się zemściła. Atakujący lewą stroną Damian Pawlak podał do Karola Danielaka, a ten natychmiast przerzucił do Sebastiana Kamiñskiego, który przelobował wychodzącego z bramki Florczyka.
Załamani oławianie próbowali odrobić stratę, ale udało się jedynie zniwelować rozmiary porażki. Już w doliczonym czasie gry prawą stroną popędził Patryk Jędrzejowski i zagrał wzdłuż bramki do Jakuba Kalinowskiego, który z bliskiej odległości strzelił do siatki. Na wyrównanie zbrakło już czasu, bo chwilę później arbiter zakończył spotkanie.
*
Więcej szczegółów z pojedynku MKS - Jarota, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukazało się w sprzedaży w środę 3 kwietnia.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski







Napisz komentarz
Komentarze