Trzecie podejście oławian do rozegrania pierwszego wiosennego meczu o drugoligowe punkty okazało się skuteczne. Mimo utrzymującej się zimy i dokuczliwych opadów śniegu, jakie przetaczały się w minionym tygodniu przez Polskę, w tym także przez Dolny Śląsk, działacze polkowickiego klubu stanęli na wysokości zadania. Z ogromnym trudem, ale jednak przygotowali boisko na tyle, że sędziowie i przedstawiciel PZPN zadecydowali, iż można na nim rozegrać mistrzowskie zawody. Problemem była jednak niska temperatura (minus osiem stopni Celsjusza), która powodowała, że murawa była co prawda zielona, ale mocno zmrożona i w efekcie bardzo twarda. Piłkarze biegali po niej jak po betonie, a po każdym niemal upadku potrzebowali pomocy masażystów.
Gdy katowicki arbiter dał sygnał do gry, pierwsi zaatakowali gospodarze i już w 2 minucie byli bliscy zdobycia prowadzenia, ale Daniel Pawlak wybił piłkę na rzut rożny, po strzale Mateusza Bartczaka. Ten doświadczony zawodnik, z długą ekstraklasową przeszłością (w barwach lubińskiego Zagłębia oraz Cracovii), najbardziej dawał się we znaki oławskiej defensywie. Z konieczności ta kluczowa formacja oławskiej drużyny składała się w dużej części z młodych piłkarzy, bo nie mogli grać pauzujący za kartki Jakub Kalinowski i Michał Sikorski. W pomocy z tego samego powodu nie mogli natomiast wystąpić bracia Mateusz i Krzysztof Gancarczykowie, ale ich brak nie był tak dotkliwy, bo z niezłym skutkiem zastąpili ich pozyskani w przerwie zimowej Paweł Garyga i Patryk Jędrzejowski.
Po kilku minutach oławianie zorientowali się, że nie taki diabeł straszny i także śmiało zaatakowali. Najgroźniejsze akcje przeprowadzali lewą stroną, za sprawą dwóch szybkich piłkarzy MKS - Damiana Kiełbasy i wspomnianego Patryka Jędrzejowskiego. Najwięcej problemów sprawiał gospodarzom skrzydłowy MKS. Mimo iż na twardej murawie Jędrzejowski nie mógł w pełni wykorzystać swoich umiejętności, często był przez polkowickich defensorów faulowany. Sędzia dyktował więc rzuty wolne, które z reguły wykonywał Waldemar Gancarczyk. Po dośrodkowaniach kotłowało się pod bramką Damiana Primela, ale w pierwszy kwadransie efektów w postaci gola nie było.
Po stracie gola polkowiczanie próbowali odrobić stratę, ale poza kilkoma akcjami oskrzydlającymi i bezproduktywnymi dośrodkowaniami na pole karne MKS, do przerwy już nic nie zdziałali.
Po godzinie gry gospodarze rzucili się na oławian większą liczbą zawodników i to szybko przyniosło efekt w postaci wyrównującego gola. Akcję rozpoczął niezmordowany Mateusz Bartczak a zakończył Mateusz Szczepaniak - silnym i celnym strzałem z bliskiej odległości pod poprzeczkę.
Wydawało się, że gospodarze pójdą za ciosem, ale w 71 minucie Ariel Famulski po raz drugi w tym meczu nieprzepisowo powstrzymywał szarżującego Waldemara Gancarczyka, za co zarobił drugą żółtą, a w efekcie czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. Osłabieni polkowiczanie cofnęli się do obrony i skupili na utrzymaniu remisu. Oławianie uzyskali zaś optyczną przewagę, ale nie stworzyli większego zagrożenia pod bramką gospodarzy. Mecz więc zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów.
*
Więcej szczegółów z sobotniego pojedynku, także pomeczowe komentarze trenerów i piłkarzy obu drużyn oraz wyniki innych spotkań II ligi - w najnowszym papierowym wydaniu „GP-WO”, które ukaże się w sprzedaży w środę 27 marca.
Tekst i fot.:
Krzysztof A. Trybulski






Napisz komentarz
Komentarze