Piłka nożna II liga
- Wielu kibiców i kolegów z drużyny będzie zaskoczonych, gdy się dowie, że to właśnie ty prowadzisz po rundzie jesiennej w naszym gazetowym konkursie na najlepszego piłkarza MKS. Wyniki publikujemy w tej gazecie, na stronie 38.
- Sam jestem tym mocno zaskoczony, bo przecież należę do grupy najmłodszych piłkarzy w drużynie, w której gra sporo doświadczonych zawodników. Miałem chyba trochę szczęścia. Nie łapałem zbyt dużo żółtych kartek i z tego powodu nie musiałem pauzować, omijały mnie też kontuzje. Owszem, zdarzały się drobne urazy, ale dość szybko dochodziłem do pełnej sprawności i trener znowu mógł na mnie liczyć.
- Sebastian Sobczak potwierdza, że występowałeś we wszystkich meczach drugoligowych nie tylko dlatego, że jesteś młodzieżowcem, ale po prostu byłeś w dobrej formie.
- Cieszy mnie taka opinia, ale nie jestem zadowolony z własnej dyspozycji. Tak samo zresztą jak z gry całej drużyny, która mogła być chociaż ciut lepsza, a przede wszystkim dać nam trochę więcej punktów. Te siedemnaście "oczek", które zgromadziliśmy w rundzie jesiennej, nie pozwalają nam spać spokojnie w czasie przerwy zimowej.
- Być może to był trochę za duży przeskok? Po latach tułania się w rozgrywkach dolnośląskich, a potem dolnośląsko-lubuskich, wskoczyliście jakby z marszu na głęboką wodę, czyli do II ligi, w której występuje kilka markowych zespołów.
- I dodajmy, że w wielu drużynach, z którymi jesienią rywalizowaliśmy w II lidze, grają zawodnicy z ekstraklasową przeszłością, mający także na koncie występy w zagranicznych klubach. Walka z nimi nie była łatwa. W wielu ważnych momentach brakowało nam tego boiskowego cwaniactwa, które mają tamte zespoły i występujący w nich rutynowani piłkarze.
- Jesteś nominalnie prawoskrzydłowym, ale często widać cię było także po lewej stronie boiska.
- To wynikało z taktyki gry pod konkretnego rywala. Gdy wiedzieliśmy, że oni mają np. słabszego defensora i pomocnika na prawej stronie, to ja z reguły zaczynałem też na prawej, ale dla tych przeciwników przeciwległej. Tam natomiast straszył ich mój starszy brat Krzysiek, który ma więcej doświadczenia i lepiej niż ja potrafi wykorzystać błędy rywala. Gdy Krzysiek miał problemy kondycyjne, co mu się zdarzało, kiedy grał od początku spotkania po świeżo zaleczonej kontuzji, to wtedy trener desygnował mnie na drugą stronę, bym mógł wykorzystać słabość rywala.
- W przeciwieństwie do wielu kolegów z drużyny, ty masz żelazne płuca. Pamiętam jak w meczu z Chrobrym w Głogowie, bodajże w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, przebiegłeś niemal przez całe boisko w tempie, jakiego by się nie powstydził Usain Bolt.
- Graliśmy na pięknym stadionie, przy sztucznym świetle i licznej widowni, to pewnie mnie dodatkowo zdopingowało (śmiech). Staram się cały czas utrzymywać dobrą kondycję. Oprócz treningów, które prowadzi Sebastian Sobczak, systematycznie chodzę także na siłownię, na zajęcia z Maciejem Bychem, który jest naszym trenerem personalnym, odpowiadającym za przygotowanie fizyczne.
- Czy teraz, jako drugoligowcy, trenujecie intensywniej niż w III lidze?
- W zasadzie nie. Ilość i intensywność zajęć w tygodniu nie różni się zbytnio, od tego, co było w poprzednich sezonach. Nie możemy, niestety, trenować również przed południem, czyli co najmniej dwa razy dziennie, jak to się dzieje w wielu innych zespołach drugoligowych. Wynika to z kilku przyczyn. Trener pracuje do południa w szkole, a kilku moich kolegów, oprócz gry w piłkę, pracuje zawodowo w różnych firmach. Mamy również w zespole kilku chłopaków, którzy studiują stacjonarnie i większość zajęć mają przed południem.
- A co, oprócz gry w piłkę, robi zawodowo Mateusz Gancarczyk?
CZYTAJ DALEJ: [STRONA]
- Skończyłem szkołę zawodową w oławskim ZSP nr 2, przy ulicy 3 Maja, a teraz kontynuuję naukę w szkole średniej, w systemie zaocznym.
- Trenujecie tak samo jak w III lidze, a przecież wymagania drugoligowe są dużo wyższe, o czym kilka razy boleśnie się przekonaliście.
- To prawda, ale w pewnym sensie byliśmy na to przygotowani. Jesteśmy beniaminkiem, niemal wszystko w tej lidze jest dla nas nowe i trudne.
- Wydawało się, że w tej sytuacji powinno być wam łatwiej w meczach na oławskim stadionie, a tymczasem większość punktów zdobyliście na wyjazdach...
- Do końca nie wiem, z czego to wynika. Pewnie trener lepiej by to przeanalizował i wyjaśnił. Być może mamy większą tremę przed własną publicznością?! Na pewno rywale, grając u nas, bardziej się mobilizują, tak jak my w pojedynkach wyjazdowych.
- Jaki wpływ na twoją grę miało to, że w drużynie występowali najpierw trzej, a teraz już czterej bracia Gancarczykowie? Trzeba jeszcze dodać, że piąty, najstarszy z tych, którzy są związani z MKS, czyli Andrzej, siedzi na ławce obok trenera, jako jego asystent.
- No tak, to chyba już kiedyś dyrektor Witkowski powiedział, że "Gancarczyków ci u nas dostatek" (śmiech). Na pewno dla mnie to jest dobra rzecz, bo przecież znamy się jak łyse konie i w wielu sytuacjach możemy się porozumiewać na boisku bez słów. Myślę jednak, że każdy z nas gra trochę inaczej i nie tylko dlatego, że występuje na różnych pozycjach, wnosi inną wartość do zespołu. Inną rolę ma Waldek, który jest rozgrywającym, inną Krzysiek, chociaż gra na podobnej pozycji do mojej...
- ...a na finiszu rundy jesiennej doszedł jeszcze Marek...
- On był przy nas już w lecie, od początku przygotowań do rozgrywek w drugiej lidze. Cały czas z nami trenował, także wiele podpowiadał. Ma przecież spore doświadczenie, wyniesione z ekstraklasy. Ja osobiście wiele zawdzięczam właśnie Markowi, bo jego rady i podpowiedzi okazywały się bardzo cenne. Drużyna miała z tego także pożytek, a chyba największy w tym ostatnim bardzo ważnym meczu z Ruchem Zdzieszowice...
- ...w którym Marek Gancarczyk wywalczył dwa rzuty karne i w decydujący sposób przyczynił się do wygranej, w pojedynku za przysłowiowe sześć punktów. Ta braterska więź jest chyba dla was szczególnie ważna od momentu, gdy w krótkim czasie straciliście tatę i mamę.
- Zawsze byliśmy ze sobą bardzo zżyci i często też pomagaliśmy mamie w różnych obowiązkach domowych. Dzięki temu łatwiej nam teraz funkcjonować w życiu, gdy już nie ma z nami rodziców. Potrafimy sami ugotować sobie obiad, wyprać i wyprasować ciuchy, zrobić zakupy...
- ...czyli robić rzeczy nie zawsze przypisane mężczyznom. Z tego, co wiem, mieszkacie razem we czwórkę - ty, Waldek, Krzysiek i Andrzej. Czterech chłopaków, grających w piłkę i to w jednej drużynie. Nie macie siebie czasami dość?
- Jak chyba w każdej rodzinie, u nas też zdarzają się drobne konflikty, ale to są naprawdę drobiazgi. Wiadomo przecież, że brat bratu oka nie wykole! Andrzej jest najstarszy i z reguły on rozstrzyga wszystkie spory, ale na szczęście nie musi tego zbyt często robić. Tak jak na boisku, również w życiu prywatnym staramy się grać zespołowo...
- Dziękując za rozmowę, życzę spokojnego zimowego wypoczynku i udanych przygotowań do rundy wiosennej, w której, mam nadzieję, jedną z głównych ról w drużynie MKS nadal odgrywać będzie skrzydłowy Mateusz Gancarczyk.







Napisz komentarz
Komentarze